Trzask drzwi oznajmił wszystkim domownikom, że Ranve przyjechał z pracy. Zack zerwał się z kanapy i popatrzył na swojego przyjaciela.
- Możesz...-urwał, kiedy dwójka dzieci z krzykiem wbiegła do środka i powitała mame radośnie się śmiejąc.- O chuj chodzi?-zapytał zdezorientowany.
- Eh, to Eddie, a to Emily.-przedstawił dzieci, zdejmując z siebie kurtke, która wylądowała na wieszaku.- Dzieci Hailey.-dodał podchodząc do przyjaciela.
- Aha, a ja wiem ostatni?-wskazał na swoją klatkę piersiową.
- Nie, nikt i tym nie wie i zależy mi, żeby tak zostało.
- Zależy ci?-prychnął.- Nie pamiętasz co ta szmata ci zrobiła?-zapytał wskazując na kobietę, która spojrzała w ich stronę i posmutniałym wzrokiem zmierzyła podłogę.
- Nie nazywaj jej tak.-warknął przez zęby czując w kościach, że agresja znów pokazuję swoją stronę.
- Bo co? Co mi zrobisz? Pobijesz? Swojego kumpla? Jedynego, który cię przygarnął, kiedy jadłeś muł po przyjeździe do NY?
- Nie zasłaniaj się tym. Wiesz, że to nie fair.
- A fair jest kiedy taka dziwka staje między nami?
- Po pierwsze, jeszcze raz ją obrazisz, a na serio ci przywale, po drugie; to ty stajesz między nami.
- Och serio? Okej.-uniósł ręce w geście obronnym.- Czyli teraz to ja stanowie problem. Co ty zawsze powtarzasz?-zapytał marszcząc brwi i udając, że myśli.- Och, no tak. Problemy trzeba likwidować, a najlepiej od źródła i od razu.
- Zack...-mruknął zrezygnowany.
- Nie, jest okej.-zapewnił udając się do wyjścia, ale szatyn pozostał w niezmienionej pozycji.- Problem znika, ale potem nie przychodź do mnie z płaczem, że masz złamane serce.-powiedział i opuścił mieszkanie.
- Dzieci, myć ręce przed obiadem.-poleciła blondynka, a dzieci widząc, że atmosfera przypomina tą w dawnym domu, wykonały rozkaz i poszły do łazienki dla gości.
Kobieta stała chwilę wahając się, aczkolwiek ostatecznie zdecydowała się podejść do mężczyzny. Stanęła przed jego plecami i po pewnym wahaniu, położyła mu dłoń na ramieniu.
- Ranve...
- Zostaw mnie.-mruknął, po czym odszedł do sypialni, gdzie zamknął się za drzwiami.
Blondynka nie była zdziwona taką reakcją, ale w jej sercu i tak zagościł ból. Chciała pomóc i się na coś przydać, ale wyszło jak zawsze. Nie wiele myśląc, podała obiad dla siebie i dzieci, które siedziały cicho, przytłoczone nastrojem wypełniający mieszkanie.
- A może pobawicie się zabawkami w salonie, co wy na to?-zaproponowała, na co dzieci od razu przystały i powędrowały się pobawić.
Ranve brał zimny prysznic, który zawsze uspokajał jego nerwy, gdy coś nie szło po jego myśli, albo po prostu miał zły dzień. Stał oparty ręką o ściankę prysznica, z głową pochyloną w dół i myślał. Nie były to dobre myśli, bo o tym, co stało się zaledwie pół godziny temu. Zack był dla niego bratem z innej matki. Zawsze mógł się mu wygadać i z nim pożartować. W sumie był jedynym zaufanym człowiekiem jakiego miał po przyjeździe do Ameryki. Wiedział, że musi jakoś naprawić ich przyjaźń, ale miał też pojęcie, że to wymaga czasu. Musi odczekać chwilę zanim spróbuje. Tym czasem Hailey udało się ogarnąć sprzątanie po obiedzie i mogła poświęcić czas dzieciom, bawiąc się z nimi zabawkami. Ranve wyszedł spod prysznica i zaraz po przebraniu się w dresy, usiadł na łóżku i zaczął czytać swoje smsy z Zackiem. Robił tak zawsze, gdy nie miał możliwości kontaktu z przyjacielem, a chciał z nim pogadać. Dodawało mu to otuchy. Tak na prawdę dopiero w takich chwilach orientował się o jakich głupotach pisał nieraz z Zackiem. A to, że Grace, to niezła dupa i Bogini w łóżku, a to, że Zack wywalił się na łyżwach i miał podejrzenie, że złamał penisa. Uśmiech na ustach Ranve sam z siebie się pojawił.
- Co robis?
Wzdrygnął się na głos małej Emily, która niepostrzeżenie stanęła przed nim.
- Um, czytam.
- A cio?
- Nic ważnego.-stwierdził blokując swój telefon, tylko po to, żeby rzucić go gdzieś w tył na łóżko.
- Jesteś smutny?
- Trochę, a co?
- To przez tego pana?-zapytała gramoląc się na kolana szatyna, który uśmiechnął się do dziewczynki.
- Chyba.
- Mama też jest smutna.
- Tak?
- Mhm.
- Czemu?
- Bo ty jesteś smutny.
- Mama jest smutna, bo ja jestem smutny?-zapytał marszcząc czoło.
- No tak.
- Mówiła ci to?
- Nie, ale się nie uśmiecha i ciągle robi o tak.-powiedziała i zaczesała kosmyk włosów za ucho.- Robi tak, gdy jest smutna.
- Hm, dobrze wiedzieć. Hej, a ty nie powinnaś już spać kruszynko?
- Nieee...-przyciągnęła zaskakując z kolan mężczyzny, żeby tylko uniknąć przymusu spania.
- Aha, myślę, że jednak tak.-mruknął i złapał ją w swoje ramiona zanim.zdążyła odbiec.
Wszedł z nią do salonu, gdzie blondynka właśnie całowała czoło Eddiego, który smacznie spał przytulony do kocyka na kanapie.
- Znalazłem.-szepnął odkładając dziecko w pół śnie na drugi koniec kanapy.
Przykrył ją drugim kocykiem i pocałował jej główkę, potem się przyglądając dziecku. Ranve zawsze marzył o rodzinie. O dziecku. O żonie. Ale praca nie pozwalała mu na to.
- Idę się położyć.-szepnęła kobieta, a potem oddaliła się do sypialni.
Mężczyzna jeszcze upewnił się, że wszystko jest dobrze, zaopiekował się psami i dopiero wtedy wszedł do sypialni. Zastał Hailey leżącą już bokiem na swojej połowie łóżka. Nie myśląc wiele wszedł pod kołdrę i od razu poczuł się lepiej z powodu miękkości oraz ciepła, jakie go otaczało. Spojrzał w bok na plecy kobiety i to był ten moment, kiedy coś w nim pękło. Po prostu przysunął się do niej i przytulił się do jej pleców. Zaskoczona nie miała pojęcia co się dzieje, ale kiedy już odzyskała świadomość, poczuła się miło. Jedna z dłoni mężczyzny spoczęła na szyi kobiety, a druga prześlizgnęła się pod bokiem Hailey i wylądowała na jej brzuchu.
- Nie opuszczaj mnie, księżniczko.
Wypowiedział te słowa przekonany o śnie kobiety, która jednak słyszała te słowa i przez to jej serce zabiło kilka razy mocniej. Łzy stanęły w jej oczach, ale powstrzymała się od szlochu, zapadając się w ramiona szatyna.
CZYTASZ
Pamiętam Cię ✔️
RomanceOd przeszłości nie da się uciec, nie można się z nią pogodzić, nie da się jej zapomnieć. Z przeszłością trzeba się utożsamić. Zrobiłeś błąd, który przełożył się na Twoje dalsze życie. Tego już nie zmienisz. Z takim problemem zmaga się Ranve i jego...