- Jesteś do dupy - pokwitowała Bena, Martina.
-Oh, zamknij się dziecko - patrzyłam ma nich i chciałam się śmiać. Zachowywali się jak dzieci w przedszkolu.
- Dziecko to ty będziesz miał na ryju - zmierzyła go wzrokiem.
Od kwadransu patrzę na ich kosmiczną kłótnię. Łzy już mi wyschły, chociaż i tak jestem smutna, no ale jestem dobrą aktorką.
-Grozisz mi? - spytał z niedowierzaniem.
-Nie, tylko grzecznie sugeruje byś zamknął jadaczkę - dziewczyna zrobiła uroczą minkę.
Chłopak prychnął. Unikał mojego wzroku, czemu?
- Nie odpowiesz mi?- spytała Czarnowłosa.
-A mam ci odpowiadać?- spojrzał na nią z furią... On... Jego... Oczy były czerwonę i lała się z nich krew. Zaczęłam krzyczeć i znowu się rozpłakałam.
-No kurwa brawo imbecylu - poczułam na sobie wzrok blondyna. On miał czerwone oczy! Jeszcze z krwią!
-Ja.. - chciał z siebie coś wydusić, ale wcięła mu się dziewczyna.
- Dobra nie tłumacz się, po prostu ją zostaw. A i triki na mnie nie działają, tam masz łazienkę i umyj twarz, proszę - powiedziała kąsliwie.
-Sugerujesz, że jestem brudny? - spytał z wyraźnym oburzeniem.
-Nie wiesz, jedynie alarmuje, że masz brudne policzki od sztucznej krwi
-Co kurwa??!- wydarł się Ben.
Otwarłam oczy, wycierał krew, rozmazując ją przy tym.
- oh... Zaraz sobie twarz zniszczysz - powiedziała Mart. Zaśmiałam się cicho.
-Weź dziecko spadaj na drzewo - jego oczy znowu przybrały barwę czerwoną.
Szturchnełam go lekko, jego oczy spojrzały na mnie. Uspokoił się, a jego oczy odzyskały dawną miodowatą barwę.
-Przesadzasz kolo - Martina też się teraz wściekła. Oni się po zabijają, ja to wiem. Czuję to w kościach.
-Ale co? Niestety nie mam żadnych drzew ani kwiatów - zza pleców wyjął małą stokrotkę, jak ja dawno nie widziałam kwiatu. Blondyn dał mi go.
Patrzyłam na białe cudo, jakbym nigdy nie widziała kwiatka, ale taka prawda. Jego zapach był cudowny.
-Kwiatkiem jej nie przeprosisz - fukneła czarnowłosa.
-Jesteś zazdrosna o kwiata?- z niedowierzaniem spytał chłopak.
Zaśmiałam się cicho. Ich kłótnia była śmieszna.
-Nie, tylko mówię, że kwiatek jest niczym - dziewczyna usiadła obok mnie. W jej ślady poszedł Ben.
-Czasem Kwiat jest lepszy niż tysiące drogich rzeczy, tysiąc słów bez sensu - szeptnęłam.
Nie zwracali na mnie uwagi. Co za... Cioty.
- Mogę jej dać nawet całe pole kwiatów i do tego wszystko dostanie na co będzie miała ochotę - wycedził przez zęby Ben.
-Ja mogę jej dać wiele więcej, mogę pokazać jej jak to jest mieć rodzinę i dużo innych rzeczy... A ty? Ona się ciebie boi człowieku, więc odpierdol się od niej- dziewczyna pokazała mu fucka.
-Lepiej uważaj na czyny i słowa dziewczynko - Blondyn był na załamaniu nerwowym.
Czarnowłosa nie wytrzymała i rzuciła się do walki z chłopakiem. Nie chciałam na to patrzeć, słyszałam tylko cichy krzyk. Nic więcej, po czym śmiech gdzieś zdala od łóżka.
-Debil..- fukneła dziewczyna.
-sama jesteś debilem - powiedział z triumfem Ben. - ale... Masz nawet mocny sierpowy
Ale mnie to obchodzi! Niech się zamkną, chce odpocząć. Położyłam się na łóżku i przykryłam się kołdrą. Było cieplej niż w dawnym szpitalu. Ale i tak stąd ucieknę.
-Co się tutaj dzieje!?- do pokoju wparowała Elizabeth. Była wściekła.
-To jego wina!- wskazała na Bena, który stał przy drzwiach od łazienki.
- Kogo?- kobieta chyba nie widziała chłopaka. To tylko my go widzimy?
-No Bena!- dziewczyna patrzyła na blondyna, który śmiał się z całej tej sytuacji.
-Martina, za mną proszę!- krzyknęła kobieta i zrobiła czarnowłosej miejsce do wyjścia. Ona idzie na wojnę pomiędzy lekami a rozumem. Lekarka najprawdopodobniej zabrała ją do swojego gabinetu skąd przejdzie na obserwację. No to się na robiło.
-Brawo Ben- powiedziałam na niego wściekła. Wtuliłam głowę w poduszkę. Teraz to przesadzili, miało się nikomu nic nie stać.
-Zaśnij...- pierdolił mi już od godziny blondyn. Ja nie chcę spać, boję się o Mart. A jeżeli coś jej się stanie? Byłam już lekko śpiąca, ale co mi z tego? Nie mogę się skupić na spaniu.
-Nie chcę - mruknęłam.
Chłopak usiadł przy mnie. Czuję na sobie jego wzrok. Nastała cisza, taka grobowa cisza.
Po ośrodku rozszedł się krzyk, przez który wstałam. Co to było? Kto krzyknął? Dlaczego?
W głowie kołowały mi różne myśli, a w oczach miałam łzy. Dlaczego boję się krzyków? No tak, przez zwidy, urojenia i inne.
-Ciiiiiii - Ben przytulił mnie. Zapach cytryny był zmieniony na zapach lasu. Mogła bym tak trwać w wieki.
-Połóż się i zaśnij - chłopak powoli położył mnie na łóżku. Zimna kołdra zetknęła się z ciepłą skórą na moim policzku.
Przykrył mnie kołdrą, po czym poczułam jak materac ugina się pod jego ciężarem. Przerzucił rękę przez mój brzuch i przyciągnął mnie do siebie. Czułam jego ciepło. Wtuliłam się w jego pierś po czym zasnęłam, jedynie przed pójściem w objęcia Morfeusza usłyszałam:
-Dobranoc
CZYTASZ
Mental Smile [Zawieszone]
HorrorImię: Carmen Gree Wiek: 16 lat. Problem: Dziewczyna ma zaniżoną wartość, nie ma do siebie szacunku. Carmen miała już 4 próby samobójcze i 3 zamachy w których chciała zabić rodziców. Zalecenia: wysłać dziecko do ośrodka dla psychicznie chorych. #24 m...