-Nie... – Odpowiedziała cicho, a wraz z podjęciem ostatecznej decyzji, ogarnęło ją przytłaczające zmęczenie. – To piękna wizja, jednak niemożliwa. – Czuła jak żal ściska jej wnętrzności, a rozpacz, nie mająca dotąd prawa wstępu, zakrada się niepostrzeżenie.Była zła na siebie. Zła, że dała zrobić sobie mętlik w głowie i zła, że pozwoliła, choćby na chwilę, poddać się myślom, o tym co niemożliwe. Była wykończona pojedynkiem, który na dobre się nie zaczął.
– Z areny nie można wydostać się o własnych siłach - kontynuowała - Jeśli nie odstrzelą nas, stojąc sobie bezpiecznie po drugiej stronie ściany, poczekają aż sami opadniemy z sił. Jeżeli nie będzie chciało im się czekać, pokonają nas liczebnie. Walka nie ma sensu... I co jeśli schwytają nas, zamiast zabić? – głos zadrżał jej nieznacznie - Ukarzą nas, a uwierz mi, to gorsze od śmierci. – Spojrzała na Coriace'a, niemal przepraszająco, lecz dostrzegła w jego oczach jedynie pogardę, co dodatkowo ją zabolało. Nie potrafił jej zrozumieć. Był na to zbyt uparty i zdesperowany na tyle, by próbować czegokolwiek, nie bacząc na ilość luk w planie.
-To twoja ostateczna decyzja? - Spytał z nową obojętnością w głosie. Skinęła głową, nie mając nic więcej do dodania. – Dobrze. Czyli... - zamilkł na chwilę – czas się pozabijać. – Przyglądał jej się, wyraźnie o czymś myśląc.
-Niestety - Zrobiła krok w przód, stając w pozycji bojowej, z trapiącym ją smutkiem. Przez chwilę tkwili tak, w milczeniu pełnym żalu i rozgoryczenia. Na moment zaraził ją swoim entuzjazmem, a teraz wszystko miało potoczyć się tak, jak zawsze. Cholera. - No to już, zaczynaj. –Westchnęła, biorąc się w garść. Coriace również zmienił pozycję, stając ukosem i lustrując ją uważnie spojrzeniem, co niezbyt jej się podobało. Skinęła głową. – Rozpocznij pieśń.
-Panie mają pierwszeństwo.
-Dżentelmen się znalazł – odburknęła – Zaczynaj.
-Kultura pojedynku musi zostać zachowana, oddaję ci scenę. – Uśmiechnął się nieznacznie, spod wpół przymrużonych powiek.
-Pierwsza ci ją przyznałam, więc proszę, nie krępuj się - odparła, trochę zbyt wyzywająco. Coś było nie tak. Znów zaległa dojmująca cisza, pełna badawczych spojrzeń i ocen.
-Dlaczego nie śpiewasz...?- zaszemrał w zamyśleniu, z ledwie zaznaczonym pytaniem na końcu.
-Po prostu – odparła, nim zdała sobie sprawę, że pytanie nie było skierowane do niej. Przełknęła nerwowo ślinę.
-Hmm... Skoro twoją melodią ma być cisza, uszanuję to – Westchnął demonstracyjnie i wygiął ciało w łagodny łuk, niczym leniwy kot rozciągający się po drzemce.
Zrobił trzy krótkie, lecz szybkie kroki w jej kierunku, na co zareagowała jednym skromnym w bok, nie cofając się jednak dla przywrócenia dystansu. Zmarszczyła brwi. Ruch był niespodziewany, lecz pozbawiony celowego działania. Coś takiego robi się, by nastraszyć dziecko w zabawie w berka. Kolejna gra, w której dziewczyna nie miała ochoty brać udziału.
Zmieniła się gładko, opadając na cztery łapy. Coriace wciąż przyglądał jej się badawczo, lecz zauważyła lekki niepokój, czający się w jego oczach, co przyjęła z drobną dozą satysfakcji, wiedząc czym jest spowodowany.
Co prawda, była mniejsza od zielonookiego wilka. Bardziej wychudzona, ze skłębionym futrem, nie równającym się do jego puszystego płaszcza, stanowiła jednym zdaniem, istny obraz nędzy i rozpaczy. Była to jednak wątłość z widocznymi oznakami wytrenowania. Nie dało się nie zauważyć twardych, smukłych mięśni, oraz napiętych jak struna ścięgien, odznaczających się tuż pod skórą, tam gdzie sierść nie dała rady ich przykryć. Niezaprzeczalnie szata wilczycy zawierała dużo więcej jaśniejszych detali, niż Coriace'a. Oznaczało to, że w kontroli Źródła teoretycznie mogła okazać się lepsza od niego. Wilk pochylił jednak głowę na bok, odzyskując błyskawicznie chwilowo zaburzony spokój.
YOU ARE READING
Źródło
FantasyCzasy bliskie współczesności. Zależnie od miejsca na Ziemi, relacje ludzi i zmiennokształtnych są całkowicie odmienne. W jednym kraju jest to pokojowa koegzystencja, w innym całkowita eksterminacja. Alicja odkąd sięga pamięcią jest więźniem. Urodzon...