- Ale ja niczego nie zrobiłem! Gdybym to był ja, figurkę musiałbym ukryć gdzieś w muzeum, bo zgarnęliście mnie przed wejściem do budynku bez żandego bagażu! Macie mnie za skończonego idiotę?!
- Uspokój się. Nawet jeszcze nie zadałem pytania - powiedział do mnie oficer. Wydawał się być znudzony, pewnie codziennie słuchał krzyków kogoś innego. Nie mógłbym zostać policjantem, to zdecydowanie nie jest praca na moje nerwy.
- Wiem, jak wygląda gość, który to zrobił, naprawdę. Mnie też związał i zamknął razem z tamtymi w składziku, ja tylko obudziłem się wcześniej od nich. Potem stamtąd wyszedłem i zacząłem szukać tego złodzieja, ale musiałem chyba długo być nieprzytomny, bo nie było już po nim śladu.
- Rozumiem - odparł, notując wszystko na kartce. -Teraz, proszę, opisz mi jego wygląd.
- ...Więc był ciemnoskóry, miał biały irokez...
Wtedy drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł inny oficer, razem z...
- Ty! - krzyknąłem.
- ...I to właśnie, proszę pana, jest mój wspólnik - odparł spokojnie. - Tak jak mówiłem, wiedziałem, że da się tak łatwo złapać.
- Nie zgadzam się! On bredzi! Chce mnie tylko w to wrobić! Zamiast tego lepiej powiedz, gdzie ukryłeś tego jelenia!
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Ja nie mogę, ty parszywy...
- Ej, ej, ej. Bez wyzwisk proszę. Ty siadaj tu. Kendrick, możesz mnie z nimi zostawić - policjant, który go przyprowadził, wskazał na krzesło obok mnie, w tym samym czasie ten, który mnie przed chwilą przesłuchiwał wyszedł już z pokoju - Więc przejdźmy do pytań. Którego z was był to pomysł?
- Proszę pana, jestem niewinny! - krzyczałem.
- Ciszej chłopcze, ciszej. Już po dwudziestej trzeciej. Nie jesteś zmęczony?
- To nie ma nic do rzeczy! Proszę mnie wypuścić! Powiem wam, jak było. Przyszedłem do muzeum, tak po prostu, by pooglądać. W środku było pusto, nigdzie nie widziałem jakichś pracowników ochrony. Nie przejąłem się tym wtedy jakoś bardzo i zwiedzałem dalej. W końcu, widzę tego o tu - mówiąc to, spojrzałem na gościa obok mnie. - przy jednej z gablot, kręcił w niej śrubokrętem. Zwróciłem mu uwagę i powiedziałem, że zawołam ochronę, wtedy on bezczelnie mnie wyśmiał i zaczął mi grozić. Później uderzył mnie czymś w tył głowy i nieprzytomnego wrzucił do tego składzika, gdzie leżeli pozostali.
- Czy to wszystko?
- ...Tak.
- Zaraz ci się dostanie za te kłamstwa, wbiłeś mi nóż w plecy. Lepiej przygotuj się na solo gdy już stąd wyjdziemy, palancie - powiedział typo z irokezem, wiercąc we mnie dziury wzrokiem.
- Aha, haha, hahahah!
Z całego tego zażenowania zacząłem się śmiać.
- Proszę mnie stąd wypuścić. On mi grozi. Zaczynam czuć się bardzo niekomfortowo... zaraz, czułem się tak przecież odkąd ocknąłem się w schowku, już nieważne. Mogę przynajmniej zadzwonić do rodziny? - zrezygnowany, spytałem.
- Co, zatęskniło się do mamusi, ha? - odezwał się.
Postanowiłem tego nie skomentować, to zbyt bolesny temat.
- W porządku, już odpowiedziałeś na pytania, więc możesz zadzwonić a, i powiedz, że możesz wyjść za kaucją. Głównym podejrzanym jest Dwunasty, dlatego ty możesz iść, ale on musi sobie jeszcze z nami trochę posiedzieć.
Wstając z krzesła i kierując się w stronę telefonu umieszczonego obok drzwi, spojrzałem na tego całego "Dwunastego" z pogardliwym uśmiechem, na co on zmrużył wrogo oczy. Wykręciłem numer i poczekałem, aż odbierze.
- Wujku, to ja. Wiesz... aresztowano mnie i jestem teraz w Komisariacie Policji w Zaun, ale nie zrobiłem nic złego! Musisz mi wierzyć, to główny podejrzany chce mnie wrobić, byłem tylko świadkiem, no i... trzeba wpłacić kaucję. Ile...? - popatrzyłem pytająco na oficera.
- Siedemdziesiąt pięć tysięcy.
- ...Wujku... siedem... dziesiąt pięć... tysięcy. Przyjedź, proszę! Nie chcę tu siedzieć.
"..."
Rozłączył się.
Zrezygnowany usiadłem z powrotem na moim krześle. Ten typek zaśmiał się nieprzyjaźnie i powiedział:
- Ktoś tu najwidoczniej posiedzi do rana.
Nie odpowiedziałem. Nie miałem zamiaru dać się sprowokować jakiemuś tam przestępcy z ulicy.
Przez moment było cicho, ponieważ nasz policjant przeglądał najwyraźniej jakieś akta.
- Niezłe z ciebie ziółko, Dwunastka. Zawsze wiesz, jak uciec z miejsca zbrodni. Niestety, tym razem byliśmy bardziej przygotowani, ponieważ wiemy już, jak bardzo potrafisz być kłopotliwy. To ci pech - zaśmiał się. - Odpowiesz wreszcie za wszystkie swoje zbrodnie.
Tak, to zdecydowanie musiały być jego akta. Bez namysłu spytałem:
- Mogę je zobaczyć? To, co pan czyta, nam na myśli.
- To są tajne informacje, dostęp do tego mają tylko siły specjalne z resztą, dalej nie wiem, czy ze sobą nie współpracujecie. Jeśli tak, wszystko później mu wygadasz, a do tego nie mogę dopuścić. - mówiąc to, odłożył teczkę na bok i chwycił inną.
- Ale proszę pana... ja go nie znam. Nie wiem nawet, jak ma na imię. Wspólnicy zazwyczaj wiedzą takie rzeczy.
Otworzył drugie akta i po chwili zaczął czytać je głośno:
- Popatrzmy: Ezreal Lymere, wiek osiemnaście. Miejsce zamieszkania - Piltover. Zawód - archeolog odkrywca. Zero wykroczeń, no ładnie, w porównaniu z tym panem tutaj jesteś czysty, jak łza. Chociaż tacy zazwyczaj biorą sobie takich jak ty za wspólników...
- Nie znam go.
- Już to mówiłeś, Ezreal. Wiesz, żal mi, że musisz tu siedzieć, ale takie są procedury, ta kaucja też jest niezbędna.
- To mogę przynajmniej poczytać tamte...
- Nie, przykro mi.
- To czemu przeczytał pan moje głośno? On teraz wie, jak się nazywam, wie, gdzie mnie szukać i później może się ze mną rozliczyć...
- O to się nie martw, Dwunasty posiedzi tu z nami bardzo długo.
Nie wiem, czy to czas po prostu tak niemiłosiernie mi się dłużył, czy naprawdę minęło kilka godzin, ale w końcu zadzwonił telefon na biurku. Policjant podniósł słuchawkę.
- ...Tak... rozumiem. Ezreal, wpłacono za ciebie kaucję. Możesz iść.
Pisnąłem i tak jakoś, chyba z radości, rzuciłem się oficerowi na szyję. On, trochę zmieszany, powiedział:
- Hej, hej, powinieneś raczej tulić kogoś innego.
Szybko się odkleiłem i głupio zaśmiałem.
- Przepraszam, musiałem.
- Biegnij już, szybko.
- Żegnam pana, miłej nocy - powiedziałem.
Rzuciłem ostatnie spojrzenie w stronę tego typka i uradowany tym, że będę już mógł wrócić do domu, wyszedłem z sali. Dziwne, bo miał zamknięte oczy, ale umiałem stwierdzić, że nie spał. Czyżby obmyślał plan ucieczki? Heh, to powodzenia.
Przytuliłem wujka na przywitanie chociaż wiedziałem, że mu się to nie spodoba, powinien jednak docenić gest. Podziękowałem mu i w drodze do domu zacząłem jeszcze raz opowiadać, co mi się przytrafiło.