Itachi, gdy tylko Noemi zemdlała, sprowadził Konan. Miał nadzieję, że anielica będzie w stanie pomóc szatynce.
Niestety, jej wiedza również okazała się uboga. Zdawała sobie sprawę, że na szarooką musiał zadziałać jakiś bodziec, by doprowadzić ją do takiego stanu, ale postanowiła nie wnikać. W tej chwili najważniejsze było, żeby Noemi odzyskała przytomność.
- Dlaczego wszczepiłaś jej Rinnegana? - zapytał ostro brunet.
- Bo chciała — odparła nieco infantylnie anielica. Ani ona, ani Noemi nie muszą mu się tłumaczyć. Odszedł, a teraz wraca po dwóch latach i śmie robić wyrzuty.
Itachi przykładał dziewczynie okłady z lodu do rozgorączkowanej twarzy.
- Jeśli masz zamiar porzucić ją jak ostatnio, traktować jak dziecko czy jak kretynkę, to lepiej odpuść już teraz. Jeśli znów zamierzasz ją skrzywdzić, to wyjdź i nie wracaj. - Tylko Konan była świadkiem, jak wiele Noemi musiała z siebie dawać, by żyć normalnie. Tylko ona słyszała jej płacz po nocach. Tylko ona widziała smutne, szare oczy błądzące nieprzytomnie po otoczeniu. Jakby tylko obserwowała, ale nie uczestniczyła w tym wszystkim, co się wokół niej działo.
Aż pewnego dnia dziewczyna stanęła przed nią z czymś więcej niż smutkiem w oczach. Biła od niej determinacja. Rozkazała wszczepić sobie Rinnegana. Konan nie miała wyboru przez obietnicę złożoną jej na początku rządów nad Amegakure.
Obie wiedziały, że słabowite ciało będzie miało problem z przystosowaniem się do takiej mocy. W pierwszych dniach Noemi ciągle wymiotowała i niemal nie podnosiła z łóżka. Teraz sytuacja była o wiele lepsza. Gdyby tylko dziewczyna przyłożyła się do ćwiczeń i oddychała świeżym powietrzem, mogłaby normalnie funkcjonować. Ale ta determinacja gdzieś uleciała i nic nie zapowiadało jej powrotu.
***
W końcu Noemi otworzyła oczy i przez długą chwilę wpatrywała się nierozumiejąco w otoczenie. Gdy wzrokiem napotkała Itachiego, odruchowo uniosła dłoń i zasłoniła swoje prawe oko.
- Już dobrze. Widziałem je, nie zasłaniaj. - mówił do niej spokojnie, powoli, krótkimi zdaniami, by w pełni przyswoiła nową sytuację. Delikatnie odciągnął jej dłoń od twarzy i splótł ze swoją, znacznie większą.
- Konan, zostaw nas samych. - Głos szatynki był niezmiernie cichy, ale jednocześnie przerażająco chłodny. Zapewne przypomniała sobie sytuację sprzed utraty przytomności. Wreszcie, gdy została sama z chłopakiem, ponownie zabrała głos, wyplątując swoją dłoń z jego uścisku. - Czego ty właściwie chcesz Itachi?
- Chciałem wiedzieć, co czujesz, ale bałem się, że mi nie powiesz. Przepraszam Noemi, jest mi głupio. - Przepraszający Uchiha to niesamowita rzadkość.
- W porządku. Możesz zadawać mi pytania, a ja na nie odpowiem. - spróbowała się podnieść, ale dość nieporadnie jej to wychodziło. Itachi użyczył jej ramie, które ze zirytowaniem odtrąciła.
- Nie potrzebuję twojej łaski. Nie jestem dzieckiem. - Mimo silnych zawrotów głowy, wstała i udawała, że dobrze się trzyma.
Itachi postanowił tego nie komentować, ale pozostawał w pobliżu, by w razie potrzeby nie pozwolić jej upaść.
- Dlaczego zdecydowałaś się na Rinnegan? - zapytał.
- W świecie shinobi słabi się nie liczą. Zawsze byłam słaba, więc wreszcie chciałam to zmienić. Ale jak widać, nie wyszło. - Spróbowała zażartować, lecz jej śmiech pozbawiony był wesołości.
- Więc czemu zrezygnowałaś z ćwiczeń? - zapytał jakby z goryczą. Ciężko patrzyło się na wpółprzytomną Noemi, posiadając w głowie obraz jej roześmianej buzi.
- Utrzymanie Rinnegana zabiera o wiele więcej czakry, niż przypuszczałam. Mogłabym rozwinąć go poprzez walkę...Ale... - desperacko spojrzała w oczy Itachiego, jakby szukając zrozumienia dla słów, które za chwilę padną. - Ale ja nie potrafię walczyć. Cały czas czuję, jakbym miała krew na rękach. Tak wielu shinobi przeze mnie zginęło. Nienawidzę tego, że jestem słaba. Ale jednocześnie nienawidzę mocy, którą mogłabym posiąść. Nie potrafię znieść myśli, że moje decyzje wpływają na życie innych. Niby chcę tej potęgi, ale podświadomie wyniszczam swój organizm, bym nie była w stanie nią władać. - wczuła się w to, co mówi, ale nagle przerwała i nerwowo zagryzła wargę. - to bez sensu.
- To ma sens Noe. Obwiniasz się za śmierć Nagato? - musiał o to zapytać, choćby miał sprawić jej niesamowity ból. Musiał wiedzieć, jeśli chciał jej pomóc.
- Tak. - odparła po prostu, nie szukając wymówek. - Cały czas się o to obwiniam. - zacisnęła dłonie na brzegu dębowego biurka. - I nie mów mi, proszę, że to była jego decyzja. Doskonale o tym wiem, ale nie potrafię... - zawahała się — Nie potrafię spojrzeć w lustro i uśmiechnąć się do siebie bez żalu.
- Rozumiem. Nie powiem tak. - oznajmił spokojnie brunet. Zdawał sobie sprawę, w jak fatalnej kondycji fizycznej jest Noemi. Jej nogi cały czas drżały, a dłonie wcześniej zaciśnięte mocno, teraz zaledwie podpierały całą postawę dziewczyny. Zdecydowanie powinna się położyć. Ale jasno dała do zrozumienia, że nie zrobi tego, nim nie skończy rozmowy.
- Wtedy... Dwa lata temu... Ty mnie kochałaś? - padło kolejne pytanie, jeszcze cięższe niż dwa poprzednie.
Noemi spojrzała na niego i natychmiast odwróciła wzrok. Nie spodziewała się tak bezpośredniego pytania. Ale to Uchiha, on zawsze był nieprzewidywalny. Wzięła głęboki oddech, gorączkowo zastanawiając się, co odpowiedź.
- Nie. - wyrzuciła w końcu, cały czas patrząc gdzieś w bok.
- Nie? - powtórzył Itachi nieco zadziornie.
- Tylko ty byłeś dla mnie dobry, oprócz Deia. To nie była miłość, lecz strach przed samotnością. Egoistyczne pragnienie czyjejś bliskości. To wszystko. - Jej oczy napełniły się łzami. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że sama nie wiedziała, czy kłamie, czy może mówi prawdę. Czy człowiek jako tak samolubna istota jest zdolny do miłości? A jeśli tak, to czym właściwie jest miłość? Jeśli jest przystępna dla zwykłych ludzi, to nie może być wyjątkowa. A przecież zawsze tak się ją kreowało — jako coś wzniosłego, wygrywającego nawet ze śmiercią. Ale czy to nie było tylko coś, co ludzie uparcie sobie wmawiają, oszukując faktyczny stan rzeczy? Lub może myląc ją ze zwykłym pożądaniem, które przecież jest przyziemne i nie ma nic wspólnego ze wzniosłością. Noemi nie wiedziała, więc wolała nie nadinterpretowywać swoich emocji zagubionej nastolatki, porównując z czymś, co zawsze pielęgnowała w swojej wyobraźni jako coś doskonałego i nieskazitelnego. Stwierdzenie, że kochała Itachiego, byłoby niezgodne z obecnym postrzeganiem przez nią rzeczywistości.
- Poza tym... Powiedz mi Itachi. - przełknęła rosnącą gulę w gardle. - Na co komu dziś, wczorajsza miłość?
Brunet patrzył na szatynkę bardzo poważnym wzrokiem. - Na nic. - I nie czekając, aż dziewczyna wypowie nasuwające się "no właśnie", kontynuował. - Moja miłość nie jest wczorajsza, ja cię wciąż kocham Noemi.
Ich oczy spotkały się. Nieskazitelnie czarne i wyblakłe szare. Spokojne i spanikowane. Zdeterminowane i usiłujące uciec. Poważne i te bliskie płaczu.
Dłoń Noemi spoczęła na policzku chłopaka z głośnym plaskiem. Obiecywała sobie, że będzie spokojna, że nic nie wyprowadzi jej z równowagi, ale nie wyszło.
- Jak śmiesz? - Jej głos drżał. - Ty nie kochasz nikogo oprócz siebie, Itachi. Zrobiłam błąd, że pozwoliłam ci tu zostać. - powiedziała, kręcąc głową, jakby cały czas w myślach przeczyła temu, co się przed chwilą wydarzyło.
Chłopak nie zwrócił zbyt dużej uwagi na piekący, czerwony ślad, ale pochwycił dłoń dziewczyny i nie pozwolił zabrać jej ze swojego policzka. Wiedział, że jeśli teraz ustąpi, to będzie koniec.
- Masz rację. Jestem egoistą. Nie powinienem zostawiać cię wtedy bez słowa. Jednak myślałem, że umrę i nie chciałem sprawiać ci jeszcze więcej bólu. Popełniłem błąd.
- Och, daj spokój. - fuknęła Noemi, ale jej jedynym pragnieniem było przytulić się do bruneta i zapomnieć wszystko, co złe. Tak naprawdę w całym jej upieraniu się, nie chodziło o to, że Itachi ją zranił, lecz o to, iż uważała, że na niego nie zasługuje. On był przecież potężny i piękny, był jej ideałem. A ona nie miała nic do zaoferowania. Była słaba, leniwa i dawała się ponosić emocjom. Nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że mogłaby się komuś podobać, a tym bardziej komuś takiemu jak Itachi. Odpychała go tylko dlatego, że nie potrafiła zaakceptować samej siebie. Nie zasługiwała na jego miłość czy uwagę, ale jednocześnie nie potrafiła tego porzucić. To ona była egoistką, nie Uchiha. Każdej minucie tęsknoty przez te dwa lata towarzyszyło też szczęście, że Ita nie widzi tego, jak bardzo się stacza. Ale teraz wszystko się zmieniło, on tu stał i nie chciał jej opuścić. Odkrył jej słabość, a pomimo tego nie wycofał się. Stał tu, by o nią walczyć, a ona wciąż miała wątpliwości.
Tak bardzo bała się dualizmu swoich uczyć. Im bardziej próbowała je odkryć, tym bardziej ją to przerażało. Sama nie wiedziała, czego chce i co czuje.
Itachi cały czas patrząc w oczy dziewczyny, poluzował ucisk na jej dłoni. Widział, że ona prowadzi w sobie jakąś walkę.
W końcu uderzyła go pięścią w klatkę piersiową. Oparła po chwili na niej również czoło i zaczęła szlochać.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam — szeptała ciągle, choć sama nawet nie wiedziała, za co konkretnie przeprasza. Najprawdopodobniej za to, że nie potrafiła się odwrócić i zniszczyć swoich uczuć.
- Już dobrze — wyszeptał chłopak w brązowe włosy, obejmując dziewczynę, do końca nie wiedząc, co się przed chwilą stało.
- Więc pójdziesz ze mną? - zapytał, by się upewnić.
- Nie wiem — wyszlochała Noemi.
- Proszę, spójrz na mnie. - wyszeptał, a szatynka go usłuchała. - Umówmy się tak. Zabiorę cię ze sobą do Konohy. Będziesz ze mną mieszkać do ślubu hokage. Po nim zdecydujesz, co dalej. Dobrze?
- Ja... - Noemi nie wiedziała, czy ten pomysł jest dobry, ale nie potrafiła ulec pokusie. Pragnęła żyć normalnie, choć przez chwilę. - Zgoda — mruknęła ledwo słyszalnie.
***
Kiedy dwoje egoistów pragnie być ze sobą albo zakończy się to obopólnym zadowoleniem, albo wielkim nieszczęściem. Bo egoiści nie potrafią żyć tak do końca ze sobą. Albo żyją razem, a każdy osobno, albo rozstają się, słusznie stwierdzając, że to nie ma sensu.
CZYTASZ
To Tylko Kwestia Interpretacji [Itachi x OC]
FanfictionOkazuje się, że Pein - przywódca Akatsuki ma młodszą siostrę - Noemi. Jak potoczą się losy dziewczyny? Czy da radę odnaleźć się w nowej sytuacji? Czy mrok organizacji zdoła ją przytłoczyć? I jaką rolę w jej życiu odegra Itachi? Historia ZAKOŃ...