Szkoda tylko, że gdyby któryś z nich przeczytał, co się wypisuje na temat jego profesji, prawdopodobnie umarłby z zażenowania. A że wiem, jak mniej więcej ten muzyczny światek działa, pozwolę sobie wyjaśnić tutaj kilka spraw.
Ostatnio zadałam na FB pytanie, czy ktoś zna jakieś opowiadania, w których występują co bardziej szczegółowe opisy koncertów, tras, nagrań itepe. Wiadomo, research musi być. Odzew wielki nie był, jednak się tego spodziewałam – akurat autorzy na Watt bardzo mądrze omijają takie kwestie... Jednak nie wszyscy. Na FB pojawiły się w sumie trzy propozycje prac, ale nie tylko na nich będę się opierać, bo sama również trochę poszperałam i wynalazłam kilka mniej znanych opek, w których takie wątki się pojawiają. Tytułów i autorów prac, z których pochodzą konkretne wpadki, może nie podam, żeby nikt nie przyczepił się przypadkiem, że kogoś publicznie obrażam albo coś, zwłaszcza że z cytatów tu nie korzystam, a owe prace służyły mi wyłącznie za inspirację dla poruszanych tu wątków.
Ten wpis będzie składał się z kilku części, ponieważ jest to dla mnie temat na tyle szeroki, że mogłabym o tym gadać naprawdę długo, a już po opisaniu trzech aspektów widzę, że długość wpisu kilkakrotnie przekroczyła średnią.1. Hierarchia w zespole instrumentalnym
Czyli rzecz, która wielu osobom wydaje się oczywista: ten, kogo słychać najgłośniej, jest najważniejszą postacią – czyli najczęściej wokalista, na drugim miejscu gitarzysta, a bas i perka są tam gdzieś w tle (oczywiście mówię tutaj o takim najbardziej rozpowszechnionym modelu zespołu, bo, jak wiadomo, instrumenty mogą być różne). Też tak myślisz? W takim razie uważaj, bo możesz dostać ode mnie w twarz pieluchą z brązową niespodzianką. Jest dokładnie odwrotnie. W jednej z prac, które przeglądałam ostatnio, były słowa mówiące o tym, że dwaj gitarzyści podczas koncertu podbijali tempo, przez co perkusista musiał się dostosować... Sęk w tym, że cały zespół ma gówno do powiedzenia w sprawie tempa, a jest tak z dwóch powodów:
a) jest ono ustalone wcześniej, ponieważ utwór z niestabilnym tempem zmieniającym się w środku partii brzmi beznadziejnie,
b) tempo wyznacza tylko i wyłącznie perkusista lub, w chwilach, gdy perkusja nie brzmi, jakiś inny muzyk z sekcji rytmicznej.
Skoro więc we wspomnianym opowiadaniu gitarzyści przyspieszali w nieodpowiednich momentach, wcale nie oznaczało to, że są tacy super-hiper zajebiści, bo umieją szybciej grać. Zamiast tego okazało się, że są, mówiąc wprost, chujowymi muzykami, ponieważ nawet tempa utrzymać nie potrafią, a co za tym idzie, gubią rytm. I wszystko się rozjeżdża, koncert jest klapą, dziękujemy, do widzenia, tak, zwrócimy pieniądze za bilety.
W zespole najważniejsza jest perkusja, zaraz obok niej stoi bas, plus jeszcze ewentualnie gitara rytmiczna czy jakikolwiek inny instrument z tym określeniem – innymi słowy, sekcja rytmiczna stanowi podstawę, budują fundament, szkielet całego utworu. Wszelkie inne instrumenty natomiast stoją o wiele niżej, a ich rola sprowadza się do ozdabiania. Porównajmy to do budowy domu: sekcja rytmiczna to ta surowa, niewykończona konstrukcja, natomiast sekcja solowa to tapety w kwiatki, dębowe panele i perskie dywany. Sekcja rytmiczna może i jest surowa oraz poniekąd ukryta, ale gdyby nie ona, to nie byłoby gdzie przyklejać tych tapet i kłaść paneli, a partie wszystkich instrumentów solowych wyglądałyby na totalnie bezbarwne, suche i wyrwane z kontekstu utworu.2. Przyjęcie do zespołu
O tym można dużo mówić, bo właściwie każdy zespół rządzi się własnymi prawami, jednak są trzy uniwersalne rzeczy, pod względem których potencjalny kompan musi wypaść dobrze, aby to wszystko mogło zadziałać. Są to: umiejętności, charakter i współpraca. Do czego zmierzam? W kilku opkach spotkałam się z tym, że podczas przesłuchania do zespołu brany jest pod uwagę tylko ten pierwszy aspekt, czyli umiejętności. Należy jednak pamiętać, że jak bardzo zaawansowanej techniki nie miałby muzyk, będzie on do niczego, jeśli nie będzie potrafił się dogadać z resztą kapeli albo zgrać z nimi instrumentalnie. Dlatego przesłuchania do zespołów zazwyczaj przyjmują formę wspólnej próby.
Wspomnę tu przykład pewnego Emila, byłego-niedoszłego basisty mojego zespołu: pod względem technicznym był super, cud, miód i orzeszki, jednak ze względu właśnie na te umiejętności, strasznie się wywyższał... No dobra, wkurzające, ale da się przeżyć. Gorsze było to, że nie umiał się zgrać i mimo dobrej techniki całkowicie rozjeżdżał się z perką, w związku z czym wszystkie próby zagrania z nim czegokolwiek kończyły się klapą. Bo tak naprawdę umiejętności liczą się najmniej, ba! najwięcej nabywa się ich właśnie podczas gry w zespole i można być zwykłym średniakiem, by po jakimś czasie działania w kapeli wybić się ponad przeciętny poziom. Tak działa wzajemna nauka i wzajemna stymulacja. W rzeczywistości najbardziej liczy się to, jaki człowiek jest sam w sobie. Bo buraka i chama nikt nie chce mieć w kapeli, jak dobrze by nie umiał grać – właśnie dlatego, że jest burakiem i chamem. I (wiem, powtarzam to już któryś raz) to, że ktoś jest dobry w muzykowaniu samemu, wcale nie oznacza, że będzie równie dobry w muzykowaniu z kimś. Serio, to są rzeczy o wiele bardziej odległe niż może się na pierwszy rzut oka wydawać.3. Instrumenty
To akurat drobny punkcik, ponieważ z tym spotkałam się tylko w jednym opku. Jest tam scena, w której bohaterka (wokalistka bodajże) oznajmia koledze, że kupiła mu nową gitarę basową, żeby nie musiał w kółko nosić ze sobą tej swojej starej.
Tu chyba wiele tłumaczyć nie muszę. Po pierwsze, muzycy raczej przywiązują się do swoich instrumentów, po drugie, osoba, która się danym instrumentem nie zajmuje i nie ma o nim bladego pojęcia, prawdopodobnie kupi najgorszy gniot z tektury, sugerując się ceną, a po trzecie (to dotyczy w szczególności gitar), poszczególne marki oraz instrumenty różnią się między sobą i zazwyczaj muzyk ma jakieś swoje upodobania w tej kwestii. Ja na przykład preferuję wiosła o wadze 5-7 kg, ze stosunkowo wąskim gryfem i odrobinę wyższą niż standardowo akcją strun. Jeśli któryś z tych warunków nie zostanie spełniony, będzie mi zwyczajnie niewygodnie podczas grania, co przełoży się na jakość wykonania. W dodatku przepadam wręcz za grafitowymi basami Status i jeśli tylko mogę dorwać jakiś w łapy chociaż na chwilę, zawsze korzystam z okazji, zaś Ibanezami przeważnie gardzę.
Podobnie sprawa się ma z pożyczaniem instrumentów. Każdy instrument jest inny i granie na pożyczonym może stanowić dla muzyka znaczne utrudnienie, a już w szczególności w przypadku, gdy są to jakieś znaczne różnice, np. inna liczba strun, podczas gdy dana osoba nigdy na tego rodzaju gitarze nie grała (sama miałam taką sytuację – podczas wspólnego koncertu koledze z drugiego zespołu pękła struna i nie miał zapasowej, więc użyczyłam mu swoje wiosło... Tyle że ja gram na pięciostrunowcu, a on nigdy takiego cuda w rękach nie miał i potrzebował chwili, by zrozumieć, jak to się stroi i jak obsługuje). Oczywiście muzyk o dobrych umiejętnościach bez problemu będzie w stanie zagrać na „nieoswojonym" instrumencie, jednak zawsze, ale to zawsze będzie to dla niego w pewnym stopniu utrudnieniem i często również dyskomfortem.Na tym na chwilę obecną zakończę, a resztę muzycznych bajek pojawiających się na Wattpadzie omówię przy innej okazji, ponieważ to niestety temat rzeka, a wyjaśnienie tego komuś, kto nigdy nie miał okazji oglądać tego wszystkiego z punktu widzenia muzyka, jest, delikatnie mówiąc, trudnym zadaniem. Mam jednak nadzieję, że wspomniane punkty wytłumaczyłam w miarę jasno i wszyscy wiedzą, co jest z danymi opisami nie tak oraz na czym te błędy w nich polegają.
CZYTASZ
Oczami Azie: o Wattpadzie
Non-FictionChyba każdy z nas zastanawiał się kiedyś, jak pisać, żeby było dobrze. Spoiler: tu nie znajdziecie odpowiedzi. Jeszcze większy spoiler: nie znajdziecie jej w żadnym poradniku, bo dla każdego będzie inna i musicie znaleźć własną - nikt Wam jej nie po...