*Jessika*
Po tym jak Hope po prostu znokałtowała przeciwnika, wszytko się skończyło "normalnie" (w naszym przypadku oczywiście).
Następnego dnia obudziło mnie czaskanie w kuchni. Wyparowałam jak poparzona z łóżka i prawie zleciałam ze schodów, tak się wystraszyłam. Myślałam, że coś się stało, ale jak weszłam do kuchni i zobaczyłam co tam się dzieję... Miałam ochotę go zamordować. Kogo? Devries'a. Stał przy blacie kuchennym z jakąś laską (przy okazji miazdżyła swoim wielkiemu sadłem nasz piękny blat) i się dosłownie połykali. Ta ździra mnie zauwarzyła jak stoję na pół naga (moja dziesiejasza piżama składa się przydłurzawej koszulki i majte), odsunęła się od niego i zaczęła się śmiać. ZE MNIE! Leondre zaskoczony jej zachowaniem odwrucił się i zamarł przez parę sekund, ale potem zaczął zwijać się ze śmiechu.
- I co cię tak bawi?! - wrzasnęłam zdenerwowana.
- Ty. - no co za popieprzeniec jeden. Pokazałam mu środkowy palec i już spokojnym krokiem poszłam do swojego pokoju.
Swoją drogą ciekawe , czy Hope jeszcze śpi. W tym pośpiechu nawet w stronę jej łóżka nie spojrzałam. Wchodzę do pokoju i co wiedzę...? Nikogo. Najwyraźniej jej już nie ma. Glebłam się na łóżko i wziełam telefon do rąk w celu sprawdzenia godziny i social mediów. CO?! Jest dopiero 08:16! A jej już nie ma (!!!), on się właśnie połyka się z tą dziwką! Dobra, pieprzyć ich... Podeszłam do szafy i... Codzienny problem... Co ja mam dziesiaj założyć? Moja szafa mieści więcej ubrań niż ludzi w Port Talbot. Ale po dłuższym namyśle zdecydowałam się na:
oszłam do łazienki, wykonałam poranną rutynę i zeszłam na dół. Szczerze... To mam w dupie tą laskę i Leo. JESTEM GŁODNA! I to się liczy najbardziej.
Kiedy zeszłam że schodów i spojrzałam w stronę kuchni nikogo tam nie było. Uff... Mimo tego, że mnie to nie obchodzi to nie mam ochoty oglądać ją się mizdrzą. Podeszłam do szafki i wzięłam z niej paczkę pładków miodowy, które wsypałam do miski i zalałam mlekiem. Zjadłam w samotności i powędrowałam spowrotem do pokoju. Usiadłam się na panelach i oparłam o moje łóżko. Wzięłam słuchawki i podłączyłam do telefonu zatapiając się przy tym w pierwszych dzwiękach mojej ulubianej piosence (media). Słichałam muzyki około 2h. O kurde! Że ja tyle usiedziałam na jednym miejscu...!
Po wspomnianych już wcześniej 2h do mojego pokoju weszła babcia. Nie od razu zauwarzyłam jej obecność, więc musiała mnie szturchnąć bym zwruciła na nią uwagę.
- Tak? - zapytałam ściągając jednocześnoe jedną słuchawkę i spoglądając na nią (babcię).
- Słuchaj... Muszę pilnie wyjechać w sprawach służbowych...
- No iii... - specjalnie przeciągłam "i", ponieważ chciałam mieć wszystko "podane na talerzu".
- I jestem zmuszona zotawić całą waszą trókę samą w domu... - widać, że się mocno tego obawia. - Mam nadzieję, że... - nie dokończyła, bo ja doskonale wiedziałam do czego zmierza.
- Tak, tak, wiem... Będziemy grzeczni. - uśmiechnęłam się uroczo tak, aby było to bardziej wiarygodne.
- Dobrze... Więc tak... Jedzenia wystarczy wam na cały weekend i pieniądze są w skrzynce na lodówce... Ja się już spakowałam i za 5 min przyjedzie po mnie taxi... Hope już wie, że wyjeżdżamy...
- Zaraz, zaraz wyjeżdżasz na weekend? - a ja myślałam, że od razu na cały tydzień... A dobra tam, dobre i to.
- Tak. Jakby coś się działo, to wystarczy jeden telefon i zaraz jestem. - przytakłam głową i w tym samym momencie podjechała taksówka pod nasz dom i zaczęł trąbić. Babcia w pośpiechu rzuciała mi tylko krutkie "Pa" i już jej nie było...
Witam was! Z góry bardzo przepraszam za możliwe błędy. Jak wam się podobał rozdział to bardzo bym prosiła o zostawienie komentarza i gwiazdki. Do następnego!!!
Żegnam!
CZYTASZ
Fucking Bastard [L.D]
FanfictionOboje są bardzo do siebie podobnie z charakteru: Ona wrendna i niegrzeczba... On wredny i niegrzeczny... Ona robi karierę jako tancerka... On robi karierę jako raper... Jak poradzą sobie w nowej sytuacji...??