14

1.6K 180 61
                                    

Po kilku minutach męczenia się z butlą pestycydów, Will kiwnął głową do Nico i obaj ruszyli w stronę wyjścia.
Stanęli obok drzewek, di Angelo dużo dalej, Solace natomiast z maską na twarzy, zaczął opryskiwać drzewka.

Robił to z taką dokładnością, że jego przyjaciel uśmiechał się pod nosem.

– Pedant. – Czarnowłosy pokiwał głową, z ukrywanym uśmieszkiem.

– Prawda? – Obok niego nagle zjawiła się kwiaciarka, przez co chłopak podskoczył. Ta kobieta była niczym cień. – Ma zapał chłopak. Będzie z niego dobry lekarz. Mam nadzieję, że po odejściu stąd, będzie miał jakieś kwiatki i będzie mnie dobrze wspominał. – Uśmiechnęła się, przytulając do brzucha doniczkę z hiacyntem.

– To pani ulubiony kwiat? – Nico wskazał na fioletowe płatki. Kiwnęła głową, nadal wpatrując się w blondyna. – W takim razie przypilnuję go, aby gościł u nas... U niego, co rok. – Zarumienił się lekko, czy może raczej bardziej niż lekko i odwrócił wzrok.

Powinien mniej mówić.

Chociaż wtedy ograniczałby się pewnie do zdawkowego pomruku, co nie za bardzo mu się widziało. Co innego wizja przyszłości z Willem. Ta krążyła po jego głowie, odkąd zaczął poważnie myśleć o blondynie. A raczej poważnie wizjonować o związku z nim.

Cóż, to zdecydowanie nie jest to, co Nico chciałby kiedykolwiek powiedzieć. Ale jednak.

Nie spostrzegli, kiedy Solace odwrócił się do nich, zdjąwszy maskę i z wyszczerzonymi, bieluśkimi zębiskami. Di Angelo uwielbiał ten uśmiech, jak każdy inny. Czyli bardzo.

– Skończone, pani Jackson. Coś jeszcze? – spytał, odstawiając spryskiwacz i zdejmując rękawice.

– Tak. Chciałam cię spytać, czy nie zająłbyś się moim kotem na to popołudnie? Mam jeszcze sporo pracy, a miałam odebrać go od weterynarza.

– Pewnie. I tak mieliśmy spędzić z Nico popołudnie, wylegując się, więc huh? – Zwrócił się do przyjaciela z niemym pytaniem, na co ten kiwnął głową z lekkim uśmiechem i nadal widocznym rumieńcem.

– Oh, dziękuję wam. Ratujecie mnie i Pedro. – Nico miał ochotę parsknąć śmiechem. W końcu kto nazywa swojego kota Pedro, ale rozumiał to, sam miał zwierzaka, którego nazwał Esteban. Bo kto dziecku zabroni?

– Nie ma sprawy. Zawsze pani pomogę. – Znów się wyszczerzył blondyn i ruszył ku sklepowemu wejściu, obejmując di Angelo w pasie.

Pani Jackson uśmiechnęła się lekko pod nosem, patrząc na towarzyszącą jej dwójkę. Więc tak to jest się zakochiwać.

||••••••••••••••••||

Ta, wiem, nudy, błe.
Ale w następnym rozdziale będzie fajnie.

Najprawdpodobniej.

See ya!!!💞

✓Pamięć || Solangelo AU✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz