We mgle

123 20 6
                                    

Zbudził go powiew nagłego zimnego powietrza. Otwierając oczy, ocenił, że znajduje się nad ziemią, lecz zastanawiał się czy wciąż czasem nie śni.
W żebra oraz brzuch wbijało mu się coś kanciastego i ogólnie niewygodnego. Do oczu napłynęły łzy, gdy krople wody w powietrzu wpadły pod powieki. Zaczął intensywnie mrugać, by pozbyć się wilgoci, następnie uważnie się rozejrzał.

Ku swej zgrozie stwierdził, że znajduje się około pół kilometra nad ziemią. Na dole znajdowała się gęsta puszcza, okryta mgłą. Chłopiec wciąż był trzymany w szponach Igrosa, a ten poruszał skrzydłami, wydając tylko dźwięki cichego łopotania.
Felix zaczął się wyrywać, na co smok odpowiedział warknięciem i zacisnął mocniej szpony. Chłopak uderzył go z zaskoczenia otwartą dłonią w jeden z palców u łapy, przez co gad na chwilę stracił panowanie nad lotem, lecz po chwili szybko je wyrównał. Felix zamachnął się jeszcze raz, tym razem przypadkowo wytwarzając mały płomień na ręce, który został jednak wchłonięty przez bestię. Chłopiec zrezygnował z dalszych prób ucieczki i zawisł bezwładnie w szponach smoka.

Igros obniżył lot przez zimne powietrze. Lecieli teraz kilkadziesiąt metrów nad gęsto posadzonymi drzewami. Felix widział liście, przez które przemykała powoli biała mgła. W okolicy nie było widać żadnej żywej duszy, prawdopodobnie dlatego, że była wczesna świta. W jego wiosce pewnie już wszyscy byli na nogach.

W jego wiosce... Została zaatakowana przez najeźdźców. Uratował go Igros, tylko po co go wziął ze sobą? Chłopak bił się z myślami rozważając plany ucieczki. Do gruntu nie było tak daleko, drzewa zamortyzowały by upadek. Ale nie wiedział tak naprawdę, gdzie się znajduje. 

Igros wsłuchiwał się w przyśpieszone bicie serca chłopca. Nigdy nie widział w nikim takiego płomienia we wnętrzu. Tego człowieka rozpierała energia i ciepło. Smok przechylił głowę, by uważniej przyjrzeć się chłopcu. Jego ruda czupryna była zmierzwiona przez wiatr, a piwne oczy trzaskały iskrami. Lekkie piegi okalały nos i policzki, przez co Felix wyglądał o wiele młodziej niż by się zdawało. 
Smok nie chciał go skrzywdzić, ale chłopak się zaczął wyrywać. Tym razem okręcał całym ciałem, przez co Igros nie mógł skupić się na locie.

Felix rękoma odchylał powoli pazury bestii. Smok warknął, tym razem głośniej, lecz chłopak nie robił sobie więcej z jego ostrzeżeń. Już rozumiał, że kreatura nie ma najmniejszego zamiaru zrobić mu krzywdy.
W końcu pazury puściły. Felix, zaskoczony, chwycił się w ostatniej chwili łapy smoka. Igros ryknął, obniżając lot, lecz mgła zasłaniała widok. Chłopak potrząsnął głową, pozbywając się piszczenia wiatru w uszach. Łapa smoka owinęła się wokół jego ramienia, druga noga cały czas machała w powietrzu, próbując utrzymać równowagę. Felix z przerażeniem stwierdził, że bestia niebezpiecznie przechyla się na bok. Obaj zbliżali się do koron drzew, które z bliska nie wyglądały już tak bezpiecznie z ostrymi gałęziami i zmarzniętymi liśćmi. 

I stało się. Z mgły wyłoniła się nagle wysoka sosna, w którą wleciał Igros. Felix krzyknął ostrzegawczo, lecz było za późno. Smok ryknął i zahaczył lewym skrzydłem o pień drzewa. Chłopak poczuł ostre igły, wbijające mu się w ciało. Bestia puściła go, przez co spadał, obijając się o gałęzie. Próbował złapać się jednej, ale żadna nie była na tyle silna, by go unieść. Po chwili opadł brzuchem na jedną z grubszych. Chłopak stracił dech i miał ochotę zwymiotować, choć i tak nie miał czym. Zamroczyło go, z trudem uniósł się na rękach, a następnie położył się całą długością ciała na gałęzi. Brał ciężkie, głębokie wdechy, by uspokoić dudniące serce i obolały brzuch. Podniósł się do pozycji siedzącej i oparł o pień. Na niebie przez gałęzie widział Igrosa, który po zderzeniu machał szybko skrzydłami, by utrzymać się w powietrzu, jednocześnie wypatrując chłopaka.
Młodzieniec jeszcze przez chwilę uspokajał oddech, a ból brzucha i klatki piersiowej później sam minął. Smok poleciał gdzieś, wciąż go poszukując, więc był już bezpieczny. Chyba...

Igros latał nad koronami drzew, próbując wypatrzeć chłopca. Wściekł się. Dzieciak mógł obu wprowadzić do grobu swoimi fochami. Ten... młokos jest strasznie uparty. 
Igros ryknął, by słyszała go cała okolica. Dźwięk poniósł się echem, rozwiewając minimalnie mgłę, która dodatkowo utrudniała poszukiwania. Ze złością smok wleciał w drzewa, wywołując chmurę liści. Nie miał wyboru. Musiał wykurzyć chłopca siłą z lasu. 
Ogień powoli wspinał się od piersi, po szyi, aż w końcu dotarł do pyska. Płomienna chmura wyskoczyła, okalając drzewa i przeganiając mgłę. Igros przekręcał łeb, by ogień zapalił całą okolicę. Następnie przerwał i wzniósł się wyżej, by lepiej zobaczyć uciekającą postać.

Felix co chwilę słyszał ryki z oddali. Zdążył już zejść z drzewa i, kulejąc, szedł powoli przed siebie. Jednak spacer przerwał mu zapach dymu. Chłopiec spojrzał na niebo i ujrzał ptaki przelatujące w stronę, którą się kierował. Odwrócił się, zaniepokojony. 
Zobaczył wysoką czarną chmurę. 
Otworzył z przerażeniem szerzej oczy i zaczął biec. Utykając, zastanawiał się czy nie zaplanował tego sam Igros, by wykurzyć go z puszczy niczym zwierzynę. 
Zatrzymał się. Ogień nie zrobi mu krzywdy, wiedział o tym. Najlepszą kryjówką przed wrogiem jest sam obóz przeciwnika.
Felix zmienił ścieżkę i teraz szedł spokojnie w stronę ognia. Obok niego przeskakiwały sarny, zające i inne leśne stworzenia. Po dłuższym czasie zatrzymał się i czekał na rozwój wydarzeń. Niedaleko ogień trawił jedno z drzew, które pod własnym ciężarem załamało się, dając płomieniom nową szansę na pożywienie. Jedyne czego chłopak żałował to zwierzęta i roślinność tego miejsca, więc wolał oddać się bestii, niż pozwolić na zagładę lasu. 
Płomienie były już na tyle blisko, by chłopak wyróżnił każdą iskrę, która wyskakiwała z czerwonych kłębów ognia.
- Przestań - powiedział cicho Felix.
Żar nie zatrzymywał się, ale dalej niszczył wszystko co napotkał.
- Stój - powiedział trochę głośniej chłopak, zaciskając dłonie w pięści.
Płomienie przez chwilę stały w miejscu, by po chwili znów panoszyć się po okolicy.
- Nakazuję ci przestać!!! - krzyknął Felix.

Ogień wystrzelił do góry, tworząc pionową ścianę. Przez jakiś czas wił się w powietrzu, unosząc się coraz wyżej, aż w końcu zwinął się w ogromną kulę. Chłopak poczuł nagłe wyczerpanie sił i gorąc, a wielki płomienny kłęb na niebie rozprysł się, na chwilę zasłaniając niebo. Felix opadł z łoskotem na ziemię, tracąc przytomność...


Otworzył oczy. Przed sobą zobaczył wielki łeb i parę świecących oczu.
Igros z żalem wpatrywał się w ledwo przytomnego chłopaka. Mruknął i położył głowę obok młodzieńca. Ogień ma to do siebie, że jest bardzo porywczy i podatny na złość, przez co sam omal nie zabił tego dziecka. 
- To było strasznie głupie - wychrypiał Felix, przewracając się na plecy.
"Mam nadzieję, że mi wybaczysz"
Chłopak zastanawiał się chwilę, ale kiwnął głową. Podniósł rękę i oparł dłoń o pysk smoka. Poklepał go po nosie. 
- W swoim towarzystwie obaj szybko zginiemy - zaśmiał się cicho.


Wybaczcie, że tak późno, ale szkoła mi odbiera (dosłownie) wenę. I tak ten rozdział jest wymuszony, ale chcę wiedzieć co myślicie ogólnie o tym opowiadaniu ;) Będę się starać dawać częściej rozdziały :3 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 01, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Walka ŻywiołamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz