Hrabia Asbjorn Scott II Hrimthursheim + nominacja

151 12 13
                                    

Cofam nas w czasie! Akcja dzieje się w czasach gdy Hrabia jest jeszcze nastolatkiem!

W twej dużej, zwykle czystej sypialni panował dziś wielki nieporządek. Ubrania zamiast w szafie, znajdowały się na podłodze, lusterko było umazane czerwoną szminką oraz tuszem do rzęs, a lokówka niemal nie była powodem pożaru, pozostawiona na przyozdobionej w kwieciste wzory pościeli. Ty jednak nie zwracałaś uwagi na te drobnostki. Biegałaś po pokoju w poszukiwaniu czarnych szpilek co jakiś czas przyśpiewując pod nosem słowa idącej w danej chwili w radiu piosenki. Zegar na ścianie wskazywał na za dziesięć siódmą. Za parę minut miał przyjechać twój partner, a ty za żadne skarby nie potrafiłaś znaleźć kupionej specjalnie na tę okazję pary butów. Dzisiejszy wieczór był dla ciebie bardzo istotny, był to bowiem dzień balu maturalnego. Odkąd pamiętasz pragnęłaś zostać królową, chociażby na jedną noc. Jako mała dziewczynka marzyłaś o nałożeniu balowej sukni, fantastycznej fryzurze i wspaniałym pierwszym pocałunku na środku sali balowej. Być może ten pocałunek nie będzie pierwszym, jednak to nie oznaczało iż przyjęcie nie wypali. Dzisiaj był ten dzień. Dzień w którym marzenia się spełniają. Twoja długa, błękitna suknia, loki opadające na twoje ramiona, paznokcie pomalowane specjalnie na tę okazję. Brakowało tylko obuwia.
Zdesperowana opadłaś na puszysty dywan. Twój chłopak miał się pojawić lada chwila. Rozejrzałaś się jeszcze raz po pokoju, licząc na to iż zmiana perspektywy ułatwi ci poszukiwania. Nie myliłaś się. Od razu znalazłaś powód wcześniejszego ataku paniki, swoje szpilki. Jak się okazało stały schludnie pod łóżkiem. Nawet nie pomyślałaś by tam zajrzeć. Nałożyłaś buty w tym samym momencie co zadzwonił dzwonek do drzwi. Czym prędzej złapałaś za torebkę pasującą kolorystycznie do butów i pobiegłaś w stronę wyjścia. W progu zastałaś swoją mamę gaworzącą z gościem. Kobieta była uśmiechnięta, jednak po minie chłopaka rozpoznałaś, iż czuje się on niezręcznie w zaistniałej sytuacji. Cichy chichot wydobył się z twoich ust gdy kobieta zrobiła zdjęcie wystraszonemu szatynowi. Jego czarne oczy napotkały twoje. Nie potrafiłaś powstrzymać się od szerokiego uśmiechu na widok twego partnera w odpowiednio dopasowanym garniturze z małym, białym pudełeczkiem w rękach. Wyglądał lepiej niż zwykle. Powoli podeszłaś do chłopaka nie zwracając uwagi na rodzicielkę, która gadała jak najęta. Ucałowałaś go w policzek, a ciemnooki podarował ci kartonowe pudełeczko.
-Taki drobiazg...- wydukał po czym podrapał się po karku.
Gdy otworzyłaś opakowanie ujrzałaś białą różę. Była to spinka którą twój partner ostrożnie wpiął ci we włosy. Twoja namolna matka bezustannie robiła wam zdjęcia, a buzia zdawała jej się nie zamykać. Lekko speszona jej zachowaniem pociągnęłaś chłopaka za rękaw białej koszuli i razem wybiegliście z twego mieszkania. Mimo dość wczesnej pory niebo przybrało ciemny, granatowy kolor. Zerkając za siebie ujrzałaś ogromny księżyc. Zdawał się być jak na wyciągnięcie ręki. Biegliście okrytymi mrokiem ulicami tak dobrze znanego wam miasta.Biegliście aż dotarliście do parku. Usiadłaś na huśtawce i zaczęłaś się bujać śmiejąc się przy tym radośnie. Zachowywałaś się dziecinnie, jednak chłopakowi to nie przeszkadzało. Uśmiechnął się jedynie i usiadł na huśtawce obok.
-Asbjorn?- zapytałaś nagle przybierając poważną minę.
Zatrzymałaś huśtawkę i spojrzałaś na chłopaka, którego przeszywające spojrzenie było już na tobie.
-Tak?- spytał szatyn z uśmiechem.
-Co we mnie lubisz?
Często zadawałaś to pytanie. Nie dlatego że brakowało ci pewności siebie, ani dlatego że wątpiłaś w waszą miłość. Podobało ci się to jak za każdym razem chłopak podawał nowy powód dla którego cię kocha. Miał ich dokładnie 97 - tak w każdym razie twierdził.
Asbjorn wstał. Powolnym krokiem ruszył w twoją stronę. Chwycił za łańcuchy huśtawkę na której siedziałaś i spojrzał ci prosto w oczy. Był tak blisko... W tej chwili nie wyglądał już jak ten grzeczny chłopczyk którym był. Jego wygląd jak i zachowanie wzbudzały w tobie nowe odczucia. Coś czego wcześniej nie doświadczyłaś.
-Kocham w tobie to jak się rumienisz za każdym razem gdy cię skomplementuję- powiedział i ucałował cię w obojczyk.
Czułaś jak chłopak przygryzł skórę po czym ją zassał zostawiając na twojej skórze ślad. Gdy się odsuwał jego nos delikatnie otarł się o twoje ucho. Przeszły cię przyjemne dreszcze, a chłopak kontynuował swą wypowiedź.
-Kocham to jak wypowiadasz moje imię z tym twoim uroczym akcentem- powiedział i powtórzył poprzednią czynność, tym razem po drugiej stronie.
Zarumieniłaś się i uśmiechnęłaś. Czułaś jakieś dziwne łaskotanie w brzuchu. Było to dość przyjemne uczucie.
-I kocham to jak na mnie patrzysz, a błękit oczu twoich zaprowadza mnie w niebiosa.
-Ok to znalazłeś w internecie.
Oboje zaczęliście się głośno śmiać. Mimo wszystkich tych pięknych słówek Asbjorn nie nadawał się na poetę. Byłaś pewna że to nie on napisał ten krótki wiersz.
-Tu mnie masz- uśmiechnął się chłopak i pocałował cię w usta.
Dzieliliście wiele wspaniałych wspomnień, jednak musiałaś przyznać, iż ten moment przebijał je wszystkie. Suknia, huśtawka, chłopak marzeń. Bal już się zaczął jednak wcale się nie spieszyliście. Cieszyliście się chwilą. Jednak noc była młoda dlatego po długiej sesji namiętnych pocałunków postanowiliście pójść na tańce. W końcu czyż nie tego pragnęłaś odkąd ukończyłaś dziesięć lat? Czyż to nie po to kupiłaś tą suknię i te nieszczęsne szpilki? Przez całą drogę trzymaliście się za ręce i rozmawialiście na najróżniejsze tematy. Szkoła, znajomi, zwierzęta, dom. Takie błahostki sprawiały, że wasz związek był tak... normalny. Pochodziliście z dwóch różnych światów. Twój był szalony, jego być może jeszcze bardziej, jednak przy nim czułaś się jak typowa nastolatka. Mogłaś być sobą. Nie byłaś zmuszana do tych wszystkich bezsensownych zasad, które tak szanowali twoi rodzice.
Po około kwadransie dotarliście do wielkiej sali gimnastycznej. Muzyka grała głośno, a światła co chwila zapalały się i gasły. Poczułaś lekki dyskomfort jednak momentalnie przerodził się on w ekscytację. Ścisnęłaś mocniej dłoń szatyna i pobiegłaś w stronę ogromnego wejścia udekorowanego balonami oraz serpentyną. Asbjorn wcale ci się nie sprzeciwiał. Wiedziałaś iż pragnie on tego tak samo jak ty. Tej nocy chcieliście się dobrze bawić, zapomnieć o zwariowanym życiu i być parą nastolatków tańczących razem w tę wyjątkową noc. Nic nie mogło tego zepsuć .
Bolały cię stopy, twój makijaż był lekko rozmazany, a alkohol zaczynał dawać się we znaki. dochodziła północ co oznaczało wybór króla oraz królowej balu. Bardzo liczyłaś na zostanie królową i nie ukrywałaś tego. Złapałaś za rękę Asbjorna, który obecnie siedział obok ciebie na jednym z plastikowych krzeseł. Postanowiliście chwilkę odpocząć. W odróżnieniu od ciebie chłopak wcale nie był pijany. Uznał on za swój obowiązek odprowadzenie cię bezpiecznie do domu przez co nie pozwolił sobie na rozluźniającego drinka. Szatyn mimo to świetnie się bawił.
-Stresujesz się?- zapytał lustrując cię uprzednio wzrokiem.
-Nie wcale, czemu?- odpowiedziałaś spoglądając przy tym w czarne niczym smoła oczy.
Kłamałaś. Kłamałaś i oboje dobrze o tym wiedzieliście. Mimo to Asbjorn nie kontynuował konwersacji. Wydał się zamyślony jednak po chwili wstał i z miłym uśmiechem pociągnął cię w stronę niewielkiej sceny. Słysząc głos dyrektorki dochodzący z głośników zatrzymaliście się. Znajdowaliście się na samym środku sali otoczeni setką innych uczniów. Wiedziałaś, iż to ten moment.
-A teraz nadeszła pora by ogłosić króla i królową balu- powiedziała otyła kobieta rozglądając się po sali.
W dłoniach kobiety spoczywała koperta. Powoli otworzyła ją trzymając wszystkich w napięciu. Chłopak trzymająca tiarę królowej balu wystąpił do przodu.
-Tegoroczną królową zostaje... [Twoje Imię & Nazwisko]!
Byłaś w szoku. Nie mogłaś uwierzyć, że jednak wygrałaś. Ze zdumienia wyrwała cię dłoń Asbjorna który uśmiechnięty odprowadził cię pod samą scenę. To uczucie było nie do opisania. Wzrok wszystkich spoczywał na tobie. Oklaski. Światło reflektora śledzące każdy twój krok. Czułaś się niczym gwiazda. Wstąpiłaś na scenę zostawiając swojego chłopaka. Jednak tak szybko jak twoja dłoń opuściła jego tak szybko twoja pewność siebie również cię opuściła. Po woli podeszłaś do blondyna, który z uśmiechem nałożył ci koronę. Następnie ustawiłaś się obok niziutkiej pani dyrektor i spojrzałaś na tłum. Tyle spojrzeń wprawiało cię w zakłopotanie.
-Nadeszła pora byśmy się dowiedzieli kto zostanie królem balu. Powitajcie brawami... Asbjorn Scott II Hri...Hru...Hrimd..? Eh...
Cichy chichot wydobył się z twoich ust po raz kolejny tego wieczoru. Szatyn wszedł z uśmiechem na scenę, by nie męczyć dłużej kobiety dalej próbującej wypowiedzieć jego nazwisko. Otrzymał swoją koronę od niskiej blondynki, a następnie stanął tuż obok ciebie. Jego dłoń ocierała się o twoją. Zeszliście ze sceny i stanęliście na środku sali balowej. Jego dłoń na twojej talii, twoja na jego ramieniu. Twoja ulubiona piosenka zaczęła grać, a ty zwróciłaś zaskoczone spojrzenie na Asbjorna.
-Zamówiłem nam piosenkę- powiedział z łagodnym uśmiechem, tym samym który tak kochałaś, i wzruszył ramionami.
Zaczęliście tańczyć. Patrzyłaś mu prosto w oczy. Ciemne tęczówki wyrażające tak wiele. Chłopak zbliżył wasze twarze. Schylił się lekko po czym złączył wasze usta w czułym pocałunku. Słyszałaś brawa i wiwaty. Uśmiechnęłaś się lekko poprzez pocałunek i czułaś, że szatyn robił to samo. Po chwili jednak zapomniałaś o otaczającym was tłumie. Wplotłaś palce w czarne włosy pogłębiając tym samym pocałunek. Usłyszałaś huk i poczułaś opadające ci na ramiona lekkie papierki. Konfetti - pomyślałaś, jednak ani na chwilę nie wypuściłaś chłopaka ze swych objęć. W tym momencie nie liczyło się nic prócz waszej dwójki. Istotne było tylko tu i teraz, z nim.
-Kocham cię.
The End

Exitus Letalis short storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz