Trzydzieści dwa

1.3K 92 17
                                    

Testy okazały się być łatwe. Odpowiedziałam na wszystkie pytania i mam nadzieję na jak najwyższe wyniki.
Oddaję swój arkusz z ostatnim testem na biurko komisji przed czasem, dziękując Bogu, że mam to już za sobą.
Martwię się o swojego chłopaka, który nie pokazał się na ani jednym teście a w dodatku nie odbiera telefonu od kilku dni. Mam złe przeczucia, ale modlę się, żeby jego zniknięcie nie miało nic wspólnego z Q.
W drodze do domu wybieram numer Nathana kilka razy. Za każdym razem odpowiada mi głuchy sygnał. Próbuję jeszcze raz i zostawiam wiadomość na jego poczcie głosowej.

-Nate, tu Lisha. Odezwij się do mnie, bo zaczynam wariować ze strachu.

Chowam telefon do kieszeni spodni i idę szybkim krokiem do domu. Wbiegam po schodach na górę.

-Dzień dobry! -witam się z sąsiadką z dołu, mijając ją na schodach.

-Dzień dobry. -odpowiada mi starsza pani.

Wchodzę do mieszkania. Ściągam buty. Z impetem wchodzę do pokoju. Rzucam marynarkę na krzesło i ściągam przez głowę białą koszulę. Rozpinam rozporek.

-Jak ci poszło? -słyszę za sobą.

Podskakuję ze strachu i zaczynam piszczeć. Odbiegam jak najdalej, w drugi kąt pokoju i oddycham szybko. W oczach mam łzy. Zapinam spodnie i staram się zakryć brzuch.

-Nie chciałem cię wystraszyć, przepraszam. -mówi ostrożnie Nathan.

-Gdzieś ty był? -pytam i podchodzę do niego. 

Jestem jedynie w staniku i dżinsach z wysokim stanem. Nie zwracam na to uwagi. Podchodzę do mojego chłopaka i obejmuję go za brzuch.

-Martwiłam się. -pociągam nosem.

-Już nic się nie dzieje, myszko. -gładzi mnie po plecach i przytula mnie mocno.

-Gdzie byłeś? -pytam.

-Musiałem załatwić swoje sprawy.

Przenosimy się na fotel. Siadam na jego kolanach i opieram się głową o jego ramię. Patrzę na niego z dołu.

-Nie zależy ci na egzaminach? -zagaduję. -Dlaczego nie odbierałeś i nie przyszedłeś na egzaminy?

-Ja już mam w życiu to, czego chciałem. -splata dłonie na moim brzuchu.

-Co takiego?

-Pracę, którą lubię, chwilowo najlepszą dziewczynę na świecie. -pociera nosem mój nos.

-Chwilowo? -pytam zawiedziona.

-Przecież niedługo wyjedziesz na studia, Lisho. -przypomina mi.

Coś w jego głosie brzmi tak, jakby chciał ze mną zerwać, ale nie do końca wiedział jak. Robi mi się okropnie przykro, kiedy myślę sobie, że chce ze mną zerwać zaledwie po niecałym miesiącu związku.

-Nie muszę wyjeżdżać. Mogę złożyć papiery na uczelnie w Londynie. Co to za problem?

-Zostałabyś tu dla mnie? -pyta zdziwiony.

-Jeśli byłbyś przy mnie, zostałabym. -mówię zanim zdążam pomyśleć.

-A jeśli nam się nie uda? -pyta cicho.

-Myślisz, że nam się nie uda? Proszę cię. Jesteśmy dwójką największych przegrywów jakich znam. Co mogłoby pójść nie tak? -żartuję.

-Otóż to, Lisho. Kompletnie wszystko. -mówi smutnym głosem i spuszcza wzrok na moje uda.

-Zostanę w Londynie. Przyrzekam. -podnoszę jego podbródek, zmuszając, żeby na mnie spojrzał.

Widzę, że jest mu smutno. Coś go gryzie i albo nie wie jak o tym ze mną porozmawiać, albo po prostu nie chce mi o tym mówić.

          

-Dla mnie? -szepcze.

-Dla nas. -całuję go w nos, na co śmiesznie go marszczy.

-Możesz założyć bluzkę? Strasznie mnie rozpraszasz. -dotyka dłonią mojej talii.

Chowam buzię pomiędzy jego szyją i ramieniem. Jest mi wstyd jak chyba nigdy wcześniej. Chociaż przeżyłam w swoim życiu dużo żenujących sytuacji.

-No idź. -zaczyna trząść udami, żebym zeszła.

Schodzę szybko z jego kolan i wyciągam z szafki jakąś rozciągniętą, czarną koszulkę. Wciągam ją na siebie.
Ściągam gumkę do włosów z nadgarstka i związuje włosy w byle jakiego koka.

-I jak? -pytam, opierając brodę na grzbiecie dłoni, jakbym się prezentowała.

-Przepięknie. -posyła mi rozbawiony uśmiech.

Biorę z komody krótkie dresowe spodenki. Idę się przebrać do łazienki i przy okazji zmywam makijaż, którego nie było zbyt wiele, a później wracam.
Nathan dalej siedzi wygodnie na fotelu. Jest widocznie zamyślony, ale sprawia wrażenie mniej smutnego niż wcześniej.

-Lubię cię taką. -mówi.

-Tak? Jaką? -pytam z uśmiechem.

-Uśmiechniętą, w takiej fryzurze i w takich ciuchach. -rozchmurza się. -i bez makijażu.

Macham ręką i kładę złożone dżinsy na szafce.

-Myślisz, że byłabym ładniejsza, gdybym była wysoka? -zastanawiam się na głos.

-Jesteś najpiękniejszą kobietą na całym bożym świecie. -mówi po zastanowieniu.

-Jest jakiś nie-boży świat? -patrzę na niego zaciekawiona tym, co mi odpowie.

-Nie ma. Właśnie dlatego jesteś najpiękniejsza. -puszcza mi oczko.

Siadam mu na kolanach okrakiem i przytulam się z całej siły.

-Dziękuję.

-Jest ci zimno, myszko? Strasznie się trzęsiesz. -przytula mnie do siebie i próbuje ogrzać.

-To ty się cały trzęsiesz, kochanie. -mamroczę w jego ramię.

-Jestem twoim kochaniem? -przesuwa dłońmi po moich plecach.

-Właśnie tak cię nazwałam. -mówię i zaciskam ramiona jeszcze mocniej.

-Jak ci poszły egzaminy? -zmienia zwinnie temat.

Odsuwam się od niego na długość ramion, ale nie schodzę z jego kolan.

-Czemu cię na nich nie było? -pytam oschłym głosem.

-Nie zależy mi na jakichś tam egzaminach, ale jeśli tak cię to interesuje, to miałem kilka spraw do załatwienia. -mówi oschle. -W ogóle, co cię to interesuje? -fuka.

-Uspokój się, Nate. -mówię do niego spokojnym głosem. -Ja tylko się o ciebie martwię, w porządku? -staram się go uspokoić.

-Okej, nie bądź śmieszna, Felicia. Ty się nie martwisz o nikogo, tylko chcesz żeby ktoś się w końcu martwił o ciebie. -mówi pobłażliwie. -Bo, ups, -zakrywa cynicznie usta dłonią. -każdy ma cię w dupie.

Mam łzy w oczach. Schodzę z jego kolan i patrzę na niego.

-Masz rację. -mówię mu, po czym pociągam nosem. -Każdy. Dzięki za przypomnienie.

-Lisha, ja wcale nie chciałem tego powiedzieć. -mówi smutnym głosem, jakby dopiero zrozumiał to, co powiedział.

-Wyjdź Nathan. -przykładam do oczu dłonie i kilka razy pocieram.

Każdy kłamie, dziewczyno. ||n.h.||Where stories live. Discover now