Rozdział XXXIX

13K 969 75
                                    

- Jacy faceci Ci się podobają?

Może jestem chora, albo mam wysokie ciśnienie? To może być cokolwiek, proszę! Byle tylko nie RUMIENIEC, no ludzie!
Szybko poderwałam się na nogi przy okazji zasłaniając się włosami.
- Wracajmy.
- Jak mi tu dobrze.
Nie zważając na moją nagłą zmianę nastroju on rozłożył się na piasku z rękami pod głową.
- Wracamy. Teraz. - powiedziałam zza kotary włosów,
- Zostajemy. - chłopak po prostu mnie zignorował,
- Dobra. Rób, co chcesz ja wracam. - odparłam chłodno i skierowałam się w kierunku baru.
Po niecałych pięciu minutach szybkiego marszu byłam już na miejscu. Nie miałam już ochoty, by znów zbłaźnić się na parkiecie, więc poszłam się czegoś napić. Cudem znalazłam wolne miejsce przy ladzie i czekałam na swoją kolej, by coś zamówić.
W końcu barman miał chwile by się mną zająć, a ja mogłam mu się lepiej przyjżeć.
Opalony, przystoiny, wysoki...
- Wow...
- Dzięki za komplement, ty też jesteś niczego sobie. - powiedział z uśmiechem,
- Powiedziałam to na głos?
- Tak?
- Przepraszam... i dziękuję.
Idiotka! Ganiłam się w myślach, pokutując za swoją głupotę.
- Nic się nie stało, jestem Tom.
- Sam, miło mi.
- Mi również. A co podać?
- Poproszę koktajl truskawkowy.
- Już się robi, a za ten komplement dostajesz zniżkę. - mrugnął do mnie porozumiewawczo,
- Dzięki.
Po chwili mogłam już sączyć swój napój i dyskretnie obserwować pracującego dalej Toma. Gdy miałam już ponownie do niego zagadać, przeszkodził mi pewien burak siadający obok. Próbował zacząć rozmowę, lecz starannie go ignorowałam.
- Czy on ci się naprzykrza Sam? - spytał zaniepokojony zachowaniem tego pacana barman,
- Od jakiś kilkunastu lat, ale nie przejmuj się.
- Spadaj, młody. - warknął Will.
Tom popatrzył na mnie pytająco, na co skinełam tylko głową.
- Jak sobie chcecie. - powiedział z rezerwą i wrócił do obsługiwania innych klientów.
Ja natomiast dalej olewałam Fostera...
- Sami, odezwij się.
Nieznoszę tego Pajaca.
- Sam, przecież jestem tuż obok. Chociaż na mnie spójrz.
Naprawdę nienawidzę go.
- Samantho, przecież widzę jak się rumienisz.
Moje oczy rozszeżyły się mimowolnie. Znów to zrobiłam, a najgorsze, że nie wiem dlaczego.
DLACZEGO DO CHOLERY RUMIENIĘ SIĘ PRZY WILL'U FOSTERZE?
Wybiegłam z Błękitnej Laguny, nie zważając na głosy sprzeciwu od strony potrącanych przeze mnie osób. Znalazłwszy się już na bezpiecznej plaży, starałam się uspokoić oddech. Usiadłam na chwilę, bo moje serce postanowiło zwiększyć nieco tępo. Podsumowując cała czerwona, z sercem obijającym się o żebra i urwanym oddechem siedziałam na zimnym już piasku. Zastanawiając się co mi do cholery jest nie zauważyłam, zbliżającego się do mnie chłopaka.
Gdy go spostrzegłam nie miałam już szans na ucieczkę. Usiadł na przeciwko mnie łapiąc za moje odsłonięte kostki bym nie uciekła. Nawet się nie wyrywałam, tylko ponownie zasłoniłam się włosami.
- Co się ze mną dzieję?
- A jak myślisz?
Co dziwne nie słyszałam w jego głosie drwiny, czy sarkazmu.
- Przestałam już myśleć. - powiedziałam zrezygnowana,
- W takim razie zastanów się.
- Niby nad czym?
Ciągnąc mnie za kostki zmniejszył odległość między nami. Teraz miałam go na wyciągnięcie ręki.
- Nad tym co tu robisz.
- Aktualnie siedzę. - zadrwiłam z niego,
- Nie możesz mi tego ułatwić, prawda?
- Nie, ale jestem ciekawa do czego dążysz, Foster.
- Staram się o to już od podstawówki, ale jak widać marnie mi idzie...
- Will, o czym ty mówisz?
Westchnąl głęboko, ale nie spojrzał na mnie.
- Odpowiedź mi na kilka pytań.
- Okey...? - szybko zmienił temat,
- Jacy faceci Ci się podobają?

Mój udawany facetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz