Śnieg przestał padać, tak jak zawsze, z nadejściem ranka. Wiatr z najdalszej północy znowu zawiał, obijając się o grube mury Winterfell. Wszystkie liście opadły, woda w rzekach zaczęła zamarzać powoli na swojej tafli. Zima obrała swój najgorszy obraz, wiejąc tak, że mięśnie kostniały i z trudem można było się poruszać. Tak właśnie wyglądała teraz północ, ostra, pusta i przypominająca martwą...
~~~~~~~~
Wsiadła na konia, tak jak przystało na damę i poprawiła kaptur na głowie. Zobaczyła pierwsze promienie słońca wystające zza drzew. Za długo zwlekała. Machnęła delikatnie lejcami, dając znak koniowi by ruszył. Spokojnie, póki nie wyjedzie za Winterfell nie może narobić hałasu. Odetchnęła z ulgą gdy wyjechała, docierając na skraj lasu, gdzie czekała na nią jej drużyna. Składająca się z dziesięciu wojowników i niezbyt zaufanego, ale jednak, doradcy.
- Nie przypuszczałem, że Stark może zdradzić Starka. - odparł spokojnie, patrząc na brązowowłosą, która zeszła ze swojego konia.
- Nikogo nie zdradzam. Wyruszam pomóc Jonowi. W walce nikomu na nic się nie przydam. Północ nie potrzebuje trzech dowódców. - odparła kąśliwą uwagę, poprawiając strój. - Niestety, nie jestem w stanie Was zapewnić, że nasza misja się powiedzie. Cersei Lannister to podła żmija, która zrobi wszystko byleby zachować tron, władzę i posłuch. Trzeba jej to odebrać. Dlatego wybrałam Was, byście mi pomogli. Musimy znaleźć sprzymierzeńców. Dyskutować tak by nie kupczyć udziałami i ziemiami. Wszyscy musimy o tym pamiętać. - spojrzała wymownie na lorda Baelisha, chcąc zaznaczyć, że ta uwaga tyczy się jego. - Powinniśmy z rozwagą wypowiadać każde słowo, jednak mówić prawdę i mieć nadzieję, że staną po naszej stronie.
- A co jeżeli nie staną? - przechylił głowę w bok i spojrzał na nią uważnie, nie wierząc, że zgodził się na tą wyprawę. - Cersei pomimo wyraźnych braków w sprzymierzeńcach ma sporo asów w rękawie. W jaki sposób chcesz się do niej dostać? Co chcesz osiągnąć?
- Wszystko, lordzie Baelish, wszystko. - uśmiechnęła się cwanie, bardziej w jego stylu, uświadamiając mu, że się zaangażowała w pomoc bratu. - My zdobędziemy żelazny tron, kiedy oni będą bronić północy. W zamian za jej tron MY dostaniemy wolną, niezależną północ. - uśmiechnęła się dumnie, słysząc jak wojownicy jej zawtórowali. "Wolna północ." Ale dla kogo? Dla niej? Dla jej brata? Co się stanie kiedy przyjdzie do decydowania, kto ma objąć to stanowisko? Nie mogła o tym myśleć. Kiedy nadejdzie czas, będą o tym dyskutować. Liczy się teraz bezpieczeństwo wszystkich. - Musimy wyruszać. - powiedziała spokojnie i wsiadła z powrotem na konia, dając tym samym pozwolenie reszcie na zajęcie miejsc w swoich siodłach. - Bez względu na to jakie łączyły, łączą lub będą łączyć nas relacje... Jeżeli uciekniesz... lub choćby spróbujesz... Będę MUSIAŁA Cię zabić. W tej sytuacji... Nie jestem w stanie ryzykować i pozwolić Ci uciec. Mam nadzieję, że to zrozumiesz... Petyrze. - zaznaczyła jego imię delikatnie, żeby odebrał uwagę jako uprzejmą prośbę, która miała go przeświadczyć o jej zapobiegliwości.
- Rozumiem. - podprowadził konia blisko jej osoby. - Możesz na mnie liczyć. - uśmiechnął się delikatnie i rzucił jej, niby ukradkiem, zalotne spojrzenie, które udała, że zignorowała. Chciała je zignorować... Jednak... Uśmiechnęła się delikatnie, odpowiadając na jego spojrzenie.
- Czas wyruszać. - powtórzyła odchrząkując, chcąc przerwać ciszę, która nie wróżyła dobrze jej opinii dowódcy, w i tak małej już grupie. - Trzeba znaleźć sprzymierzeńców. - machnęła ponownie lejcami, popędzając konia. Wszyscy wyruszyli na południe, ku Królewskiej Przystani, ku królestwom, które, miała nadzieję, poprą Jona, uznając go za króla północy a Daenerys Targaryen nową królową Siedmiu Królestw.
~~~~~~~~
Dowiedział się, że wyjechała. Uderzył dłonią w stół, przeklinając sam siebie, że jej nie dopilnował. Jeszcze zabrała ze sobą jego! Tego manipulatora... Przetarł dłonią twarz, zastanawiając się co teraz zrobić. Wiedział, że nie może ruszyć za nią bo czekają inne, równie ważne rzeczy. Może nawet ważniejsze. Inni.
- Sanso, coś Ty narobiła... - spojrzał za okno, widząc jak z nieba zaczął padać śnieg. Westchnął ciężko. Nawet gdyby chciał jej szukać... Śnieg zasypie ślady nim zdoła osiodłać konia i się porządnie przygotować. To na nic. Potarł powieki delikatnie palcami, będąc teraz w kropce. Gdzie pojechała? Dlaczego? Nie zostawiła żadnego listu. Żadnej wiadomości. Zabrała swoje najpotrzebniejsze rzeczy, dziesięciu ludzi i więźnia. Co ona chce zrobić? Przypomniał sobie. Mówiła wczoraj o pilnowaniu planów Cersei. Po to jedzie? Zaśmiał się cicho. - Ty spryciulo... - podrapał się delikatnie za uchem rozbawiony, uświadamiając sobie, że chce mu pomóc. Pojechała na południe bo wiedziała, że na północy nie pomoże nikomu. Za to na południu... może zdziałać o wiele więcej...
Podburzyć rody przeciwko Cersei, przeciągnąć ich na swoją stronę. Być może doprowadzić do kapitulacji królowej w Królewskiej Przystani. Jeżeli będzie sprzyjać jej szczęście... Może jej się powieść... Ale musi znaleźć sprzymierzeńców. Garstką mężczyzn nie zdziała nic....
~~~~~~~~
Jechali już długo. Śnieg już zdołał zelżeć i pozostawił po sobie tylko drętwiejące zimno. Zatrzymali się by zrobić postój. Każdy zsiadł z konia i przywiązał go do gałęzi drzew, które były najbliżej.
- Gdzie ruszamy najpierw, lady Sanso?
- Powinniśmy ruszyć do Orlego Gniazda. - powiedziała spokojnie, wiedząc, że lord Baelish na pewno zwróci większą uwagę na to co mówi. - Jeżeli mój kuzyn, bez podpowiedzi doradców, którzy chcieli Twojej śmierci, zgodzi się nam pomóc... Będziemy mieli o jednego pomocnika więcej. - wyminęła temat umiejętnie, nie chcąc nikomu na razie zdradzać swoich planów odnośnie Orlego Gniazda i Doliny. Uznała, że to odpowiedni moment na niespodzianki, dlatego powstrzymała się przed ujawnieniem prawdziwego celu wyjazdu do twierdzy, w której przebywa jej kuzyn. - Lecz nim tam dotrzemy rozstawimy obóz. Powinniśmy wypocząć przed jutrem. - zarządziła, wiedząc, że musi również brać pod uwagę fakt, że może jej się nie udać. Wtedy będzie ciężko...
~~~~~~~~
Gdy nastała noc, a wszyscy dookoła poszli spać, usiadła na pniu przewróconego drzewa, zastanawiając się nad przebiegiem jutrzejszego dnia. Musiała dokładnie przemyśleć każdy krok.
- Lady Sanso... - usiadł obok niej, patrząc na nią uważnie. - Nie staram się podburzać Twojego autorytetu... lecz chciałbym wiedzieć, dlaczego zaczynamy nasze poszukiwania sprzymierzeńców od miejsca, w którym raczej nie powinienem się pokazywać? - spokojny ton ukrywał delikatną niepewność, którą starał się zakryć poważnym wyrazem twarzy.
- Jeżeli znasz lepsze wyjście, lordzie Baelish to mi je przedstaw. Nie staraj się "nie naciskać", tylko zaproponuj coś. Myślisz, że wszystko co sobie wymyśliłam to jeden, chwilowy kaprys? - zapytała delikatnie uniesionym głosem, starając się grać, tak jak uczyła ją Cersei. Odpowiedziała cisza. - Tak też myślałam. - wstała powoli i ruszyła do swojego prowizorycznego posłania, które powinno starczyć na jedną noc. Owinęła się szczelnie swoim futrem, w którym jechała przez cały dzień i zasnęła niespokojnie, lekko przerażona jutrzejszym dniem...
CZYTASZ
Zdrajca w naszym typie
FanfictionZdrajca, uratowany z rąk śmierci, która powinna go czekać za przewinienia wobec rodu Starków. Śmierć Nedda Starka, podjudzenie konfliktu między Wilkami a Lwami... Czy to zostanie mu wybaczone?