#20 Mogę wejść, mała?

1.3K 144 10
                                    

Przesuwając kursorem po ekranie laptopa, zaczytywałam się w kolejnych tweetach, zalewających tablicę. Wyzierała z nich złość i niechęć, pełne były jadu, nienawiści, pretensji. Pół świata zdawało się sympatyzować z Eleanor, trzymać jej stronę - miast jednak skupiać się na pocieszaniu zranionej dziewczyny, wylewali kubeł pomyj na głowę Tomlinsona, w wulgarnych wiadomościach wytykając mu każdy błąd, jaki popełnił w ciągu ostatnich paru lat. Przeglądając ten niekończący się strumień wyrzutów, zaczynałam odczuwać współczucie wobec mężczyzny; naturalną więc reakcją było wyłączenie komputera, bo nie zależało mi specjalnie na zrozumieniu motywów jego działania. Nie, kiedy w pokoju obok Eleanor przesypiała kolejną godzinę swojego nieszczęścia. Była jedyną, której trzeba było żałować. Nie chciałam zostawiać jej samej, skoro byłam jednym ze źródeł jej smutku. Gdyby nie Kaktus, nigdy nie dowiedziałaby się o zdradzie. Gdyby nie Jo, nikt by o niej nie wiedział.

Poza pracą nie miałam już żadnego kontaktu z Mayers. Bezpowrotnie przepadły nasze wspólne czwartki; tylko od Nialla i Harrego dowiadywałam się, co dziewczyna robi w wolnym czasie, bo do biura wpadała sporadycznie - chyba wyłącznie po to, by pokłócić się z Simonem, rzucić zebranymi informacjami i wybiec. Z całą pewnością nie próżnowała w życiu osobistym, pojawiając się na wszystkich imprezach u boku Stylesa, skacząc z nim w pierwszych rzędach na okolicznych koncertach i wrzucając na instagram fotki z jachtu, na który zresztą została przez kędziora zaproszona. Choć ich romans nie był tak poczytnym tematem jak rozejście się Eleanor z Louisem, to jednak paparazzi nie spuszczali z "zakochanych" wzroku, oczekując kolejnej miłosnej dramy w zespole. 

Bo Harry zawsze rzucał swoje dziewczyny i był to powszechnie znany fakt. Nikt nie podejrzewał, by biedna barmanka miała ten stan rzeczy zmienić.

Zanim zaczęłam bić głową o blat biurka, załamując się decyzjami swojej dawnej przyjaciółki, telefon na stoliku zatrząsł się i piknął krótko, informując o nadejściu wiadomości. Przez chwilę nasłuchiwałam, czy dźwięk ten nie zbudził Calder - szczęśliwie zdawała się dalej pogrążona w błogim śnie, więc sięgnęłam po komórkę.

Niall: Chcesz spotkać się na kanapie? mam kawę

Przygryzłam wargę. Czułam się paskudnie, wodząc go za nos, zwłaszcza gdy nie było już ku temu racjonalnych powodów. Liam wciąż sprawiał, że spinałam się na całym ciele, szykując do natychmiastowej ucieczki, ale teoretycznie nie stanowił już dla mnie zagrożenia. Wykazywał się wyjątkową uprzejmością, trzymając ode mnie z daleka i nigdy nie pozwalając, bym została z nim sama w pomieszczeniu. Niall również dbał o to, tworząc sobą mur pomiędzy przyjacielem (mogłam ich jeszcze tak nazywać? Nie wiedziałam nawet, czy wciąż rozmawiają), a mną.

Irlandczyk robił absolutnie wszystko, bym w jego towarzystwie czuła się bezpiecznie.

Właśnie dlatego zgodziłam się na spotkanie. Skrobiąc na kartce notatkę dla Eleanor, wsunęłam stopy w rozlazłe conversy i chwyciłam za czapkę z daszkiem, wybiegając między tłum smażących się w słońcu ludzi. Udało mi się na tyle wtopić w grupkę turystów z Europy, że dotarłam do znajomego budynku bez natykania się na fotoreporterów i natrętnych antyfanów, życzących mi tysiąca lat nadeptywania bosą stopą na klocek lego wyłącznie za fakt istnienia. Znajomość z ich idolem zdawała się zasługiwać na najgorsze tortury, bo jakże ja, pospolita kwiaciarka z Rockford, śmiałam utrzymywać z nim kontakt? Co takiego zrobiłam, że zasłużyłam sobie na skupianie świateł fleszy, gdy wokół było mnóstwo ładniejszych, mądrzejszych i ciekawszych osób?

Czytając niektóre wpisy na twitterze, czułam, jak moja samoocena skacze na główkę z najwyższego piętra wieżowca. Bez spadochronu.

Wdrapawszy się po schodach pożarowych na samą górę, sapnęłam cicho, ogniskując wzrok na olbrzymiej reklamie. Pamiętałam olśniewający uśmiech modelki, prezentującej pastę do zębów, więc zdumiał mnie widok nowego auta, sunącego na zdjęciu pomiędzy drzewami. Od jak dawna już tu nie zaglądałam? Kiedy zniknęła chęć przesiadywania tutaj z termosem kawy i ciastkami z cukierni na rogu?

You'll also like

          

— Effy. — Ciepły ton Nialla sprawił, że przeniosłam spojrzenie na jego twarz. Błękitne oczy błyszczały zza okularów, choć blask ten nie umywał się do tego z przeszłości. Zanim jeszcze namieszałam mu w życiu.

Blondyn poklepał miejsce obok siebie, więc   chwili opadałam na miękkie siedzisko, podwijając pod siebie nogi. Podał mi kubek z kawą. Uśmiechając się podejrzliwie, powąchałam zawartość, na co przewrócił tylko oczyma, układając usta w obrażonym grymasie.

— Jest... jeju, jest taka... taka całkiem znośna — stwierdziłam, kiedy napój powędrował w dół przełyku.

— To dlaczego masz taką skrzywioną minę? — dopytał, przypatrując mi się z troską, wyzierającą z lazurowych tęczówek. Wzruszyłam ramionami, nieudolnie próbując unieść kąciki ust; jakby pod wpływem grawitacji opadały natychmiast, wyginając się w podkówkę.

— Bo przypominam sobie, kiedy usiadłam tu z tobą pierwszy raz i nic już nie jest takie samo. Nawet ta kawa jest inna - wymamrotałam, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że muszę brzmieć absurdalnie. Niall pokiwał jednak głową, usilnie starając się zrozumieć moją babską logikę.

— Zmiany są potrzebne, wychodzą czasem na dobre — zauważył, na co parsknęłam cicho, kpiąco. Ściągnął mi z głowy czapkę, obrzucając pytającym spojrzeniem.

— Nie wmawiaj mi, że jakiekolwiek zmiany w przeciągu tych paru miesięcy były pozytywne.

— A nie były? — spytał, unosząc brew. — Nawet gdybym miał taką możliwość, niczego bym nie zmienił. No, może postarałbym się uniknąć paru naprawdę zbędnych sytuacji — dodał, przesuwając kciukiem po moim policzku, by podsunąć mi pod nos rzęsę. Zdmuchnęłam ją, uśmiechając się do niego lekko. Zapomniałam, jak swobodnie się przy nim czułam, jak potrafiliśmy porozumiewać się bez słów; jak bardzo lubiłam, kiedy nerwowo poprawiał okulary, wciąż nieco wstydząc się je przy mnie nosić.

Gdyby nie był członkiem One Direction, gdybym ja nie była Kaktusem - jak potoczyłyby się nasze losy? Czy w ogóle doszłoby do tego spotkania? Odnaleźlibyśmy się w tłumie ludzi?

— Rozmawiasz z Liamem?

— Tak — mruknął, spuszczając wzrok, jakby przyznawał mi się do czegoś okropnego. — Ale to nie tak, że mu wybaczyłem.

— Powinieneś, Niall. Nie ma sensu, żebyś ty się obrażał, skoro ja tego nie robię — oświadczyłam, dźgając go palcem w policzek i cofając naprędce dłoń, kiedy udał, że próbuje mnie ugryźć. Pokiwał głową, wywracając oczami z manierą zblazowanego nastolatka, więc zacisnęłam z determinacją usta. — Mówię poważnie, Horan, nie odtrącaj od siebie przyjaciół.

— Kiedy stałaś się taką dojrzałą osobą? — zaszydził, wzdychając teatralnie i przykładając dłoń do serca. — Pomyśleć, że kiedy cię poznałem, opowiadałaś mi dlaczego kaczor Daffy jest lepszy od Donalda.

— Kłamiesz — zarzuciłam mu, czując jak ze wstydu purpurowieją mi policzki, kiedy złożył harcerskie przyrzeczenie, że mówi prawdę. — Nie mogłam przecież aż tak się poniżać!

— Stałem przy taksówkarzu, kiedy tłumaczyłaś, że Daffy był super przebiegły i miał lepsze poczucie humoru niż Donald — kontynuował Niall, cmokając z dezaprobatą. Zasłoniłam dłońmi uszy, nie mogąc znieść myśli, że naprawdę potrafiłam aż tak się upokarzać przed, wtedy obcym dla mnie, facetem. - Ale nic nie pobije momentu, w którym zaczęłaś naśladować głos Donalda, żeby udowodnić mi, że ten kaczor był jakiś stuknięty.

— Nie! — stęknęłam, a Irlandczyk uśmiechnął się diabolicznie, nachylając w moją stronę.

— Nigdy nie sądziłem, że pijana kobieta, parodiująca Kaczora Donalda przed zatłoczonym klubem, zagości w mojej głowie na tak długo — stwierdził, podnosząc swój kubek z kawą i upijając odrobinę. Choć przez to wyznanie zrobiło mi się ciepło na sercu, momentalnie zmieniłam temat, wykradając parę ciastek z opakowania.

Kaktus || n.h. || ✓Where stories live. Discover now