5. Nie odchodź

36 10 1
                                    


Przez całą drogę zbierałam się aby w jakikolwiek sposób zagadać do O'Briena. Cokolwiek tylko żeby nie siedzieć w tej ciszy, która wydawała mi się dziwnie krępująca, jakby między nami zostało coś niedopowiedziane. W głowie wciąż układałam nowe scenariusze rozmów. Nerwowo przygryzałam wargę myśląc intensywnie. Miałam wrażenie, że gdy wysiądę z autobusu Dylan już nigdy się do mnie nie odezwie. Stwierdzi, że po tak nudnej ciszy nie ma po co się ze mną zadawać. Przecież nie mamy o czym gadać. Nie znamy się. Stracę go tak szybko jak go zyskałam.

Gdy na horyzoncie pojawił się zarys szkoły i autobus zatrzymał się na przystanku Dylan wstał aby wyjść i wtedy szybko wypowiedziałam słowa, bez zastanowienia, w nagłym ataku paniki mając nadzieje, że trafią w próżnię niż do Dylana:

- Nie odchodź, nie poradzę sobie sama – spojrzałam jeszcze raz w jego zdumione oczy i zostawiłam go samego w przejściu, po prostu uciekłam.

Brawo Bariel, dobry początek znajomości. Czemu zawsze muszę mówić takie głupoty? Już lepiej jak siedzę cicho. Tak bardzo nie potrafię uporządkować tego co siedzi mi w głowie. Do mojej głowy szybko trafiają myśli, czasami zostają w niej na dłużej, a czasami wylatują jednym uchem. Cały czas nad czymś myślę. Jestem niczym filozof, który zgłębia tajemnice opakowania ryżu. Ileż tam może być ziarenek? 1000? A może tylko 400? Kto to wie? Na pewno nie ja. I właśnie w taki sposób toczy się moje życie; bezsensowna egzystencja. Nie robię nic ważnego, nie myślę nad niczym ważnym, nie dokonam rzeczy przełomowych. Jestem tylko Bariel, małym człowiekiem, który jest niczym kamień w rwącej rzece tego świata; wciąż stoi w miejscu. Właśnie o tym mówię: płytkie myśli filozoficzne w mojej głowie.

Tyradę moich rozmyślań przerwało znajome parsknięcie tuż nad moim uchem, na co oczywiście podskoczyłam przestraszona.

- Wiesz, że jak nad czymś bardzo rozmyślasz to robisz różne miny, jakbyś toczyła wewnętrzny monolog? – któż inny jak nie Dylan O'Brien – jedna z trzech osób, która się do mnie odzywa na tym szarym padole śmierci. Tak dla pewności mówiąc o trzech osobach mam na myśli moją matkę, O'Briena i kasjerkę z monopolowego.

- Cóóóż, nie wiedziałam o tym, dzięki za ciekawy fakt – odruchowo spojrzałam w te oczy – poza tym właśnie toczyłam wewnętrzny monolog. Taki monolog o niczym. Mam tak przez całe życie, niestety – posłałam mu promienny i co ważne szczery uśmiech. Po tym uśmiechu może jednak nie weźmie mnie za kompletną wariatkę.

- Ach, więc już wiem czemu jesteś taka zamyślona – przekomarzał się ze mną – naprawdę przez cały czas rozmawiasz ze sobą w myślach – chłopak zrobił zeza, co miało sugerować, że jednak uważa mnie za wariatkę

- Tak – zmarszczyłam nos, bo znów uświadomiłam sobie, że przez cały czas ignoruje życie, które mnie – kamień – opływa.

- Czy ... czy moglibyśmy wrócić do tematu autobusu? – spytał, miałam jednak nadzieje, że ten temat nie zostanie poruszony. No cóż jak się już wywołało wilka z lasu...

- To? Pff tak mi się powiedziało – próbowałam wszystko obrócić w żart, jednak gdy zobaczyłam spojrzenie Dylana momentalnie zrobiło mi się gorąco

- Skarbie... - zaczął, ale na moje szczęście przerwał mu dzwonek. To był idealny pretekst żeby uciec

- Dzwonek na lekcje! Muszę uciekać! Porozmawiamy później – zaczęłam się oddalać, gdy poczułam szarpnięcie za rękę

- Księżniczko, pierwsze zajęcia mamy razem, więc chyba pozwolisz żebym towarzyszył ci w drodze do klasy? – ten perfidny, sarkastyczny wyraz twarzy wyrażał wszystko. Naburmuszona podreptałam za chłopakiem. Ta rozmowa jednak mnie nie ominie.

Myślałam, że Dylan jest zły, ale on tylko wziął mnie za rękę. Prowadził mnie przez ten gęsty tłum, nie pozwalając się zgubić. Czułam jego silny uścisk dużej dłoni na mojej małej i chudej ręce. Jego długie palce w fascynujący sposób oplatały moje. Byłam aż za nadto świadoma dotyku jego skóry, która w delikatny sposób ocierała się o moją. Prawie podskoczyłam gdy jego kciuk zaczął zataczać małe delikatne kółka nad moim nadgarstkiem. Wtedy uświadomiłam sobie, że nikt nie trzymał mnie za rękę w ten sposób, w żaden sposób. Jeden uścisk dłoni, a czułam się tak dobrze, bezpiecznie, na właściwym miejscu. Tak jakby ktoś trzymał w dłoniach nie moja rękę, a serce.


Don't GoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz