rozdział 31

482 23 1
                                    

Justin odwrócił głowę w stronę gdzie słychać było wystrzał. Złapał mocno za moją rękę i obrócił ciało by mógł osłaniać mnie swoimi plecami. Zaczęłam trząść się jak galareta, ale każde dotknięcie Justina mnie uspokajało. Szliśmy powoli w stronę okna prowadzącego do domu. Justin sięgnął ręką do doniczki w której znajdował się ukryty pistolet. Rozsunął drzwi okna i wślizgnęliśmy się do środka. Trzymał dłonie owinięte o broń w górze, by w każdej chwili mógł oddać strzał. Rozglądał się na boki, zachowywał się cicho by wyczuć jakieś podejrzane dźwięki, kroki, by zobaczyć jakieś dowody na to że nie jesteśmy bezpieczni. Po chwili rozległy się kolejne dzwięki pistoletu. Pociągnął mnie w dół po schodach. Znaleźliśmy się na dole, gdzie usłyszeliśmy śmiechy. Justin wyszedł zza rogu trzymając broń przed sobą. Jego barki natychmiast opadły. Kąciki jego ust uniosły się ku górze po czym kręcąc głową z lewej do prawej strony położył dłonie na biodrach. Spojrzałam na niego zirytowana.
-Nie chcesz tego widzieć.
Zdezorientowana i lekko wystraszona sięgnęłam po miotłę i wyszłam zza rogu. Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę przyprowadzając na miejsce gdzie stał wcześniej.
Spojrzałam na niego unosząc brwi i zakładając ręce na piersi.
Chyba dostrzegł moje zażenowanie. Ujrzałam lalkę postrzeloną w 4 miejscach. Miała zastrzelone genitalia. Wiedziałam, że to one, bo w tym miejscu było przyklejone małe, różowe dildo. Na miejscu jej głowy znajdowało się zdjęcie. Nie byle jakie. Na tym zdjęciu widniała podobizna Jacksona. Popatrzyłam na chłopaków, którzy siedzieli tam i obracali pistoletami. Uśmiechając się od ucha do ucha. Moje ramiona opadły po czym popatrzyłam na nich z zażenowaniem.
-Ćwiczyliśmy celność.-powiedział Ashton utrzymując uśmiech na twarzy.
Westchnęłam i opuściłam pokój kierując się do salonu. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor.
Słyszałam jak ktoś wchodzi po schodach i kieruje się do kuchni. Ja jednak nie przeszkadzałam sobie i dalej oglądałam Kardashianów. Po chwili osoba, która tworzyła w kuchni ujawniła się. Jacob przysiadł się do mnie i podał mi szklany kufel z kremem z bananów. Przepięknie pachniało. Chłopak objął mnie i uścisnął mój tors. Czułam się, jakby przytulał mnie mój tata.
Emitowało z jego serca ciepło a jego oczy odzwierciedlały troskę.
-Czy panna zażenowana nadal się na nas gniewa?- zapytał.
-A czy panna zażenowana w ogóle się pogniewała?
-Tak właśnie było.
-Nie, nie, nie.
-Dobra, przyznaj, że tak.
-Słuchaj Jacob, nie jestem zła, ja po prostu uznałam wasze zachowanie za żałosne.
-Co w tym było żałosnego?- zmarszczył czoło.
-Jackson nie żyje, koniec. Po co to wygrzebywać? Należy mu się teraz spokojna śmierć, bo zapłacił już zdecydowanie za dużym darem za swoje czyny. Śmiercią.
-Kylie, On Cię skrzywdził.- przypomniał mi.
-Skrzywdził czy nie, nie zasługiwał na śmierć.
-Musiał zapłacić za to co zrobił nam, a przede wszystkim Tobie. Nie rozumiesz, że chcemy Cię chronić?-krzyknął.
-Ja...- źle reagowałam na krzyki. Nie lubiłam, gdy ktoś podnosił na mnie głos.
-Ja nie potrzebuje ochrony, nie jestem dzieckiem.-wydukałam z siebie.
-Potrzebujesz, kurwa bo jesteś częścią nas.- znów krzyknął podnosząc się na równe nogi.
Znieruchomiałam.
Usadowiłam tyłek głęboko w skórzanym fotelu zakładając ręce na piersi i spuszczając głowę.
-Nie możesz się obwiniąć o śmierć tego sukinsyna. On sprawił, że poczułaś się źle. Justin udusiłby go gołymi rękami, gdybyś tego nie widziała. Justin Cię kocha, chce Cię chronić za wszelką cenę.
-Ja też go kocham.
-Więc kochaj też siebie.- krzyknął jeszcze głośniej.
Nie odzywałam się a z moich oczu popłynęły łzy.
Usłyszałam westchnięcie Jacoba. Kucnął by być ze mną na tej samej wysokości.
-Przepraszam.
-Nie, ja... nienawidze, kiedy ktoś na mnie krzyczy.
-Przepraszam, poniosły mnie emocje.
-Po prostu zostaw mnie w spokoju.- wstałam i ruszyłam w stronę sypialni zostawiając go siedzącego na kanapie trzymającego się ze złości za głowę.
Wchodząc rzuciłam się na łóżko. Usadowiłam się tam i zanurzyłam myśli we wspomnieniu z wczoraj. Nie rozumiałam dlaczego umysł obwiniał mnie o to, że przeze mnie zginął człowiek. Przecież ta osoba w kilka godzin zniszczyła mi doszczętnie psychikę. Sprawiła, że zaczęłam się obwiniać o jej śmierć, mimo że mnie skrzywdziła. Nie wiedziałam, że śmierć kogoś może w tak szybkim czasie zacząć wprawiać o poczucie winy. Miałam za dużo myśli w swojej głowie, by móc uporządkować wszystko od tak. Siedziałam tam opierając się o miękkie skórzane oparcie. Przyglądałam się wszystkiemu, byleby nie myśleć o tym wszystkim co wydarzyło się ostatnie kilka godzin temu. Usłyszałam nagłe pukanie do drzwi. Lekko drgnęłam przyciągając swoje kolana do torsu.
-Proszę.-powiedziałam ledwo słyszalnie.
Drzwi otworzyły się a w nich stanął Justin.
-Pukasz do swojego pokoju?-zapytałam.
-W zasadzie, to nie chciałem wparować. Wolałbym Cię teraz nie straszyć, bo wydajesz się niebezpieczna z tą miotłą.-powiedział.
Zachichotałam.
-Jeszcze jeden taki wybryk w moją stronę a wszystkich was pozamiatam.
Uśmiechnął się lekko.
-Co jest z Jacobem?
-Nieważne, trochę się posprzeczaliśmy.
-Ważne, bo w końcu Ty jesteś moją dziewczyną a On moim kumplem.
-Justin, nie wgłębiaj się w to.
-Powiedz mi o co poszło.
-Justin.
-Mów.
Poczułam się bezsilna.
-Chodzi o tą sytuacje na dole.
-Co w niej nie tak?
-To że Jackson nie zasługuje na to, żeby go ośmieszać po śmierci, zwłaszcza że poniósł wysoką karę.
-Kylie, On Cię skrzywdził.
-Kolejny- przewróciłam oczami.
-Zamierzasz mi powiedzieć, że nie mam racji? że wcale nie płakałaś wtedy pod prysznicem? że nie bolą Cię te wszystkie siniaki? Dalej, Kylie czego jeszcze nie wiem co? Może powiesz mi, że to Twoja wina, że Cię chciał zgwałcić?- wymachiwał rękami.
-Ale...- zatrzymałam się.
-Racja, przepraszam.- dodałam.
-Oni wszyscy chcą Cię chronić, ja najbardziej. Zrobili tą akcję, bo go nienawidzą i nie mogą pogodzić się z tym że zrobił Ci krzywdę. Może to nie jest zbyt dorosłe ale musisz ich zrozumieć.
-Tak Justin, wiem.
-Chodź tutaj.-rozłożył ramiona i przytulił mnie mocno, gdy do niego podeszłam.
Uśmiechnęłam się i ruszyłam do salonu. Ujrzałam Jacoba w tej samej pozycji w jakiej go pozostawiłam. Kiedy podeszłam do niego On natychmiast wstał i popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. Przytuliłam go, bardzo mocno, by móc pokazać mu że się nie gniewam po czym oboje usłyszeliśmy chrząknięcie Justina. Odwróciliśmy głowy w jego stronę.
-Spokojnie Bieber, przecież Ona Cię kocha.
Przechylił głowę i uśmiechnął się pełen radości.
Po wszystkim zdecydowałam, że pójdę do sypialni i wezmę prysznic. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Ujrzałam Justina, który stał tyłem do mnie. Po jego ciele spływały krople wody. Wszystko zaparowało. Zdjęłam z siebie ubrania i weszłam do niego. Dotknęłam jego karku po czym odwrócił się i uśmiechnął. Przyciagnął mnie do siebie. Pocałowałam jego klatkę piersiową tym samym mocząc swoje usta. Był gorący i to nie była tylko zasługa gorącej wody. Oblizywał usta na mój widok szepcząc mi do ucha.
-Już nigdy więcej nie weźmiesz kąpieli sama.

my fuckin perfectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz