Rozdział 3

1K 89 4
                                    

Ani na chwilę nie odrywałam wzroku od twarzy Sally. Jej oczy nie wyrażały zupełnie niczego, a sama dziewczyna siedziała na podłodze w bezruchu.

   — Och... rozumiem... — mruknęła. — Chyba już pójdę. — Po tych słowach zaczęła chować planszę. Robiła to dość nerwowo, a jej dłonie trzęsły się odrobinę.

Po chwili podniosła pudełko i świecę, z której powoli zaczynał spływać płynny wosk. Nie mówiąc nic wyszła z pokoju szybkim krokiem. Jeszcze przez chwilą słyszałam jej kroki, aż na korytarzu rozległ się trzask zamykanych drzwi. Zerknęłam na zegar... to było już moim uzależnieniem. Była godzina dwudziesta pierwsza czterdzieści pięć. Na razie nie czułam najmniejszej potrzeby na wybieranie się do łóżka. Kąpiel sprawiła, że w ogóle nie miałam ochoty na sen. Wstałam mozolnie z podłogi, po czym wyszłam z pokoju, gasząc uprzednio światło oraz zamykając drzwi.

Okno nadal było otwarte, a zimne powietrze dostawało się do środka. Oparłam się o parapet, po czym wystawiłam głowę na zewnątrz. Moje włosy targane były przez silny wiatr, pod którego siłą uginały się niektóre drzewa. Na niebie nie było już prawie śladu po chmurach z dzisiejszego deszczu. Gałęzie drzew nieco zasłaniały mi widoki, jednak i tak widziałam wystarczająco dużo. Miliony gwiazd przyozdabiały granatowe sklepienie niczym malutkie diamenty, jednak to lekko żółtawy księżyc w pełni skupiał na sobie całą uwagę mych oczu. Wpatrywałam się w niego przez moment, jakbym próbowała dostrzec coś w jego tarczy. Kolejny powiew wiatru dmuchnął mi w twarz. Wzięłam głęboki oddech wsłuchując się w szum lasu.

Wyprostowałam się, a następnie zamknęłam okno. Raz jeszcze spojrzałam w stronę drzew oraz nieba, jednak nie poczułam niczego prócz pustki tworzącej coraz większą dziurę w mym martwym sercu. Przeszłam przez ciemny korytarz, po czym zeszłam schodami na parter. Gdy miałam wejść do salonu i zapalić światło, by znaleźć pilot od telewizora coś przykuło moją uwagę na tyle, że postanowiłam nie ujawniać swojego obecnego położenia. Owym czymś okazała się czyjaś sylwetka. Z całą pewnością należała ona do dziewczyny, jednak nie mogłam dokładnie stwierdzić kim była ta osoba. Widząc jej ostrożne ruchy pewne było to, iż nie chciała, aby ktoś dowiedział się, że tu była. Nie odrywając wzroku od dziewczyny, zaczęłam za nią podążać. Dreptałam za nią cicho, zatrzymując się za każdym razem, gdy ona to robiła. Nie byłam do końca pewna, dlaczego ją śledziłam, jednak i tak nie miałam nic innego do roboty.

Mijały minuty, a ja nadal siedziałam na ogonie tajemniczej sylwetce, która ciągle krążyła po domu. Każda kolejna chwila stracona na chodzenie za tym kimś, coraz bardziej utwierdzała mnie w przekonaniu, że to wszystko nie miało najmniejszego sensu.

   — Lepiej już wrócę do pokoju — przeszło mi przez myśl. Odwróciłam się, lecz po chwili usłyszałam ciche skrzypnięcie. Mój wzrok ponownie powędrował w stronę ciemnej sylwetki, która właśnie otworzyła niewielkie drewniane drzwiczki. Nigdy ich wcześniej nie widziałam, choć to może dlatego, że nigdy tak na prawdę nie zwiedziłam całego hotelu. Jakoś przez cały czas mieszkania w tym miejscu ani razu nie odczułam potrzeby poznania wszystkich jego tajemnic.

Kilka smug księżycowego światła, dostających się do środka przez okno sprawiły, iż byłam w stanie dostrzec dłoń osoby, którą śledziłam. Była to dość jasna dłoń. Pewne było, że nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby, aby owa dłoń zacisnęła się na jego szyi.

Po sekundzie drzwiczki zostały ostrożnie zamknięte, tym razem nie wydając z siebie ani jednego skrzypnięcia. Zbliżyłam się do nich powoli, po czym przyłożyłam do nich ucho i zaczęłam uważnie nasłuchiwać, jednak mimo mych starań nie usłyszałam zupełnie niczego. Odczekałam chwilę, a następnie otworzyłam drzwi, uważając na to by nie zrobić zbyt dużego hałasu. Miejsce w którym się znajdowałam z całą pewnością nie było pokojem, gdyż wystarczyło, że wyprostowałam obydwie ręce i już mogłam dotknąć ścian. Prawdopodobnie stałam na początku korytarza, lecz nie mogłam być tego taka pewna, ponieważ nie widziałam praktycznie niczego. Egipskie ciemności otaczały mnie z wszystkich stron, jednak ja nie miałam najmniejszego zamiaru stać w miejscu. Ruszyłam przez siebie, trzymając dłonie na ścianach. Co kilka kroków sprawdzałam prawą stopą czy przypadkiem nie ma przede mną jakiejś przeszkody pod postacią gnijącego ciała lub ludzkich organów... po tym hotelu można spodziewać się tylko tego.

You'll also like

          

Po około minucie przechadzki po ciemnym korytarzu w końcu natknęłam się na schody prowadzące w dół. Ostrożnie stawiałam krok po kroku, nie odrywając dłoni od wilgotnych ścian. Nie zdziwiłabym się gdyby brudziły je plamy krwi. Kilka razy zdarzyło się, że drewniane, przestarzałe stopnie zaczęły skrzypieć pod wpływem mego ciężaru. Wtedy automatycznie zatrzymywałam się, po czym zaczynałam wysłuchiwać jakichkolwiek innych dźwięków, wskazujących na to, że osoba, którą śledziłem dowiedziała się o mojej obecności w tym niezwykle ciemnym oraz tajemniczym miejscu.

Wkraczanie coraz dalej w bezkres mroku sprawiło, że szybko straciłam rachubę czasu. Nie wiedziałam już jak długo tu byłam. Każdy krok wykonywałam niczym zahipnotyzowana, sunąc palcami po chłodnych, betonowych oraz jeszcze bardziej wilgotnych ścianach.

Nagle lodowata kropla wylądowała na samym środku mej głowy, przywracając trzeźwość umysłu. Wciągnęłam powietrze nosem. Poczułam nieprzyjemną woń pleśni.

Gdy schody nareszcie skończyły się, ja dopiero zdałam sobie sprawę, ze zeszłam do podziemi boso, a na dodatek ubrana tylko w piżamę. Nie był to zbyt mądry pomysł, jednak nie mogłam już zawrócić. Musiałam iść dalej i to właśnie zrobiłam.

Brak butów z każdą sekundą dawał o sobie coraz bardziej znać. Twarda, chropowata podłoga sprawiła, iż skóra powoli zdzierała się z mych stóp. Potem pojawił się ból. Czyżby ta wędrówka miała być moją własną torturą? Karą naszykowaną przez los za odebranie życia niewinnej osobie?

   — I tak by nie przeżyła — przeszło mi przez myśl. — Dzięki mnie nie musiała znosić zabaw tego klauna — powiedziałam tym razem na głos, lecz zrobiłam to niezwykle cicho. Ignorując złośliwy, pogłębiający się ból szłam dalej.

Wędrowałam tak przez pewien czas, aż w końcu po raz kolejny zdałam dziś sobie z czegoś sprawę.

   — Zgubiłam się. — szepnęłam. Teraz nie byłam w stanie nawet zawrócić. Mogłam tyko krążyć po tych ciemnych korytarzach, wyczekując chwili, w której nareszcie dotarłabym do czegokolwiek innego niż czerń.

Pewne było, iż wzrok na nic nie przyda się w tym miejscu, więc spróbowałam wyostrzyć inne zmysły, które posiadałam. Zamknęłam oczy wytężając słuch. Ze stoickim spokojem nasłuchiwałam jakichkolwiek dźwięków, jednak dookoła mnie panowała głucha cisza. Skupiłam się jeszcze bardziej.

Nagle usłyszałam cichy świst. Momentalnie uchyliłam powieki, po czym zaczęłam się rozglądać. Zobaczyłam cienką wstęgę żółtego światła, która po ułamku sekundy zniknęła. Zaczęłam iść w tamtą stronę. Każdy krok stawiałam z ogromną ostrożnością, by nie narobić hałasu.

W pewnym momencie natknęłam się na pierwszą przeszkodę. Okazały się nią być drewniane drzwi. Przystawiłam do nich ucho, a następnie w skupieniu słuchałam. Jedyne co usłyszałam to ciche, niezrozumiałe pomruki. Z całą pewnością w pokoju za drzwiami było więcej niż jedna osoba, lecz nie rozumiałam prawie niczego z konwersacji ludzi w pomieszczeniu przede mną.

   — Tutaj nawet ściany mają uszy, chodźmy... — Były to jedyne słowa, które w pełni zrozumiałam. Potem do moich uszu dotarło piskliwe skrzypnięcie i cichy huk zamykanych drzwi. Odczekałam kilka sekund i weszłam do pokoju. Było to niewielkie pomieszczenie o brudnych, obrośniętych pleśnią ścianach. Powietrze w tym miejscu było wilgotne i trudno się nim oddychało. Z sufitu natomiast zwisały zardzewiałe łańcuchy, które służyły zapewne do unieruchomienia ofiar, a także mała powoli wypalająca się żarówka. Jedynym meblem znajdującym się tutaj było stare, drewniane krzesło, stojące w rogu. Wyglądało jak z typowego horroru o duchach i wydawało mi się, że zaraz przesunie się bez niczyjej pomocy.

Uznałam, że bezsensownym będzie zostanie w tym pokoju. Ruszyłam więc w stronę kolejnych drzwi ukrytych w cieniu pokoju. Otworzyłam je ostrożnie. Moim oczom ukazał się kolejny korytarz, tylko tym razem oświetlały go odrobinę żarówki takie same jak ta w pokoju za mną.

Przekroczyłam próg drzwi i kątem oka zobaczyłam czyjeś czarne włosy znikające za zakrętem. Gdy zamykałam pokój z krzesłem, zauważyłam coś... a raczej kogoś. Ujrzałam około sześcioletniego chłopca o jasnych blond włosach odstających na wszystkie strony. Na jego ciele było mnóstwo zadrapań oraz siniaków, natomiast spodenki do kolan oraz bluzka z krótkim rękawkiem poplamione były ogromnymi, szkarłatnymi plamami. Na jego twarzy nie dostrzegłam żadnych emocji. Był niczym pusta kartka. Zupełnie jak ja. Nie czułam niczego patrząc w jego stronę. Jego usta otworzyły się, a z gardła dziecka wydobył się chłopięcy, nieco zachrypnięty głos.

   — Ukradł nas — powiedział, a ja nie odzywając się nawet słowem zamknęłam drzwi, po czym zaczęłam podążać za dwiema dziewczynami. Od ostrzy ich broni odbijało się blade światło żarówek zwisających z sufitu. Natomiast ich włosy kołysały się z każdym wykonanym przez nie krokiem. Obydwie szły szybko, nie mówiąc niczego. Nawet nie oglądały się za siebie, a był to naprawdę duży błąd.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ufff... nareszcie to napisałam. Muszę przyznać, trochę męczyłam się z tym rozdziałem, myślałam nawet, że się nie wyrobię ze wstawieniem tego, jednak jakoś mi się udało. Mam nadzieję, iż Wam się spodobał i jak zwykle pozdrawiam wszystkich oraz do następnego.

Czekałam i się doczekałam ♥ Zadowala mnie ten rozdział bardzooo, ale mimo wszystko, chcę więcej. Czekam na kolejny rozdział! <3

8y ago

Wiec tak, mi się podobał i to bardzo 😍😍😍 na prawdę, tradycyjnie czekam na NEXT xd

8y ago

Moja pustka || Historia... Rosallie?Where stories live. Discover now