1. Andżelika

38 1 2
                                    

   To był najlepszy dzień odkąd dostałam Ajfona7. Przez tyle lat marzyłam o jednym, o chłopaku. Nie potrzeba było wiele. Tylko: założyć kanał na YT, opowiadać o moim jakże ciekawym życiu, pokazywać jak bardzo jestem nadziana, sprzedać się i niezauważenie pokazywać na swoich filmikach Coca-colę. I tak oto wykreowałam sobie życie i mogłam już iść na koncert legendy ludzkości. Jego porażająca elokwencja i to co zrobił dla świata. Dżastin Biber.

   Do Krakowa pojechałam ubrana w najlepsze ciuchy i z najlepszym mejkapem na jaki było mnie stać podczas kręcenia snapów dla moich widzów. Za kilka godzin miałam się z nim spotkać. Rozesłałam wiadomości do znajomych, że już niedługo będę z nim oddychała tym samym powietrzem. Ignorowałam odpowiedzi typu: "I tak nie będzie wiedział, że tam byłaś", "Nawet nie będzie miał świadomości że taka jedna Andżelika przyszła na jego koncert". 

   To nie miało w ogóle znaczenia. Ważne, że ja będę wiedziała, że on gdzieś tam jest i będę słuchać pisków i wrzasków moich sióstr - Beliberek. Kocham stać w miejscu przez 5-6 godzin i czuć jak inni ludzie mnie przygniatają. To wszystko robię dla niego. Jestem z siebie dumna i mam nadzieję, że on też kiedyś będzie ze mnie dumny.

   W pokoju hotelowym włączyłam piosenki, które miałam słyszeć na żywo za kilka godzin. Musiałam je sobie utrwalić i zapamiętać każde słowo. Źle bym się czułą gdybym pomyliła wersy podczas głośnego śpiewania z widowni. Na pewno wszyscy by zauważyli a ja spaliłabym się ze wstydu. Mam nawyk myślenia o moim idolu gdy zamykam oczy i wsłuchuję się w słowa "Purpose". Wyobrażam sobie wtedy że stoję obok niego na scenie i trzymam go moją spoconą dłonią za jego. Po intensywnym powtórzeniu piosenek, byłam gotowa na koncert. 

   Kiedy był już czas koncertu, ostatni raz poprawiłam moją tapetę i nałożyłam jeszcze jedną warstwę dla pewności, bo przecież kto wie? Może moi fani będą bardzo głośno krzyczeć, aby Dżastin wywołał mnie na scenę i dla mnie zaśpiewał. Ja dam im autograf, a oni zrobią dla mnie wszystko, bo jestem ich idolką - fajny dil. A więc kiedy już przyszłam na koncert byłam bardzo zasmucona i zdziwiona, bo wszyscy krzyczeli tam jego imię, a mojego nie. Trochę dziwne, ale postanowiłam, że to nie zepsuje mi wieczoru. 

   Wystawiałam ręce nad głowy innych z wielkim transparentem "I love you Dżastin and we are going to be married". Brakowało mi oddechu, w większości dlatego, że było mało miejsca i wszyscy się przepychali. Pojedyncze krople potu spływały mi po skroniach niszcząc mój idealny makijaż - co właściwie przewidziałam już w hotelu, ale musiałam wyglądać olśniewająco. Ignorowałam krzyki moich fanów. Tak, na pewno były skierowane do mnie. Jedna dziewczyna nawet pchnęła mnie lekko chcąc bym jej dała autograf. Najwidoczniej nie miała kartki, bo wyrwała mój transparent i krzyknęła:
- Spieprzaj na koniec bo zasłaniasz innym widok! - patrzyła na mnie prosząco, przynajmniej tak to wyglądało z mojej perspektywy. Nie zamierzałam się z nią kłócić. Teraz liczył się tylko on. Grzecznie zabrałam swój transparent i odeszłam kilka kroków. Stanęłam w drugim rzędzie przy scenie gdy Dżastin mówił "Kocham was". Byłam pewna, że patrzył się wtedy na mnie. Moje oczy były skierowane na jego idealną twarz. Usta, oczy, nos, policzki... Nie umiałam znaleźć żadnej wady. Wydarłam się najgłośniej jak potrafiłam, iż także go kocham wymachując transparentem, lecz po chwili opuściłam ręce obawiając się, że zaraz zbiegną się moi fani. Do końca koncertu nie mogłam pozbyć się z głowy tych dwóch słów: "Kocham cię". O ile pamiętam, to powiedział to właśnie tak.

   Po całym jego wzruszającym koncercie, popłakałam się. I to nawet nie z tego powodu, że światło ze sceny było tak mocne, że myślałam, iż moje spojówki się zapalą. Chyba. Wydaje mi się, że to z powodu perfekcyjności mojego wybranka. Wszyscy zbierali się do wyjścia, jednak ja byłam blisko sceny, więc mi wyjście stąd zajęło o wiele dłużej niż innym. W trakcie przebijania przez tłum zauważyłam limuzynę. To na pewno Dżastin, a wóz wcale nie był jakoś daleko, więc podbiegłam tam tak szybko jak moje szpilki na to pozwalały. To naprawdę był on.

   Krzyczałam do niego po imieniu, jednak on szedł do wozu nie oglądając się. Nie mogłam pozwolić tak po prostu odejść mojej miłości. Przywarłam do barierki całym ciałem ignorując to, że miażdży ona mój puszap. Wyciągnęłam rękę i przesunęłam ją po dłoni Dżastina. Czułam się jakbym dotykała Boga. Był taki ciepły, gładki i lekko spocony... Chciałam się na niego rzucić i z pewnością bym to zrobiła gdyby nie wielki ochroniarz idący obok niego. Wtedy wsiadł do limuzyny i nasze spojrzenia się zetknęły. Nie wierzyłam, że tyle dobrego spotka mnie w jeden wieczór. Zdążyłam mu tylko zrobić zdjęcie i nakręcić jednego snapa. Gdy samochód odjechał a ja powoli wracałam do hotelu, nagrywałam relacje na snapie. Musiałam jakoś upamiętnić ten dzień. Nie miałam zamiaru myć mojej lewej dłoni przez kilka dekad (lub do czasu następnego naszego spotkania, tym razem na stałe). Ciągle czułam jego skórę i chciałam by to uczucie nie przemijało. 






You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 17, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

W Pogoni Za Muchą || J.B.Where stories live. Discover now