Jest godzina 8 nad ranem. Ubrałem szybko ubranie, które miałem w szafie. Kochana matka przygotowała mi je wczoraj, myśląc, że wybieram się z rana na trening. Chciałem ruszyć na śniadanie, ale wewnętrzna siła kazała mi pożegnać się z moją matką, bo co jak co, ale mogę jej już nigdy nie zobaczyć. Podszedłem do jej pokoju, zobaczyłem jak śpi. Słodko śpi w swoim łóżku, nie chcę jej budzić. Podszedłem do niej, pocałowałem ją w czoło i ruszyłem po schodach w stronę kuchni. Wyciągnąłem szybko składniki, będąc odpowiednio ostrożnym i cichym. Przygotowałem herbatę i kilka kanapek. Matka zostawiła na stole trzy muffiny. Ona dokładnie wie, jak mnie uszczęśliwić. Pośpiesznie zjadłem posiłek, wziąłem do rąk muffiny i ruszyłem w stronę wyjścia. Wsiadłem w samochód i ruszyłem w stronę Vancouver. Podróż będzie trwała do jutrzejszego dnia, więc musiałem przygotować się na długą jazdę. Zatankowałem samochód i usiadłem wygodnie, zrobiłem głęboki wdech i wydech, ruszyłem. Byłem już dość daleko od domu i przypomniałem sobie, że nie zabrałem torby. To kwestia czasu, kiedy moja matka zacznie do mnie wydzwaniać. Musiałem przedłużyć swoją drogą i pojechać jakimiś małymi miasteczkami zdala od zasięgu telefonu i możliwości namierzenia przez policję.
***
Byłem już cholernie zmęczony, a minęła dopiero połowa drogi.
Dźwięk telefonu.
Wiedziałem. Przepraszam mamo, ale nie mogę odebrać. Jadę po swoją kobietę...
***
*Perspektywa Sally*
Miałam już wszystkiego dosyć. Wieczorem zostałam zabrana z hotelu i wprowadzona do jakiegoś auta. Nie jestem tutaj sama, jest tu kilka kobiet. Wszystkie są przestraszone, zdezorientowane i co najgorsze - pobite i naćpane. Mnie traktowano z dość dużą ostrożnością, bo byłam dziewicą. Może to głupie, ale w głębi duszy dziękuję Bogu, że nie uprawialiśmy z Shawnem jeszcze seksu. Przynajmniej przed zaczynającymi się mękami nie cierpię tak bardzo, jak tego oczekiwałam. Podróż trwała dość długo, zatrzymaliśmy się na chwilę. Usłyszałam znajomy głos. Zostałam siłą wyciągnięta z samochodu.
- Bierz to do gęby. - dał mi do rąk paczuszkę z dziwnym proszkiem.
- Co to jest?
- Zamknij się i bierz, bo nie mamy czasu.
Wsypałam całą zawartość do buzi i poczułam natychmiastowy efekt. To był mocny narkotyk. W sumie, czego mogłam się spodziewać.
- Poczujesz się po tym lepiej. Gwarantuję. - uśmiechnął się szeroko. - Wsiadaj do auta.
- Dupek. - odpowiedziałam dość cicho.
- Co powiedziałaś? - przyłożył mi pistolet do skroni.
- Nic.
- Mam taką nadzieję, wsiadaj głupia kurwo. - pociągnął mnie za włosy i wrzucił do samochodu.
- Uważaj na towar, ma być w stanie nienaruszonym. - usłyszałam głos kierowcy tego samochodu.
- Wiem, co mam robić. Ruszaj.
Ruszyliśmy z piskiem opon. Poczułam, że całkowicie tracę świadomość. Mdleję...
***
*Perspektywa Shawna*
Jestem prawie całkowicie padnięty. Już od dawna nie powinienem prowadzić, ale dalej to robię ryzykując wypadkiem. Szczerze mnie to nie obchodzi. Nie mogę się spóźnić, bo stracę ją na zawsze. Matka dzwoniła kilka razy i wezwała policję. Jestem już blisko Vancouver, nikt mnje tutaj nie złapie. Jest godzina dziesiąta. Zostało sześć godzin. Zaparkowałem pod hotelem niedaleko portu, żeby nie zostać zauważonym. Muszę się troszkę przespać...
***
Pozostało tylko pół godziny. Sen dobrze mi zrobił, obudziłem się energicznie i zacząłem zbierać potrzebne rzeczy, w tym oczywiście pistolet. Mam pozwolenie na broń, mój znajomy ma ojca policjanta, nietrudno było załatwić broń. Pistolet schowałem do kieszeni, kilka noży i pałkę schowałem do torby przypominającej bagaż. Ruszyłem w stronę portu. Stał tam wielki statek wycieczkowy, ku mojemu zdziwieniu zauważyłem przy wejściu grupkę turystów, wszystko by było w porządku, gdyby nie fakt, że wśród nich była Sally. Weszli na pokład po okazaniu biletu. Zdążyłem podczas jazdy kupić bilet na rejs, jeden z ostatnich. W innym wypadku miałbym wielki problem z dostaniem się na pokład. Na szczęście nie sprawdzano torb. Skryty pod kapeluszem podążałem za zgrają "turystów", by zobaczyć w jakiej kabinie będą. Rozeszli się do trzech kabin, każda z trzech kobiet była w jednej kabinie. Sally była w tej z numerem 603. Nie mogłem iść tam od razu, by nie wzbudzić podejrzeń z ich strony. Nie wiem, ile osób od nich jest na statku. Ryzyko jest za duże, by działać na tą chwilę. Wybiła godzina 16. Statek odpłynął. Pod port podjechało kilka radiowozów policji. Na szczęście nie zdążyli wsiąść. Było mało czasu. Statek mimo reakcji policji nie zatrzymał się i nie zawrócił. Z tego wnioskuję, że kapitan został po prostu przekupiony. Nie wierzę, jak pieniądze wpływają na ludzi. Zaczęło się troszkę ściemniać, kabiny były zaświecone, zabrałem ze sobą pistolet. Panowie nadal nie wracali, była to ostatnia szansa na jej uratowanie. Zobaczyłem, że wychodzi z nią z kabiny, ruszają na drugi koniec statku. Nikogo nie ma dookoła.
- Nie ruszaj się. To koniec. - krzyknąłem do faceta.
- Haha, śmieszny jesteś. Chłopczyku. Naprawdę myślisz, że tak łatwo się poddam? Nie sądzę. Popatrz na to. - Złapał Sally mocno za włosy, podciągnął do siebie i przyłożył jej do gardła nóż. - Masz 5 sekund na opuszczenie broni, inaczej ona zginie!
Zamurowało mnie. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Jeśli nie spróbuję strzelić, ona zginie. Mam jedną szansę.
- Shawn! Pamiętaj, że Cię mocno kocham... - krzyknęła do mnie Sally.
- Koniec czasu. - krzyknął facet, przykładając bliżej jej gardła nóż.
Strzał z pistoletu.
- Haha! Co za łatwizna. Niestety pudło, chłopczyku. - wskoczył do wody za burtę.
- Nieeee! - wykrzyczałem z całych swoich sił.
Nie trafiłem jego, trafiłem ją...
- Sally, kochanie. Błagam, będzie dobrze. - próbowałem tamować krwawienie z jej piersi.
- Dziękuję Shawn. Dziękuję za to, że przy mnie byłeś, dziękuję za to, że przy mnie jesteś... Kocham Cię mocno. - zaczęła krztusić się krwią.
- Nie pozwolę Ci umrzeć, do cholery. Nie, Ty przeżyjesz... Sally, kochanie... Oddychaj... Błagam... - oddała swoje ostatnie tchnienie.
Zmarła na moich ramionach. Od mojego strzału. Zabiłem ją, jeden strzał i przekreślił całe nasze życie... Wyrzuciłem pistolet za burtę, krzyczę, płaczę, ale to nic nie daje. Rozglądałem się dookoła, ale nikogo nie było... Nikt nie mógł jej pomóc. Przytuliłem ją mocno do moich ramion, ale oddała swoje ostatnie tchnienie patrząc głęboko w moje oczy i trzymając moją dłoń...
CZYTASZ
Uprowadzona |S.M.
FanfictionKiedy w dzieciństwie śmierć się do Ciebie uśmiecha, a ty przeżywasz chwilę grozy to nie zapomnij, że koszmar dopiero się zaczyna... Sally Collins, 17 letnia dziewczyna mieszkająca w Kanadzie z pochodzenia Angielka, po adopcji rozpoczyna swoje nowe ż...