Ross
Nie uroniłem od wczoraj ani jednej łzy. Tylko myślałem, całą noc. „Straciłem ją, straciłem ją, straciłem..." - przechodziło mi przez głowę w nieskończoność, a jednak nie uderzało to w moje serce tak, jak się tego spodziewałem. Nie dociera to do mnie. Mimo, że wiem, iż wszystko już skończone, moja podświadomość ciągle kłóci się z rzeczywistością i nie pozwala mi uwierzyć.
Nie pozwala mi uwierzyć w prawdę.
Budzę się zbyt wcześnie, lecz nie waham się twierdzić, że już nie zasnę. Koperta, którą dała mi wczoraj Courtney leży na półce nocnej i czeka, aż zdecyduję się poznać jej zawartość. Wpatruję się w nią tępym wzrokiem, wstrzymując oddech. Podpieram się na łokciu i wyciągam rękę, by chwycić kopertę. Trzymając ją w swoich dłoniach, ściskam papier mocno, nie będąc całkowicie zdecydowanym, czy chcę dowiedzieć się, co jest w środku.
Zanim otwieram, ostatnią myślą, jaka mi przemyka przez myśl, jest to, że dziewczyna nie chciała, bym otworzył to wczoraj. Wiedziała, że w ten dzień umrze. Pragnęła więc, bym zapoznał się z tym w czasie, gdy jej już nie będzie na tym świecie.
Wyjmuję pierwszą rzecz, jaką napotykają moje palce i mam przed oczami białą kartkę papieru, zapisaną jej krzywym pismem. Przełykam z trudem ślinę i czytam.
Pasadena, 19 VI 2016
Kochany!
Jeśli to czytasz, znaczy, że już mnie z Tobą nie ma.
Długo zastanawiałam się, czy napisać ten list. Wahałam się. Bo co mogłabym Ci jeszcze powiedzieć? Wiesz już praktycznie wszystko.
Widzę, jak bardzo jest Ci ciężko. Dostrzegam to w Twoim spojrzeniu i tak bardzo mnie to smuci. Chciałabym móc być zdrowa, nie targać tak Twoimi emocjami, nie krzywdzić Cię.
Ale to zapewne też już wiesz.
Jednakże zdaję sobie sprawę z tego, że życie po stracie ukochanej osoby nie jest już takie samo i nigdy nie będzie. W naszym sercu powstaje wtedy dziura, której nic już nie zapełni. Lecz mam do Ciebie ogromną prośbę. To dla mnie niezwykle ważne...
Żyj dalej, nie rezygnuj z niczego ze względu na mnie, w jakiejkolwiek sprawie. Mnie i tak już z Tobą nie ma. Przykro mi to pisać, serce mi się kruszy, gdy to robię, ale taka jest prawda. Nie chcę, byś zmarnował resztę swojego życia przez żal i rozpacz. Znajdź osobę, która da Ci nadzieję i szczęście. To najlepsze, co mógłbyś zrobić dla siebie. A muszę mieć pewność, że będziesz mimo wszystko szczęśliwy. Jestem świadoma tego, że nie otrzymam gwarancji, gdyż czytasz to... teraz i nie możesz mi już niczego obiecać, jednak nie wymagam tego od Ciebie. Proszę Cię jedynie, byś zrobił wszystko, co możliwe, byś był szczęśliwy.
Każdy dzień, który z Tobą spędziłam, był wart mojego krótkiego życia. Być może tak już miało być, może było mi przeznaczone umrzeć w tym wieku. Ale cieszę się, iż było mi dane poznać smak prawdziwej miłości. Nie tej obłudnej, zakłamanej, a najprawdziwszej. Dziękuję Ci, że pojawiłeś się w moim życiu, razem ze swoimi głupimi pomysłami, jak na przykład ten, by wybrać się do Santa Monica w środku nocy (to była cudowna noc), razem ze swoimi pięknymi oczami, razem ze swoimi włosami, które tak lubię dotykać. Ale najbardziej dziękuję Ci za to, że pojawiłeś się z moim życiu razem ze swoim sercem. Sercem, które potrafiło tak wiele znieść i wybaczyć, sercem, które potrafiło tak kochać.
Przykro mi, że muszę się z Tobą żegnać, choć wiem, że teraz i tak nie ma to już sensu - pożegnałam się z Tobą wcześniej. Lecz chciałabym zrobić to jeszcze raz, powiedzieć jak bardzo Cię kocham, ostatni raz uśmiechnąć się do Ciebie. A zatem: Kocham Cię, Ross. Żegnaj, kochanie. (I w tym momencie się do Ciebie uśmiecham).
Dziękuję Ci, za wszystko.
Kochająca Cię
Courtney
P.S.
W kopercie znajduje się też nasze zdjęcie. Zrobiłam je właśnie w tamtą noc, w Santa Monica.
Odkładam drżącą ręką kartkę na bok i wyjmuję powoli zdjęcie z koperty. Jest piękne. Na samym środku widnieję ja, obejmujący Courtney, podczas gdy ta trzyma swoją twarz tak blisko mojej, że niemal się ze sobą stykają. Jesteśmy niczym jeden cień, widać wyłącznie nasze kontury. Wokół nas rozlewa się Ocean Spokojny, na niebie wisi Księżyc. Czarne, niemalże, wody Pacyfiku mienią się w jego świetle.
Odwracam kartkę ze zdjęciem i widzę niewyraźny napis w jej prawym dolnym rogu: „Podoba się?".
Podoba, odpowiadam w myślach, a gdy dociera do mnie, że Courtney tego nie usłyszy, oczy zachodzą mi łzami. Nic już nie zrobi.
Chowam list i fotografię z powrotem do koperty i wybucham szlochem.
Budzę Hectora, który wygrzebuje się z łóżka, siada obok mnie i obejmuje mnie ramionami, chcąc dodać mi otuchy.
- To nie koniec, Lynch - mówi, klepiąc mnie po plecach. - Poradzisz sobie... A jak nie, to skopię ci dupsko.
Śmieję się przez łzy.
To nie jest koniec, to nawet nie jest początek końca, to dopiero koniec początku!
- Winston Churchill
BUT FIRST!
Pozostawcie po sobie ślady, to dla mnie naprawdę ważne. Napiszcie jak wrażenia, co sądzicie o całości... To zajmie Wam maksymalnie kilka minut, a mi przyniesie ogrom radości. :D Ciekawi mnie, jaki jest Wasz ulubiony rozdział, co Wam się tu podobało, a co nie... Jeśli macie jakieś pytania, zadawajcie je. Dziękuję z góry :)
Podziękowania
Po pierwsze, pragnę podziękować każdej osobie, która do mnie zajrzała, przeczytała choć jeden rozdział.
Ale najbardziej dziękuję tym, który zostali ze mną do końca, którzy czekali na kolejne rozdziały, którzy znosili moje wahania i wybryki (a były takie). Bez Was nie skończyłabym tego pisać. Dziękuję za Wasze wsparcie, nigdy nie przypuszczałam, że ktokolwiek zechce czytać moje utwory. To niezwykłe widzieć, że ktoś chce znać ciąg dalszy i czeka na kolejną część.
Dziękuję! <3 Z całego serducha, jesteście wspaniałe.
A teraz CZĘŚĆ DLA WYTRWAŁYCH.
Książka ta na początku miała być pisana dla przyjemności. Z czasem jednak "Replay" przerodziło się w swoisty zapis moich uczuć. W książce zawarłam to, czego nie potrafiłam powiedzieć na co dzień, na głos. Ale tak zawsze było i jest łatwiej - udawać, że to bohaterowie książek wszystko przeżywają. Ale prawda jest taka, że to właśnie autor czuje to wszystko. Bohaterowie tylko prezentują (w nieco innej formie, ale jednak).
Praca nad tym czymś, nie była szczególnie łatwa. Często się wahałam, zastanawiałam, co ja tu jeszcze robię, ale brnęłam w to coraz bardziej i nie żałuję.
Trudno mi uwierzyć, że to koniec. Czy Wam również? To aż dziwne. Tyle czasu opowiadałam tą historię i nagle ona się urywa...
Oczywiście, mam pomysły na nowe opowiadania, "Replay" jednak znaczy dla mnie naprawdę dużo. Zawarłam w tym opowiadaniu wiele myśli, pisząc, często integrowałam się bohaterami. Włożyłam w pisanie tego całe swoje serducho i mimo, że nie ma to jakiejś przebojowej akcji, jest dla mnie ogromnie ważne.
Jeszcze raz po stokroć Wam dziękuję, za wszystko. <3
sondaria59
CZYTASZ
Replay | R5 fanfiction
FanfictionW kilka dni Ross traci wszystko. Wraz z nim część tego, co znika z jego życia na zawsze, traci również jego rodzeństwo. Młody mężczyzna gubi gdzieś nadzieję na życie bez bólu, lecz wtedy w jego życiu pojawia się osoba, która za wszelką cenę chce czy...