Rozdział 13

141 16 2
                                    

Woda

Ogień

Ziemia

Powietrze

Światło

Ciemność

Duch

Treningi zabierały bardzo dużo czasu, jednak nie narzekałam. Starał się dostrzegać plusy obecnej sytuacji, mimo że z dnia na dzień byłam coraz bardziej podenerwowana. Żywioły przysparzały mi niemały problem, a najgorszym z nich było duch. Siedząc po turecku, w białym pokoju miałam wizje. Wizje śmierci Nathan, każdego dnia zaczynała się od nowa, tylko czasem zmieniając wątek. Krwawy księżyc był blisko, czułam to nocami, gdy moje oczy zaczynały świecić na żółto, a emocje buzowały tak mocno, że nie dawałam rady panować nad przemianą. Oczywiście plusów było o wiele więcej. Poznawał mentorów, którzy stali się moimi przyjaciółmi. Spożywaliśmy razem posiłki, opowiadając kawały i śmiejąc się głośno. Czasem słuchałam historii związanych z jaką starą przygodom. Najczęściej Eric, wampir liczący sobie ponad tysiąca pięciuset lat, opowiadał o morskich wyprawach albo mojej poprzedniczce. Traktował Arie jak córkę, a jej śmierć była niczym cios kołkiem prosto w serce. Leya często mdlała obarczona wieloma wizjami. Wszystkie wyrocznie miewały je czasem, lecz ona trwała w lepszym połączeniu z całym otoczeniem. Obcerowałam ją ukradkiem i odkąd tu przybyłam, nie usłyszałam ani jednego negatywnego słowa.

~Ario?- Zapytałam niepewnie.- Czuję, że to pora, aby stąd odejść.

-Rozumiem twoje obawy, ale powinnaś porozmawiać z Katherine.- Główna wyrocznia za każdym razem, kiedy zadawałam pytanie o wyjście, odpowiadała mi, przyjdzie na to czas dziecko. Kręty korytarz prowadził do jaskini pełnej wody. Kobieta siedziała pośrodku, mocząc stopy. Miała zamknięte oczy, a jej usta wykrzywił się w uśmiechu, jakby wyobrażała sobie coś bardzo miłego.

-Kath? Masz może chwilkę?- Dotknęłam dłonią karku. Popatrzyła na mnie spod przymrużonych powiek.

-Tak, podejdź.- Wyciągnęłam rękę. Woda rozstąpiła się, robiąc mi suche przejście. Już po chwili usiadłam obok mojej mentorki. Chwile milczałyśmy, patrząc w przestrzeń. W końcu zebrałam odwagę i na jednym wdechu, powiedziałam bardzo szybko.

-Czy mogłabym już stąd wyjść, muszę wypełnić misję, a każdy zachód słońca zabiera mi czas.

-Spokojnie powtórz jeszcze raz.

-Czy mogłabym już stąd wyjść, muszę wypełnić misję, a każdy zachód słońca zabiera mi czas.

-Nie jesteś gotowa.- Ucięła temat i choć zrobiło mi się trochę przykro, pokiwałam głową. Zeszłam z kamienia, ruszając w stronę pokoju. W pewnym momencie dostałam olśnienie, przecież nie mogłam dać się tak traktować. Mój szósty zmysł mówił, że zło jest coraz bliżej. Nie dało się temu zaprzeczyć, więc odwróciłam się powoli.

-Jestem gotowa, trenuje, nie sprzeciwiam się i staram się robić wszystko dla dobra gatunków. Teraz czuję, że najlepszym co mogę zrobić, jest wyjście z tych podziemi. Zostało mało czasu. Czy mi pozwolisz, czy też nie, odejdę.- Powiedziałam nieznoszącym sprzeciwu głosem. Czekałam na reakcje kobiety. Osłupiała z gniewem wymalowanym na twarzy, patrzyła mi głęboko w oczy, szukając słabości, jednak zacięcie nie spuszczałam wzroku.

-Zmieniłam zdanie, możesz ruszać jeszcze dzisiaj.- Odpowiedziała z uśmiechem.- Bałam się twojej niepewności. Teraz udowodniłaś mi, że nie muszę się martwić. Będę za tobą tęsknić dziecko. Idź, spakuj wszystko, czego potrzebujesz.- Podbiegłam do niej i przytuliłam.

-Ja też będę bardzo tęsknić.- Niebieski kolor wypełnił jej aurę, chociaż nie widziałam zmiany w jej zachowaniu. Smuciło ją moje odejście.- Żegnaj, mam nadzieję, że nasze drogi kiedyś się skrzyżują.

-Ja też, drogie dziecko.- Wróciłam do pokoju, pakując najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka. Wzięłam też parę artefaktów, które były schowane głęboko w skrzyni. Kierowana przeczuciem podeszłam do szafki z namalowanym symbolem powietrza. Dmuchnęłam w dziurkę, powodując szczękanie tysiąca zamków, aż tajemnicza skrytka w ścianie została otwarta. W środku znajdowała się stara księga. Przetarłam ręką po okładce, przez co cały kurz wylądował w powietrzu. Kichnęłam trzy razy, zamykając łzawiące oczy. Na pierwszej stronie był napisany wiersz.

Może myślisz, że masz rację?                                                                                                                                            Może marzysz w każdą noc?                                                                                                                                            O tym, czego bardzo pragniesz,                                                                                                                                      O tym, co przyniesie los.                                                                                                                                                      Zapatrzeni we wspomnieniach i                                                                                                                                    w tysiącach różnych kłamstw,                                                                                                                              Malujemy swe marzenia,                                                                                                                                                  Na tle pięknych białych barw...

Przekartkowałam strony, docierając do czegoś, o czym nigdy nie pomyślałam. Pukanie do drzwi spowodowało, iż szybko zamknęłam książkę i w wampirzym tempie wrzuciłam ją do plecaka.

-Cześć, ruszamy za dziesięć minut, więc radze ci się pośpieszyć.- Nathan wszedł do środka, odgarniając włosy z czoła.

-Idziesz ze mną?- Zmarszczyłam brwi.

-Obiecałem alfie.- Wzruszyłam ramionami.

-Jesteś potrzebny Johnowi. Dam sobie radę.

-To nie podlega dyskusji. Czekam na górze.- Przewróciłam oczami, kiedy wyszedł.

-To nie podlega dyskusji.- Przedrzeźniałam, zdenerwowana.- Co on sobie wyobraża.- Zarzuciłam plecak na ramię. Nie odwracając się, poszłam do sali tronowej. Wszyscy prócz Katherine przyszli mnie pożegnać. Mężczyźni klepali mnie po plecach, życząc powodzenia, kobiety za to przytulały, dając ostatnie wskazówki. Przez szklane drzwi weszła główna wyrocznia. Zapanowała cisza, którą przerwał jej subtelny głos.

-Żegnałyśmy się już, ale jest coś, co muszę ci jeszcze powiedzieć. Wyjdźcie.- Dopiero gdy zostałyśmy same, szepnęła.- Stałaś się dla mnie córką. Wolałabym, żebyś została tutaj i nie narażała się na niebezpieczeństwo, jednak wiem, podjęłaś decyzją zgodną z tym, co czujesz.- Przerwała, biorąc głębszy oddech.- Dlatego chcę ci dać ten medalion.- Złoty łańcuszek z błękitnym kamieniem, został zapięty na mojej szyi za pomocą magi.- Zaklęłam w nim moją łzę, która pozwoli ci uleczyć każdą ranę. Możesz go użyć tylko raz.

-Dziękuję.- Po moich policzkach spływały słone łzy.

-Powiem ci tylko do zobaczenia. Żegnaj, brzmi jakbyśmy, miały się więcej nie zobaczyć.

-Do zobaczenia.- Przytuliłam ją ostatni raz i podążyłam do wyjścia, przy którym stał zniecierpliwiony mężczyzna. Sroga zima otuliła wszystko białą pierzynką, a sople lodu zwisały z drzew.- Ile czasu...

-Siedem miesięcy.- Odpowiedział niewzruszony.

-Jak to siedem miesięcy!?

-Na dole nie odczuwasz czasu. Jesteś gotowa?

-Tak.-Zobaczymy, co przyniesie jutro, dzisiaj nie zamierzam się bać.

WyjątkowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz