Rozdział 15

85 5 0
                                    

Matt siedział i oglądał się..biegnąć wpadł na coś co przygniotło mu kości.

Nie bardzo wiedział co to było, ale okropnie go poharatało.

Rany goiły się, ale blizny pozostaną.

Rick wszedł z ręcznikami.

-Cześć.

-Cześć.

-Ja się trzymasz?

-To chyba ja powinienem ciebie spytać...-Postawił ręczniki i usiadł obok niego.

-Nie wiem co teraz będzie.

-Jak to nie wiesz...zostaniesz królem..tak jak tego chciałeś...

-Nie.To ty zawsze chciałeś nim być Matt.Życie jest takie pogmatwane...

-Nie martw się..w końcu kiedyś nim zostanę.

-Wiem o tym..i dziwię się jeszcze dlaczego twój ojciec  zwleka...już dawno powinien to zrobić.

Przed akademią.

-Co ty bredzisz...

-Mówię prawdę...dużo umiałeś jak na gówniarza...znaczy nie zrobił źle, bo teraz wiesz dużo więcej i masz inne podejście, ale głupio zrobił, że nie pokazał ci co to znaczy tracić po kolei bliskich osób.

-O czym ty mówisz Rick..

-Kiedy docierasz do tronu uświadamiasz coś sobie...kiedy jesteś coraz bliżej celu pojawia się coraz więcej  przeszkód i wrogów...najgorsi i najsprytniejsi są twoi bliscy..oni mogą chcieć się zniszczyć...

-Rick...

-Mój brat był mi najbliższą osoba po śmierci rodziców.Byłem starszy, ale bardzo co kochałem...a on zdradził mnie i nasz ród, ale i cały kraj...zdrajców należy karać..nie czuj się winny Matt słusznie postąpiłeś...-Objął go ramieniem.

-Może i straciłem jednego brata, ale zyskałem drugiego.


Poranny SekretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz