Rozdział XXII: Zależy mi i będzie zależeć

156 20 1
                                    

Budząc się, liczyłam że nawiedzą mnie skutki dnia następnego, jednakże do tego nie doszło. Natomiast doskonale pamiętałam, co wydarzyło się wczoraj wieczorem. Niemalże zapomniałam o jutrzejszej wyprawie, która powinna być priorytetem. A jednak, ciężko mi myśleć o wyprawie, lub o czymś innym. Pierwszy raz, od bardzo długiego czasu miałam naprawdę dobry humor. Co za tym idzie, było prawdopodobne, że na nikogo dzisiaj nie będę narzekać i nikogo nie zdenerwuję. Czyli bycie mniej irytującą osobą jednak będzie możliwe? Wyszłam z sypialni i z uśmiechem, w co sama nie wierzyłam, poszłam by ogarnąć sytuacje, ewentualnie sprawdzić czy nikt nie zasnął w jadalni. Weszłam do pomieszczenia, w którym siedział Gunther.
- Sprzątnęliście wczoraj, czy? - zaczęłam z uśmiechem.
- Wczoraj, ogólnie kiedy poszliście, cała reszta rozeszła się szybko. - urwał by wziąć łyk herbaty. - Pani pułkownik widzę dzisiaj w bardzo dobrym humorze.
- A żebyś wiedział! Ogólnie rzecz biorąc, dzisiaj jest bardzo ładny dzień.
- Ciężko zaprzeczyć, myślę, że jutrzejsza wyprawa też pójdzie dobrze.
- Tak! Mi też się tak zdaje. Po za tym, że będziemy musieli skupić się na Erenie. Nic nie może mu się stać. - powiedziałam. - To właściwie ma być niby tylko trening praktyczny, ale zawsze.
- Właściwie, to jednak zawsze warto być skupionym, mimo wszystko.
Skinęłam, wzięłam filiżankę i nalałam sobie herbaty. Do pomieszczenia wszedł Eld, chyba również był w dobrym humorze. Teraz widzę, że wczorajszy wieczór był dobrym pomysłem. Zastanawiam się, czy ktoś wstanie dzisiaj w podłym humorze.
- Co się tak szczerzycie? - spytał unosząc brew.
- Po prostu, dobry humor, ładna pogoda, czuję, że to będzie dobry dzień. - upiłam łyk herbaty.
- No to poczekamy, zobaczymy. Jak się czujecie po wczorajszym? - uśmiechnął się.
- A nie widać? - powiedział entuzjastycznie Gunther.
- Dominic, nie obraź się, ale stawiałem, że będziesz chodziła wściekła jak osa. - powiedzał Eld.
- No to się myliłeś. Jak widać, czuję się świetnie. - uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Wstałam.
- Masz jakieś plany? - uniósł brew Gunther.
- Idę się przejść, złapać trochę słońca, ewentualnie przestać być albinosem!
- Ambitne plany. - roześmiał się Eld.
- No raczej.
Wyszłam, nawet miałam ochotę nucić, czy coś. Co się ze mną dzieje? Czyżbym naprawdę, czuła coś... Sama nie wiem jak to nazwać, definitywnie spacer to dobra możliwość. Jakoś nigdy nie zauważyłam, że nawet świat za murami jednak może być piękny, tylko... No właśnie, tylko co? Co jeżeli, to co się wydarzyło wczoraj było pomyłką? Może... Może za duża ilość alkoholu, jednak dużo dała. Oparłam się plecami o drzewo, czyli jednak coś może zepsuć mi humor. Jestem beznadziejna, w co ja uwierzyłam, że on... No właśnie, że on co? Przecież Levi, jest typem, który nie nadaję się do czegoś takiego. To, że powiedział coś takiego. Westchnęłam. Dlaczego to wszystko musi być tak skomplikowane? Czy raz w życiu, wszystko nie może się po prostu ułożyć? Czemu muszę być taką pesymistką? Mogłam raz cieszyć się i nie zaglądać darowanemu koniowi w zęby, ale nie! Oczywiście, lepiej tym wszystkim się przejmować.
- Wyglądasz, jakbyś straciła właśnie chęć do życia. - mruknął.
- Bo chyba tak właśnie się stało. - spojrzałam w dół.
- O czym myślisz?
- A jak myślisz?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, to niegrzeczne. Kto jak kto, ale ty powinnaś to wiedzieć.
- Daj spokój. - usiadł obok mnie.
- Chodzi o wczoraj, prawda?
- Nieźle, możesz zostać mistrzem dedukcji.
- Mówiłem prawdę, wiesz, mówi się, że trzeba łapać okazję. A ja złapałem... Właściwie nawet dosłownie. - westchnął.
- Mówi się też, że najgorsze co może przyjść do dwójki przyjaciół, to miłość. To też może być prawda.
- Kto tak mówi? - uniósł brew.
- Nie wiem, kiedyś to słyszałam.
- Wiesz, mi zależało, zależy i będzie zależeć. - chwycił mnie za rękę. - Więc teraz reszta należy do ciebie. Cholera, nie sądziłem, że kiedykolwiek weźmie mnie na taki romantyzm, albo na jakiekolwiek wyznawanie uczuć.
- Czyli ty... Kochasz mnie? - otworzyłam szerzej oczy.
- Tak, tak sądzę. - mruknął. - Ty wczoraj, mówiłaś...
Nie pozwoliłam mu dokończyć, po prostu pocałowałam go. Nie liczyłam, że dojdzie do czegoś takiego. Chyba teraz, już mój pesymizm nie może niczego zepsuć. W tej chwili, jestem pewna, że wszystko będzie w porządku. Albo przynajmniej teraz, wszystko jest w porządku. Może, jednak świat aż tak bardzo mnie nie nienawidzi. Bo w końcu mu zależy.


____________________________________________________________

No to ten, tego, na romantyzm mnie wzięło!

Skrzydła Rewolucji || SnKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz