02

108 14 2
                                    

- Lubię go, wiesz? - szepnęła

- Ale którego? - zdezorientowana omiotłam wzrokiem czterech chłopaków. Szatyna, który grał na perkusji, drugiego szatyna, który miał najwięcej partii śpiewanych, trzeciego, który był bliźniakiem chłopaka grającego na perkusji oraz niskiego bruneta o ciemnych oczach, który grał na gitarze.

- Jeszcze nie wiem. Nie potrafię się zdecydować na jednego. - jęknęła niezadowolona, na co wywróciłam oczami.

- Taylor. - spojrzałam na nią błagalnie - Chociaż raz. Ten jeden jedyny raz, zdecyduj się na jednego chłopaka i skup się na nim, dobrze? - przyjaciółka niechętnie pokiwała głową na znak, że się zgadza.

Kiedy chłopcy skończyli grać, zaklaskałam delikatnie na znak, ze mi się podobało. Natomiast Taylor pisnęła jak jakaś typowa fanka boysbandu. Do końca ich próby nie dowiedziałam się nawet który jest który, bo dziewczyna była nimi zbyt zafascynowana. Sama więc podeszłam do chłopaków i po kolei każdemu się przedstawiłam. Dowiedziałam się, że bliźniak perkusisty to Jai, ma kolczyka w brwi, niski gość grający na gitarze to Daniel, taki jakby frontman to Beau i jest starszym bratem bliźniaków, a perkusista z czarną bandaną na głowie i kolczykiem w wardze to Luke. Ten ostatni nie był zbyt rozmowny a jego koledzy przedstawili mi go za niego. Okej, tego gościa chyba nie polubię. Kiedy tylko ich poznałam, zabrałam siebie i oczywiście Taylor, bo przecież jeszcze trochę z nimi w jednym pokoju i zeszłaby na zawał. Niewiarygodne, że ściany w jego pokoju są dźwiękoszczelne, dzięki czemu nikt z domowników nie narzekał na ciągły hałas z tego pomieszczenia. Już chyba wiedziałam dlaczego Jamzy wybrał ten pokój i w nim zamieszkał. Sama bym chciała mieć taki. Był wielki i skromnie urządzony. Najwięcej miejsca zajmowały instrumenty zespołu. Po wyjściu z jego pokoju, wraz z Tay skierowałyśmy się do kuchni. Blondynka wyciągnęła z lodówki sok i wlała do dwóch szklanek. Natomiast ja zajęłam się robieniem kolacji. Gdyby zrobiła to moja przyjaciółka, mogłybyśmy się spodziewać wizyty straży pożarnej. Dlatego ja postanowiłam zabrać się za jedzenie. Wyjęłam wszystkie składniki potrzebne mi do zrobienia spaghetti i zabrałam się za wykonywanie odpowiednich czynności do zrobienia potrawy. Moje zmagania nie trwały długo i po jakiś trzydziestu minutach mogłyśmy zjeść posiłek. Na nasze, przynajmniej moje nieszczęście, do kuchni, jak stado wygłodniałych wilków, wpadła piątka chłopaków. Szybko omietli wzrokiem mnie i Taylor. A zaraz potem cała czwórka skupiła się na spaghetti, które dopiero co nam nałożyłam. James spojrzał na mnie prosząco. Zdążyłam zrozumieć o co mu chodzi.

- Nie! - od razu zaprotestowałam zanim zdążył cokolwiek powiedzieć

- Proszę! - jęknął, wyczekując mojej odpowiedzi

- Jamzy, nie! - zaprotestowałam

- Jamzy? - koleś w bandanie zaczął się śmiać a wraz z nim trzech pozostałych

- Sky.. Mówiłem Ci, żebyś mnie tak nie nazywała. - jęknął poirytowany

- Ale Jamzy. - Jai, bo tak się chyba nazywał jeden z bliźniaków chłopak i ten w bandanie, zaczęli denerwować Jamesa, przeciągając ostatnią literę, co nie uszło mojej uwadze i zaczęłam chichotać. Yammouni zmierzył mnie wzrokiem, który mówił "Jak chcesz żyć to lepiej przestań się śmiać."

- Młoda. - oparty o futrynę kuchenną chłopak się odezwał i zwrócił do mnie. Uniosłam brwi ku górze. Najzwyczajniej w świecie byłam zdziwiona. - Wyjmij z szafki pięć talerzy i grzecznie nałóż na nie jedzenie, czaisz? - jego ton nie należał do najmilszych. Taa.. Ten koleś już jest wpisany na moją czarną listę. Zdecydowanie się z nim nie dogadam.

- Brooks. - warknął na niego Daniel. Taylor przyglądała się z boku całej sytuacji.

- Skylar, nie. - podeszła i położyła rękę na moim ramieniu bo już chyba wiedziała, że zaraz się zacznie.

- Z łaski swojej rusz te niezgrabne cztery litery i pofatyguj się sam po jedzenie, ponieważ nie jestem służącą, a Ty też u siebie nie jesteś, żeby mi rozkazywać. Za kogo Ty się masz, co? - wyrzuciłam z siebie niemal na jednym wdechu. Chłopak wziął głęboki oddech i zamknął oczy tylko po to by zaraz wypuścić powietrze z ust i podnieść powieki ponownie.

- A Ty co? Za kogo Ty się masz? - warknął - Panna Nie Rozkazuj Mi Bo Jestem Kobietą? Tak, jesteś kobietą. A kobieta jest po to, żeby gotować i podawać jedzenie. Więc rusz się księżniczko i podaj nam te pieprzone spaghetti, rozumiesz? - wyrzucił wszystkie słowa z siebie jakby były zatrute jadem

- Ja chyba wrócę do domu, wiesz Tay? - zwróciłam się do przyjaciółki - Pod jednym dachem z taką osobą nie da się wytrzymać. - w tym momencie spojrzałam gniewnie na Beau, który był tym rozbawiony.

- Jeżeli chcesz to Ci otworzę drzwi, słońce. - uśmiechnął się bezczelnie - Mogę Cię również odwieźć, żeby nikt Cię po drodze nie zgwałcił. - puścił mi oczko a mnie napadł wstręt do niego. Jak ktoś może być jednocześnie takim dupkiem i mieć tak zniewalający wygląd? Najwidoczniej to możliwe, a idealnym przykładem jest Beau Największy Na Świecie Dupek Brooks.

- Wolę, żeby mnie ktoś zgwałcił, niż żebym miała siedzieć z Tobą w jednym aucie, Brooks. - ostro zaakcentowałam jego nazwisko, po czym przeszłam obok, trącając go w bark

Do pokoju Tay wpadłam jak torpeda. Złapałam swoje rzeczy, zarzuciłam na siebie bluzę i wzięłam plecak. Na schodach próbował mnie zatrzymać brat mojej przyjaciółki, ale szybko wyrwałam swoje ramię z jego dłoni, którą je ściskał. Przemknęłam przez korytarz i wyszłam z ich domu. Na dworze panował już całkowity mrok. W końcu to godzina dwudziesta druga. Zarzuciłam na głowę kaptur od za dużej bluzy i ruszyłam przed siebie. Starałam się nie odwracać za siebie i ignorować wszelkie odgłosy dobiegające zza moich pleców. Przycisnęłam plecak do pleców i ścisnęłam rękawy bluzy. Byłam już jakoś w połowie drogi. Wtedy z jednej pobocznej uliczki wyszło kilku facetów. Nie wyglądali przyjemnie. W ogóle nie wyglądali. Nie minęła chwila i zerwałam się w bieg. Wiedziałam jednak, że ich jest czterech, a ja jestem jedna. Wystarczy, że wbiegną w inne małe uliczki i wyskoczą przede mną. Zatrzymałam się i przez chwilę myślałam gdzie dalej biec. Z przodu zaczął jechać jakiś motocykl. Jeszcze tego brakowało. Maszyna zaczęła zwalniać i zatrzymywać się przy mnie. W sumie chyba wolę być rozjechana przez motor, niż zgwałcona przez kilku mężczyzn i pamiętać o tym do końca życia. Stałam jak sparaliżowana. Motor stanął obok mnie. Mężczyzna bądź chłopak siedzący na nim, zszedł z maszyny i podszedł do mnie. W półmroku rozpoznałam śmiech osoby, do której należał.

- Albo wsiadasz teraz ze mną, albo oni Cię zaraz dogonią i zrobią z Tobą co chcą. - wskazał na biegnących w naszą stronę mężczyzn. Chłopak odwrócił się w stronę motoru i wsiadł na niego. Mężczyźni byli coraz bliżej. - Wsiadasz czy nie? - krzyknął. Zaraz po tym podeszłam szybko do chłopaka i wsiadłam na motor. - Złap się mocno, bo to nie będzie wolna jazda. - odwrócił się i odpalił maszynę. Chwyciłam chłopaka mocno w pasie i zamknęłam oczy. Nie chciałam widzieć tego wszystkiego. Okay, bałam się jazdy motorem, od teraz. To zmora. Wiele ludzi przez to ginie. A ja nie chciałam być kolejna. Chociaż dosłownie chwilę temu rozmyślałam o tym, że Brooks mógłby mnie rozjechać tym motorem. Teraz myślę tylko o tym, żeby znaleźć się w bezpiecznym miejscu. - Możesz mnie już puścić Maleńka. Wiem, że jestem atrakcyjny, ale nie lubię przylep. - usłyszałam jego śmiech i wtedy otworzyłam oczy. Ponownie byłam pod domem Tay. Szybko "odkleiłam się" od chłopaka zażenowana obecną sytuacją i zeszłam z motoru.

- Mogłeś mnie odwieźć do domu. - mruknęłam

- Nie ma za co, Skylar. - odparł tym samym tonem i wszedł do ich domu a ja pomaszerowałam za nim

- Znalazłem przylepę. - zwrócił się do Jamesa - Nie ma za co. - rzucił kluczyki do Daniela, który schował je do kieszeni

*Beau's POV*

- Masz po nią wrócić! - warknął James, odepchnąłem się od futryny i usiadłem obok niego na krześle - Mamy jej pilnować, pamiętasz? - zwrócił się do mnie.
- Ta mała ma niewyparzony język. Denerwuje mnie. - skomentowałem krótko szatynkę.
- Denerwuje czy nie, mamy jej pilnować. Zupełnie jakby była naszym oczkiem w głowie, czaisz? - odezwał się siedzący na blacie Jai
- Za kilkanaście dni dostanie kulkę w łeb, jak jej rodzinka i będzie po problemie. - mruknąłem, nie rozumiejąc dlaczego zajęliśmy się tym wszystkim
- Problem polega na tym, że nie możemy doprowadzić do "kulki w łeb". - odezwał się Luke, który od momentu wyjścia dziewczyny z domu nie powiedział ani słowa

- Luke ma rację, Beau. - James potwierdził słowa Luka. - Za wszelką cenę. Za wszelką, rozumiesz? - spojrzał na mnie znacząco - Musimy jej pilnować. Nie możemy jej opuszczać nawet na chwilę. Nie możemy przestać jej obserwować. Dzisiaj dostała drugą kartkę. W takim razie zostało jej dwanaście dni. Jutro będzie ich tylko jedenaście. Musimy sprawić, że nam wszystkim będzie bezgranicznie ufała. Musimy mieć pewność, że będzie się nas trzymała. Dlatego Ty - wskazał na mnie - Masz być dla niej chociaż w połowie tak miły jak dla Taylor.

Taylor. Ah, słodka, mała Yammouni. Tak, siostra mojego kumpla. Ale dlaczego by się z nią nie zabawić? Przecież widzę, że podobam się lasce, więc logiczne, że będę mógł z nią zrobić co tylko będę chciał. Odda mi się na wstępie. Może jestem okropny, w sumie to mi to nawet pasuje. Ale laski lgną do mnie niczym na wyprzedaż. Nawet bardziej. Jestem ekscentrycznym dupkiem, tak. I jestem z tego dumny. Jakoś nigdy nie komu nie stwarzało to problemu, a tu nagle Panna Daniels ma wielki problem, którym jestem ja. Sądzi, że to koniec naszej "znajomości". Oh Sky, zabawa się dopiero zaczyna, wiesz? Nie masz pojęcia co się może z Tobą stać. Nie masz pojęcia, że przez ostatnie dwa lata jesteś ciągle pod naszym okiem. Nie wiesz również dlaczego James chciał się z Tobą zaprzyjaźnić, prawda? Jak mi przykro, że wiesz tak mało. My wiemy kto pragnie Twojej śmierci. My wiemy, kto zabił Twoich rodziców i rodzeństwo. Wiemy absolutnie wszystko, a jeżeli nie będziesz nam podporządkowana, może być z Tobą bardzo źle. A tego nie chcesz, prawda Maleńka?   

Zaśmiałem się na samą myśl o tym.

* * *
Dziękuję za komentarze pod poprzednimi rozdziałami, jesteście kochani!
Rozdział dla mojego sanszajn aka Sara x

13 dni | janoskiansTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang