Rozdział 21. Jak lustrzane odbicie

2.1K 278 365
                                    

  Rubin leciał lekko, unosząc się z wiatrem. Góry zmieniły się w niższe i mniej strzeliste, mimo to chłodny wiatr wciąż napływał z północy. Kassidia opanowała umiejętność, ogrzewania powietrza za pomocą magii, lecz była to żmudna praca, która wymagała ciągłego skupienia. Nie nadążała, bo nagrzewane powietrze szybko zastępowało to zimniejsze. Musiała więc poprzestać na szczelniejszym otulaniem się peleryną.

Co chwila zerkała przez ramię, podświadomie bojąc się pościgu. Wiedziała jednak, że jest to niemożliwe, skoro zabrała im ostatniego smoka.

W końcu dostrzegła coś na horyzoncie. Zmrużyła powieki, przypatrując się dziwacznej, ciemnej, skłębionej chmurze. Im bardziej się zbliżała, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu że to żaden obłok. W powietrzu krążyły czarne jak noc ptaki. Jeden z kruków oderwał się od stada i przeleciał obok niej, kracząc głośno.

Chwilę potem zza ostatniego wzgórza wyłonił się krajobraz bitwy. Wojska buntowników i Chantrii już zwarły się w bitwie na ziemi oraz w powietrzu.

— Nie tu, nie tu — powiedziała gorączkowo do smoka, szarpiąc za wodze. Tylko tego jej było trzeba, żeby wmieszała się w bitwę.

Zamierzała okrążyć pole szerokim łukiem, choć to mogło nie być łatwe.

Walczące smoki krążyły dynamicznie w powietrzu. Mimo iż Rubin zaczął zakręcać, istniało niebezpieczeństwo, że ktoś weźmie ją za rebeliantkę. Chantryjscy jeźdźcy nosili ciemnozielone barwy, a jej czarny płaszcz mógł sugerować, że należy do Oddziału Feniksa. Zaczęła go pospiesznie rozpinać, ściskając nogami boki smoka, by nie spaść. Patrząc w dół dostawała zawrotów głowy.

Długo szarpała się ze sprzączką. Mogła jej nie zapinać...

Coś świsnęło obok jej szyi. Wrzasnęła z przestrachem. Chwyciła się łęgu, by nie stracić równowagi, jednocześnie stawiając magiczną barierę. Następny bełt odbił się z jasnym rozbłyskiem. Gdyby nie jej ochrona, smok miałby jedno przerwane skrzydło.

Zlokalizowała strzelca. Kusznik nie krył się, stojąc na grzbiecie swojego zielonego gada. Szykował broń do kolejnego strzału.

— Szybciej, Rubin! — krzyknęła, ściskając jego boki kolanami. Nie wiedziała, czy robi to poprawnie, jednak smok zrozumiał. Zanurkował, nabierając prędkości.

Kassidia chwyciła za wodze, które ślizgały się w jej rękach. Nagle wpadli w grupę walczących między sobą wojsk. Rubin zręcznie wymijał latających pobratymców, porykując na niektórych, którzy wchodzili mu w drogę.

Kassidia obejrzała się za siebie i odetchnęła z ulgą. Zgubili kusznika.

Wystarczyło by to powiedziała, jej smok zaryczał ostrzegawczo. Szarpnął się w bok, a dziewczyna z ledwością utrzymała się w siodle. Prawdziwe uderzenie, jednak nadeszło w chwili, gdy rozpędzony smok kusznika uderzył w nich bokiem. Pojawił się nagle, musiał nabrać prędkości, najpierw pikując ostro w dół, a potem z siłą rozpędu wzbijając się w górę, by uderzyć w jej czerwonego smoka.

Kassidia nie utrzymała się w siodle Rubina. Przez jedną dramatyczną chwilę czuła, jak zawisa z stanie nieważkości. A potem zaczęła spadać.

Krzyk przerażenia wydarł się z jej gardła. Świat wirował, a ona, machając rękami, starała się chwycić czegokolwiek.

Pomyślała o Aeronie. Gdyby tylko wiedział gdzie jest... Teraz była zdana wyłącznie na siebie.

Przelatujący smok, trącił ją ogonem. Nie udało jej się go złapać. Kolejne zwierzęta przelatywały obok niej i nagle wpadła na coś miękkiego. Membrana skrzydła zatrzymała jej lot, jednak nie na długo. Nie miała czego się uchwycić i zaczęła zsuwać się w dół. Znowu znalazła się w powietrzu, lecz spadała zdecydowanie wolniej.

Czas Płomieni (TOM II) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz