4. Okay... What's going on?

368 39 8
                                    

W trakcie gdy Castiel leczył Sama na tyle, aby ten był w stanie robić cokolwiek o własnych siłach, Dean włożył na siebie ubrania, które anioł skądś wytrzasnął. Nie chciał nawet wiedzieć skąd, ale w miarę pasowały do jego stylu - jeansy, biały t-shirt i czerwona koszula flanelowa, a kiedy Sam był już w stanie rozmawiać, we trójkę zaczęli rozważać jak tu się dostali i kto jeszcze może tu być. Anioł umiał wyczuć czyjąś obecność, więc Sam i Dean podawali mu kolejno imiona znajomych i czekali, aż anioł sprawdzi czy ktoś spośród nich tu jest. Dowiedzieli się w ten sposób, że na pewno nie było tu Bobby'ego - ich przybranego ojca. Ku uciesze Sama nie było tu też Becky - jego psychofanki, która dosłownie oszalała na jego punkcie po przeczytaniu książek pisanych przez Chucka. Książki te dość szczegółowo opisywały ich życie, więc kiedy dziewczyna dowiedziała się, że jej ulubiony książkowy charakter jest bohaterem z krwi i kości... łatwo wyobrazić sobie jej reakcję.

- Chuck? - zaproponował Dean, a Castiel, po chwili skupienia, kiwnął głową.

- Wyczuwam go.

Deana ucieszyła ta informacja tak bardzo, jak tylko cokolwiek mogło go ucieszyć w obecnej sytuacji.

- Wspaniale - powiedział. - W takim razie plan jest prosty: znajdźmy Chucka, on będzie wiedział, co tu się dzieje. A kiedy to rozgryziemy, zmywamy się z tej rzeczywistości.

Anioł pokręcił głową.

- To nie będzie takie proste - powiedział jak zwykle bez emocjonalnym tonem, przez co Dean nie miał najmniejszego pojęcia, co jego anielski przyjaciel właśnie próbuje mu przekazać. Castiel widząc dezorientację na twarzy Deana westchnął i spróbował rozjaśnić, co miał na myśli. - Wyczuwam jakąś dziwną energię wokół niego. Podobną do demonów, ale to nie demony. A przynajmniej nie takie jakie znamy.

- Co masz przez to na myśli?

- Ciała, których używają nie mają duszy i nigdy ich nie miały. Nie używają naczyń.

- Więc co? Same je tworzą? 

- Niewykluczone.

- Świetnie - parsknął Dean. - Ten wymiar coraz mniej mi się podoba. 

Nie tylko Deanowi to się nie podobało, a całej trójce. Nie wiedzieli z czym mają do czynienia. Castiel twierdził, że to, co się stało to jego wina, ale wciąż niewiele o tym mówił. A dodatkowo jeśli tutejsze demony działały inaczej niż przez opętanie... to wówczas nie mieli najmniejszego pomysły, jak je powstrzymać. To co znali do tej pory mogło się nie sprawdzić. Egzorcyzmy pewnie też zważywszy na to, że demony mogły tworzyć ciała, a nie je opętywać. Byli pod muszką.

- Witajcie, chłopcy - Dean usłyszał dobiegający zza jego pleców głos i prawie podskoczył ze strachu. Prawie.

Dobrze znał ten głos i wiedział do kogo należy. Próbował zachować kamienny wyraz twarzy zanim się odwrócił.

- Crowley - powiedział tonem, który mówił, że widocznie miał dość tego, który stał przed nim. - Jasne, czemu nie. Jeszcze ciebie tu brakowało...

Wyglądający na Brytyjczyka w średnim wieku, ubrany w czarny garnitur, szatyn z widocznym zarostem, najwidoczniej nie spodziewał się takiej formy powitania.

- Cóż... spodziewałem się czegoś bardziej jak "Hura! Crowley nas uratuje!", ale też cię lubię, Dean.

Te słowa dały Deanowi nadzieję.

- Możesz nas stąd wyciągnąć?

- Oczywiście, że nie, ale chciałem zobaczyć twoją zawiedzioną reakcję - powiedział pół żartem, pół poważnie, po czym zmienił ton głosu na poważniejszy, jak na Króla Piekła przystało. - To, powiedzcie mi, który z Was, skończeni idioci, stoi za tym magicznym przeteleportowaniem się?

A Little Weird Fan FictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz