Rozdział 108

304 20 4
                                    


-Ekhem... - nie no zabijcie mnie...odwróciłam się w stronę swoich przyjaciół, ale po ich minach widziałam, że też byli zawiedzeni, że do niczego więcej nie doszło...ale to nawet lepiej, bo wypominali by nam to do końca dnia, jak nie dłużej...zastanawiało mnie tylko kto przerwał ten jakże piękny moment. 

Obróciłam się w drugą stronę i zobaczyłam Jasmin kuzynkę Rossa...tak teraz już wiem, że to jego kuzynka...stała z jakimś mężczyzną zgaduję, że z narzeczonym o, którym mówił Ross.

-Przepraszam, że wam przeszkadzamy...  - posłała w naszą stronę ciepły uśmiech - ale szukaliśmy cię od rana...mamy samolot za jakąś godzinę, a chcieliśmy się jeszcze pożegnać... - wytłumaczyła 

-Cały dzień byłem zalatany...a tak w ogóle Jasmin poznaj Cleo, Emme, Ashley, Meghan, Maxa, Deza, Justina już znasz... - zaczął wymieniać wszystkich po kolei, a blondynka przytulała każdego po kolei... 

-Justin?! Aleś ty urósł! Nie poznałam cię... - zwróciła się do chłopaka 

-A to jest...Bella - kuzynka Rossa, podeszła do mnie i mocno przytuliła, co odwzajemniłam...wydawała się naprawdę miła.

-Ach tak...czyli to jest ta Bella, którą miałam wczoraj poznać? - zaśmiała się, a Ross pokiwał głową szeroko się uśmiechając...ja za to stałam i paliłam buraka. 

-A i jeszcze jedno. - rzuciła szczęśliwa dziewczyna, zwracając tym uwagę wszystkich... - Tutaj masz zaproszenie... - Ross spojrzał na nią zdezorientowany. - No na nasz ślub cymbale! - palnęła, wywołując śmiech u całej naszej paczki. 

-Mam nadzieję, że przyjedziesz...oczywiście zaproszenie jest dla ciebie i osoby towarzyszącej - w tym momencie spojrzała na mnie - I oczywiście liczę na to, że wy też się zjawicie...- zwróciła się do naszych przyjaciół, którzy od razu pokiwali twierdząco głowami...no jakby mogli przegapić darmową wyżerkę? - Ślub odbędzie się za dwa tygodnie tutaj w Kalifornii, na początku myśleliśmy o Hiszpanii, bo w końcu tam mamy zamieszkać, ale wiemy, że gorzej jest z kosztami przelotu, a to stąd mamy największą liczbę gości... - tłumaczyła - Dzisiaj wracamy do Europy, by pozałatwiać inne sprawy, ale za jakiś tydzień wrócimy...Mam nadzieję, że zobaczę wszystkie wasze mordki w tym ważnym dla mnie dniu... 

Gdy pożegnaliśmy się z Jasmin i jej narzeczonym wróciliśmy do jedzenia naszych już zimnych kebabów. 

-Jedzcie to szybciej ja chce już na rollercoster! - krzyknął zniecierpliwiony Ross

-Myślałem, że się tego boisz. - zaśmiał się Justin

-Bałem się...kiedyś...- Ross spalił buraka - Więc ruszać się! 

Po jakiś dziesięciu minutach siedzieliśmy już w wagonikach...szczerze mówiąc, bo pierwszy raz będę na tej kolejce...trochę się boje, bo trasa jest serio trudna, do przebycia...tyle zakrętów i spadania w dół i górę...no, ale zabawa to zabawa...prawda? 

-No to jedziemy! - Justin podniósł ręce w górę, gdy kolejka ruszyła...na początku było dosyć spokojnie, kolejka jechała w górę, ale po chwili zaczęła się prawdziwa jazda. Pierwszy zjazd w dół i tysiąc pisków, które potrafiły ogłuszyć. Szczerze to nawet się przeraziłam, że ogłuchnę, ale zaraz odgoniłam od siebie tą myśl. 

-Więcej na to nie idę! Nawet się nie bałam! - marudziła Emma - Teraz ja wybieram... - zaczęła rozglądać się wokół siebie i po chwili jej wzrok zatrzymał się na "Domie Strachów" - Idziemy tam! - krzyknęłam zadowolona...no zajebiście...ja tam nie przepadam za takimi atrakcjami wole karuzele...

Gdy weszliśmy do domu strachów słyszeliśmy piski, które dobiegały gdzieś z wnętrza...już na samym początku miałam zamiar się wrócić, ale nie chciałam wyjść na mięczaka.

Z każdym kolejnym krokiem robiło się coraz straszniej...wycie wilkołaków, coś jakby szczury ci po nogach latały, z sufitu kapała jakaś dziwna substancja...gdy już prawie był koniec, wielki szkielet spadł przed nami zawisając jak trup...pisnęłam i nie myśląc o niczym przytuliłam się do Rossa, który obią mnie swoim ramieniem, przyciągając mnie do siebie mocniej. 

Całe szczęście wyszliśmy z tej potwornej atrakcji i zaczęliśmy się śmiać z naszego przerażenia...choć nie powiem naprawdę się wystraszyłam.

-Ej bo jest sprawa... - zaczął Max - Musimy się zwijać na jakąś godzinkę dwie...

-Musimy to znaczy? - zapytałam, nie rozumiejąc o kogo mu chodzi.

-To znaczy my wszyscy prócz ciebie i Rossa - szeroko się uśmiechnął...co za idioci...głupi by się domyślił, że to zaplanowane...

-No okej... - uśmiechnął się Ross - Napiszcie jak już znowu tu przyjdziecie to się znajdziemy...

***

Dobranoc :)

I Can't Say I'm In Love/ R.LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz