Rozdział 10

28.5K 852 63
                                    

Piątek - Bal

Chyba nigdy nie byłam tak zdenerwowana. Gorączkowo wygładzam materiał mojej niebieskiej sukienki. Góra jest całkowicie z koronki. Rękawki sięgają do łokcia, dekolt jest trójkątny i nie odsłania moich piersi. Tył jest za to bardziej wycięty. Odsłania plecy aż do zapięcia sukni w pasie. Dół ciągnie się do ziemi i jest z tiulu. Układa się jednak prosto, nie jak bombka. 

Poszukiwania były istną mordęgą. Przymierzyłam miliony kreacji i strasznie długo zastanawiałam się czy wybrać właśnie tą. Ale jest dobra i nie kosztowała kroci, więc jestem zadowolona z wyboru. Jako dodatek dobrałam malutkie srebrne kolczyki i małą torebeczkę w tym samy połyskującym kolorze. Niestety musiałam zdjąć mój medalik, bo nie pasował by do reszty, ale mam go w małej kieszonce w torebce. Nigdzie się bez niego nie wybieram. Laura upięła mi włosy z tyłu głowy i zostawiła parę krótkich pasm przy twarzy, które luźno zwisają. Zrobiła mi makijaż, mocniejszy niż sama zwykle noszę. Sama mogłam się pomalować, ale od samego rana trzęsą mi się ręce. Dziś w pracy prawie zbiłam filiżankę. Moje myśli krążyły tylko wokół tego balu. 

Black pozwolił mi wyjść godzinę wcześniej, żeby zdążyła się przygotować. Była to propozycja nie do odrzucenia, więc jak najszybciej się stamtąd zwinęłam. A teraz ma 10 minut do wyjścia. Jest dwadzieścia po ósmej i boję się, że nie ruszę się z miejsca. Całą sobą czuję, że coś się dzisiaj wydarzy. Cały tydzień panował spokój. Starałam się trzymać od niego na dystans, ale wiem, że jakby chciał znowu poczułabym na sobie jego usta. Błagam, nie mówcie mi, że specjalnie czekał do tego wieczoru, bo zwariuję. Biorę głęboki oddech i czuję jak drżę. 

Moje obawy są głupie. Nie ma mężczyzny, z którym nie mogłabym sobie poradzić. Ja wcale nie jestem taka nieśmiała. Mogę normalnie rozmawiać z przystojnymi mężczyznami. Ale wystarczy, że on na mnie spojrzy i cała robię się czerwona, nie wspominając już, że jak mnie dotknie kompletnie mu ulegam. Jestem asertywna, ale nie przy nim. Nie mogę mu się oprzeć. Nigdy tak nie miałam. Zawsze pomimo że mężczyzna mnie podniecał byłam w stanie powiedzieć mu "Nie". Black jest zbyt dominujący bym mogła mu się oprzeć. Cholera, tracę przez niego kontrole i nie podoba mi się to.

- Maja, musisz już wychodzić! - krzyczy mój przyjaciel z salonu.

Gwałtownie odwracam głowę w stronę zegarka na szafce. Tak szybko mięło 10 minut? Dlaczego?

W drzwiach pojawia się Luke.

- No chodź, twój Armado pewnie już czeka.

Przewracam oczami i puszczam mimo uszu jego uwagę. Rozglądam się czy wszystko zabrałam, sprawdzam zawartość torebki i biorę zaproszenie z komody. Wymijam mojego przyjaciela w drzwiach i idę do salonu, w którym czeka Weronika. Luke podąża tuż za mną, czuję jak kładzie mi dłonie na barkach i ściska. Z trudem przekonuję moich przyjaciół, żeby zostali i nie odprowadzali mnie na dół. Potem wychodzę póki jeszcze siedzą na tyłkach i wysyłam im ostatniego buziaka na pożegnanie. Schodzę ostrożnie po schodach, uważając, żeby nie spaść. Normalnie pewnie biegła bym w tych szpilkach na dół, ale teraz mam nogi jak z waty, chociaż jeszcze nawet go nie widziałam. 

Spojrzenie jakie posłał mi na pożegnanie, kiedy wychodziłam z firmy, było zapowiedzią tego wieczoru. Było obietnicą czegoś tak mrocznego, enigmatyczne i dzikiego, że ogarnął mnie strach wymieszany z porządną dozą podniecenia. Ten mężczyzna jest jak wielki chodzący znak niebezpieczeństwa. Aż krzyczy:"Jestem niegrzecznym chłopcem, wzniosę cię do nieba i wepchnę w czeluści piekła, a ty będziesz błagać o więcej". Boże, widzę te słowa na jego ustach. 

Mocniej zaciskam dłoń na mosiężnej poręczy. Biorę głęboki oddech i pokonuję ostatki schodek. Najwolniej jak potrafię, ale i tak za szybko, idę przez hol do głównych drzwi od kamienicy. Pcham ciężką powłokę i ku mojemu zaskoczeniu zauważam na zewnątrz sporę zamieszanie. Metr od drzwi, na ziemi leżą cztery drewniane skrzynie, w których były napoje w szklanych butelkach. No cóż, teraz wszystko jest na chodniku. I nie jestem w stanie tego obejść, chyba musiałabym skakać. Stoję zdziwiona całą sytuacją. Tego bym się nie spodziewała. Obok kłóci się mój sąsiad z pietra niżej z jakimś młodym chłopakiem. Nadruk na jego koszulce jest taki sam jak logo na skrzynkach. Oj, współczuję, mu stary Barney jest istnym diabłem. Obok nich stoi nasz odźwierny. Zaważa mnie i podchodzi.

Mr BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz