Rozdział 1.1

56 5 6
                                    


     Minęło już jakieś dziesięć minut odkąd przekroczyłam próg lotniska. Moje szczęście nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Oczywiście to była ironia. Zaraz po tym kiedy znalazłam się w poczekalni czekając na swój samolot mój lot został przełożony. Tak bardzo zależało mi na czasie, a teraz siedzę w lotniskowej kawiarni popijając zimną już kawę i oczekując na kolejny lot do Kalifornii. Uśmiechnęłam się gorzko na tę myśl. Mam tak mało czasu ale marnuję go gapiąc się w ścianę. 

     Wyjazd z Francji w ogóle może coś zmienić? Mam nadzieję, że tak, chociaż po rozmowie z Wilsonem złapało mnie zwątpienie. Może rozpocznę nowe życie? Rozpocznę wszystko od zera, zmienię towarzystwo, zmienię wszystko. 

    O ile nic mnie nie zabije.

     Zamknęłam powieki, chcąc się skupić ale coś ciągle mi przeszkadzało. Uchyliłam jedną powiekę i pełnym obojętności wzrokiem spojrzałam na kobietę w średnim wieku siedzącą obok mnie. Trajkotała jak najęta, a ja myślałam tylko o tym na ile poszłabym siedzieć gdybym zamordowała ją papierowym kubkiem po mojej kawie.    

     Może przetrwałabym atak tej kobiety gdyby nie fakt, że mój napój był zrobiony chyba tylko z jednej łyżeczki kawy i zabrakło dla mnie cukru... Nie mam pojęcia jak można być takim zwyrodnialcem i robić siki zamiast kawy... Tak właśnie! To coś nie smakowało nawet jak kawa.    

     Spojrzałam z utęsknieniem na mój kubek po kawie, a następnie przeniosłam wzrok na tego demona w ludzkiej skórze.    

     - Rodzice nigdy mnie nie rozumieli. Nie rozumieli moich potrzeb. Musiałam szybko dorosnąć, nie wie pani jak to jest. Ale zakochałam się! Och... Tak, to była prawdziwa miłość. Przynajmniej z mojej strony. Roderic nie czuł tego samego, och nie! Pani pewnie nie wie jak to jest, jest pani jeszcze młoda. - Zamilkła na chwilę.    

     Kobieta, którą spotkałam w kawiarni była najbardziej gadatliwym egzemplarzem jaki poznałam do tej pory.    

     - A może pani opowie coś o sobie? Nieznajomym najlepiej jest się zwierzać, to podobno bardzo pomaga - mówiąc to uśmiechnęła się, a ja uznałam, że papierowy kubek to na nią za mało.   

     Ona cały czas mówiła. Czy to da się gdzieś wyłączyć?! Od dłuższego czasu mierzyłyśmy się spojrzeniem. Ta kobieta jest nieustraszona. Ciągle szczerzyła do mnie swoje pożółkłe zęby. Pewnie pali jak smok i pije kawę litrami. Przez zbyt dużą warstwę różu na policzkach i źle dobrane cienie do powiek kobieta przypominała mi klauna. Ciekawe czy ma kolorowy kostium w swojej walizce i wyrusza właśnie w trasę cyrkową.    

     Kiedy moja mina przez długi czas nie ulegała żadnej zmianie – chyba, że ukazywała coraz większe zirytowanie – kąciki ust Klauna zaczynały powoli opadać a jej oczy zaczynały ukazywać... Właśnie. Co? Strach? Zgrozę? Zdziwienie? W głębi chyba chciałam żeby to był jednak strach.    

     Jej ciepłe piwne oczy stawiały czoło moim chłodnym zielonym i... Teraz sobie przypomniałam. Heterochronia. Dlaczego choroby tego typu zawsze wywołują w ludziach takie zaciekawienie? Od zawsze okropnie mnie to wkurzało. Ludzie zawsze z zaciekawieniem przypatrywali się moim oczom. Jedno było zielone, natomiast drugie zimno niebieskie.    

     Skoro tak bardzo ciekawi ją moja osoba to wygłoszę jej tak fantastyczne przemówienie, że po jego wysłuchaniu Pani Klaun sama będzie chciała, żebym zrobiła użytek z mojego kubeczka po kawie.    

     - O, nie ma co dużo opowiadać.    

     Machnęłam ręką i przybrałam na twarzy najbardziej poważną minę, jaką wypracowałam przez swoje dwudziestotrzyletnie życie. Spojrzałam na kobietę, która zniechęcona moja miną przestała się uśmiechać, a na jej policzkach wykwitł delikatny rumieniec, który było widać mimo masy różu. 

Czarna OrchideaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz