Rozdział 4 ,,Czerwono oki"

46 6 0
                                    


Zza zakrętu wyłoniła się wysoka postać ubrana w czarny garnitur z małą, czerwoną różą wpiętą w klapę marynarki. Chłopak miał szare, połyskujące srebrzyście, modnie przycięte włosy i bezwzględne, ostre spojrzenie. Megan zlustrowała go wzrokiem, jako potencjalnego wroga. Miała już taki zwyczaj, który odziedziczyła chyba po swoim przyjacielu z wojska, by badać na podstawie zachowania i wyglądu osób ich potencjalne możliwości i reakcje w przypadku konfrontacji. A każda silna, zdrowo wyglądająca osoba zmierzająca w jej stronę mogła być właśnie potencjalnym przeciwnikiem. Lekka psychoza, za to przydatna. Lepsze to, niż gapienie się ludziom na tyłki. A chłopak szedł w jej stronę. Całkiem naturalne, w paru milionowym mieście. A jednak, czuła, że coś jest nie tak. Wychwycił jej postać spośród tłumu, była tego pewna. Odwróciła wzrok, udając, iż wcale nie przykuł jej uwagi, i starając się opanować nerwy. Spokojnie. To zawsze może być tylko zwykły przechodzień. Zdawała sobie sprawę z faktu, iż jest dosyć atrakcyjna, więc przypadkowe spojrzenia mężczyzn w jej wieku mogły być kwestią zwykłego zainteresowania. Ale nie były.

Błękitny autobus wyjechał zza rogu, pokonując korek, i powoli zbliżał się do przystanku.

Chłopak zbliżał się coraz bardziej. Megan znieruchomiała mimo woli, czując na sobie jego wzrok. Nieprzychylny, zimny, zdradziecki... Jej dłoń odruchowo, bardzo, bardzo powoli powędrowała do kieszeni. Była sama w wielkim tłumie, a jej śmierci nawet by nie dostrzeżono. Chłopak zdążyłby trzysta razy zlać się ze zgromadzeniem, zanim ktokolwiek wpadłby na pomysł schwytania mordercy. To, że w tłumie młoda dziewczyna osuwa się na ziemię, niekoniecznie mogłoby kogokolwiek zainteresować, może tylko wzbudzić panikę...Zacisnęła pewnie rękę na rękojeści noża. Zimna stal działała uspokajająco. Miała w sobie jakąś pewność, nieugiętość i magnetyzm. W jej żyłach popłynęła adrenalina. Jeden fałszywy ruch, i...

Zatrzymał się dwa kroki za nią, i obrzucił badawczym spojrzeniem.

- Też czekasz na autobus?- zagadnął tonem uprzejmego zainteresowania, w którym jednak wyczuła skrywany głęboko podstęp. Wszystko to miało wyglądać na zwykły podryw licealisty, tak naprawdę jednak nie miało z tym nic wspólnego. ,,Mam mu zaufać, tak? Nie wyczuć podstępu i udawać idiotkę? Zobaczymy, kto jest lepszym aktorem"-pomyślała zaciskając zęby, świadoma ryzyka, jakie podejmuje. Postanowiła więc grać.

- Tak, a ty dokąd jedziesz?- spytała z niewinnym uśmiechem, podnosząc na niego piękne, niebieskie oczy. Jego oczy były czerwone, z jasnymi rzęsami i brwiami. Mogło to wyglądać niesamowicie, mogło też i ekscytująco, ale dla niej... Było to przede wszystkim dowodem. Ktoś o takiej powierzchowności nie zaczepia cię ot tak, bez powodu. Musi mieć jakiś głębszy sens. Kogoś takiego nie spotytka się przypadkiem na ulicy, i ktoś taki nie zaczepia zwykłych licealistek. Mimo to, zachowała na twarzy idealny, promienny uśmiech.

- Z pewnością tam, gdzie ty- odparł nonszalancko. Zgniótł właśnie jej ostatnią, lichą nadzieję na to, że jest on zwyczajnym, przystojnym, eleganckim studentem. Pech, to pech... I tak były to nikłe nadzieje.

Autobus zajechał na przystanek. Chłopak uśmiechnął się sztywno, nieszczerze, i przepuścił ją pierwszą. Wsiadła więc szybko, czując nieprzyjemny dreszcz w chwili, kiedy go mijała.

Świetnie. Teraz to on stał koło drzwi, więc nie mogła wysiąść niezauważenie. Zresztą, autobus i tak był tylko do połowy pełny, reszta ludzi widocznie czekała na kolejny, jadący w drugą stronę, ale w podobnym czasie. Usiadła więc pod oknem. Nie zdziwiło jej zbytnio, gdy stanął koło niej, i spytał o imię. Rozejrzała się szybko, szukając inpiracji. Autobus mijał właśnie ogromny bilboard reklamujący najnowszą kolekcję perfum o zapachu lilii wodnych i lawendy. Jej wzrok padł właśnie w tamtą stronę.

DreaymeraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz