Poranek. Zapowiada się jak kolejny dzień wolny od pracy. Wstaje wyspany, jak to w urlop. Robię sobie śniadanie: jajecznica z boczkiem. Standardowo kawa. Przeglądam wiadomości. Nic ciekawego oprócz jednego artykułu. Otwarcie nowej galeri sztuki o godzinie 20:00. Myślę sobie że i tak nic w domu nie będę robić, to pójdę. Zjadłem, posprzatałem i pusciłem pranie. Odpaliłem komputer. Napisałem do starych znajomych. Rzucili propozycję wyjścia do parku dziś o 14. Spotkanie ze starymi przyjaciółmi dawno tego nie bylo. Patrzę na zegarek. Godzina 13:30. Zrobiłem trzy wdechy, szybko się ogarnąłem i poleciałem do parku. Nie spóźniłem się na szczęście. Chodziliśmy w grupie. Było miło i wesoło. Wskoczyłem szybko do pobliskiego sklepu sportowego. Kupiłem freezbe. W tych czasach wszyscy są wsyportowani, a otyłość poszła w nieznane. Porzucalismy i nawet nie wiedzieliśmy kiedy zrobiła się godzina 18.
Pożegnaliśmy się wszyscy i każdy poszedł w swoją stronę. Poszedłem do sklepu z garniturami. Kupiłem elegancki granatowy garnitur z białymi nitkami na dzisiejszy wieczór. Zapłaciłem i wyszedłem z nową "zdobyczą". Szybko do domu, żeby się umyć z potu i zrobić się jakimiś perfumami. Godzina 20:00. Wsiadam do auta. Jadę, oddaję auto i wchodzę do srodka . Wszyscy elegancko ubrani. Nagle zauważyłem ją. Piękne ciemne zadbane włosy. Oczy odzwierciedlajace duszę. Czerwone usta. Do tego czarna, smukła sukienka z srebrnymi dodatkami. Nie trzymała nic. Zamówiłem czerwone wino. Dostałem dwa kieliszki z owym trunkiem i podchodzę mówiąc:
- Dobry wieczór.
- Dobry wieczór - odpowiada cicho, w duchu karcąc się.
- Wina? - pytam.
- Z przyjemnością.
Podaje jej kieliszek, a ona wypija zawartość duszkiem. Załatwiam drugi. Mówię żartując:
- No... mi nawet kropelka nie znikła.
Patrzy na mnie i mruczy pod nosem:
- Stres tak na mnie działa.
- Rozumiem Simon jestem.
- Eva. - odpowiada.
- Miło mi.
- Mi również. - uśmiecha się szeroko.
- Masz bardzo ładny uśmiech. - staram się zapunktować.
- Ekhm. Dziękuję, ale nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
- Uznałbym to jako ironię.
- Aż tak bardzo ironicznie to zabrzmiało.- zaśmiała się.
- Nie. Po prostu mówię co myśle i widzę. - uśmiecham się delikatnie.
- Cenie sobie takie osoby. Co Cię tu sprowadza?
- Stęskniłem się za sztuką. - odpowiadam. - W młodości się nią zachwycałem. Taki powrót do przeszłości. A Ciebie? - pytam.
- Kiedy raz poczuje się iskierkę między duszą a sztuką zawsze będzie się do niej wracać. Wystawiam swoje pracę.
- Czy mi się zdaje czy to nie nie jest ta? - wskazuję na pracę znajdującą się naprzeciw, naga kobieta. - Idealna kreska. - mowię.
- Tak to jeden z nich. Nad tym szkicem spędziłam najwięcej czasu. Nie łatwo dobrać proporcje, jeżeli nie ma się odpowiedniej modelki.
- Moim zdaniem to obraz mówi najwięcej o autorze. Jakie barwy, jak mocna kreska. Wszystko powie jeden obraz.
- Chciałam tu pokazać jak najwięcej kobiecego piękna, ale jak już wspominałam nie łatwo bez modelki. Wszystkie kobiety, które mi pozowały były zbyt sztuczne, a ja potrzebowałam tego wdzięku, delikatności i seksapilu w jednym.
- Mam zrozumieć autoportret?
- Nigdy w życiu. - zaśmiała się. - Można powiedzieć, że to mój szkolny ideał mnie.
- Z tego co widzę. - zerkam na obraz i Evę. - Nie widzę róznicy. Piękno pokazane w rzeczywistości. Niczym lustro.
- Nie mnie to oceniać, mimo tego że jestem krytykiem jestem również i malarką. A najgorzej ocenić samego siebie. Ja widzę przepaść między mną a obrazem, ale każdy ma swoją opinię.
- Zgadzam się. Cięzko samego siebie ocenić. Każdy wie na ile siebie stać. Co jeszcze można poprawić. Miło się rozmawia z krytykami. - znów staram się zapunktować...
- Teraz tak mówisz, ale gdybyś miał z nimi styczność na co dzień zmieniłbyś zdani. W ogóle czym się zajmujesz?
- Wszystkim. - odpowiadam.
- To znaczy?
- Naprawdę wszytskim. Nie mam żadnego celu w życiu. Robię to co uważam za potrzebne.
- To może czas się określić? Każdy ma swój cel, do którego dąży. Bez niego jest nudno.
- Właśnie moim zdaniem bez owej „Własnej Legendy" jest ciekawie. Nigdy nie wiadomo co i kogo się spotka.
- Ale Paulo Coelhowspomniał również o „Znakach", które są wszytskim czyli również ludźmi.
- Kto wie może właśnie jeden „Znak" spotkałem. - uśmiecham się delikatnie.
- Jesteś sam czy z kimś? - pyta.
- Samotnik, który jednocześnie podrózuje po świecie. A Pani?
- Mów mi Eva. Aż taka stara nie jestem. - zaśmiała się. - przyszłam z przyjaciółką, ale przy pierwszej okazji dorwała jakiegoś przystojniaka. Czasem zachowuje się jak nastolatka.
- Nic nie sugeruję oczywiście. - mówię śmiejąc się pod nosem. - Znam wiele takich osób... może dlatego że są nastolatkami. - uśmiecham się szeroko.
- Kiedy ktoś mi mówi na per pani czuję się dziesięc lat starzej - znowu wybuchła śmiechem. - Nawet siostrzency i bratancy mówią mi po imieniu, bo krępuje mnie słowo „ciocia".
- Rozumiem, obiecuje poprawę. Mam pytanie Evo. - uśmiecham się.
- Słucham cię.
- Dlaczego malarstwo. Zrozumiem jeśli zbyt ciężkie pytanie zadałem. Jeśli nie chcesz nie musisz odpowiadać. Taki już jestem. - patrzę na obraz. - Uwielbiam ciężkie pytania.
- No nie powiem łatwe to ono nie jest. - uśmiecha się. - Natchnęło mnie jak byłam jeszcze w gimnazjum. Był to dla mnie cięzki okres, a malartwo było sposobem ucieczki. Lubię pytania, uwielbiam na nie odpowiadać.
- Rozumiem. A czemu ciężki? Jakaś miłość?
- Tak. - uśmiecha się smutno. - Ale nie była to taka zwykła miłość. Nie kochałam człowieka, ale kawałek siatki, parkiet i piłke.
- No proszę. Siatkówka zgaduję. - uśmiecham się. - Gdyby nie los nie było by mnie tutaj.
- Dlaczego?
- Cóż. - poważnieje. - Zdrowie nie pozwalało na dalszy rozwój. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Inaczej bym Ciebie nie poznał.
- To miłe, wiem co czujesz. Wszytskie marzenia w ciągu paru chwil potrafią ulec zniszczeniu. - uśmiecha się smutno i stara nie uronić łzy.
- Ale zawsze powtarzam - uśmiechając się patrze w jej szare oczy. - zawsze musi być pod górkę żeby potem było z górki.Po chwili mówię:
- Może dasz się zaprosić na spacer po parku jutro o tej samej godzinie ?
- Jasne czemu nie.-zgadza się.
I to był jeden z najlepszych wieczorów w moim życiu.