Rozdział 12 - Maybe we've got a chance

393 26 7
                                    

*Jace*

Nadszedł dzień, w którym Will miał wyjść ze szpitala. Nadal nie mogłem uwierzyć, że on czuje do mnie to samo, co ja do niego. Miałem ochotę skakać z radości, całować go cały dzień, a potem dostać się do jego bokserek... Stop, Jace! O czym ja myślę?

Czekałem na szpitalnym korytarzu. Byłem podekscytowany, zastanawiałem się, jak teraz będzie wyglądała nasza relacja? Ale z drugiej strony wiedziałem, że nie ważne, jak bardzo mam ochotę od słów przejść do czynów. Dzisiaj nic się nie wydarzy. Ani przez najbliższe kilka a może kilkanaście dni. Nie mogę naciskać, nie chcę być nachalny ani go wystraszyć. Muszę dać mu po tym wszystkim, co się wydarzyło czas na dojście do siebie i przemyślenie sytuacji. Możliwe, że będzie chciał, żebym dał mu spokój przez najbliższy czas, a dopiero potem odważy się zacząć związek ze mną.

W końcu zobaczyłem bladego, ale lekko uśmiechniętego Willa w moich za dużych na niego ubraniach.

Uwielbiałem, kiedy miał na sobie moje ubrania. To pewnie dziwne, ale potem odkładałem je do szafy na półkę i zakładałem, kiedy chciałem mieć przy sobie jakąś namiastkę jego - wszystko, co na siebie zakładał natychmiast nabierało jego zapachu.

- Will! - Krzyknąłem i podszedłem do niego, wyciągając ręce, jednak opanowałem się, kiedy ten spojrzał na mnie niepewnie i odsunął się.

Auć.

- Hej, Jace - Przywitał się cicho.

- Hej. Masz ochotę coś zjeść czy chcesz jechać do domu?

- Do domu. To znaczy... do ciebie.

Westchnąłem. Dlaczego tak trudno było mu zrozumieć, że mój dom to też jego dom? Musiałem go jakoś do tego przyzwyczaić. Nie mówiłem mu tego, ale przez kilka ostatnich dni przygotowałem dla niego małą niespodziankę. No może nie taką małą.

- Tak, do mnie. - Uśmiechnąłem się.

Droga do domu upłynęła nam na słuchaniu muzyki. Miałem dziwne wrażenie, że Will nie ma ochoty ze mną rozmawiać. Zmartwiło mnie to.

Weszliśmy po schodach. Otworzyłem drzwi.

- Wejdź.

***

*Will*

Nie mogłem już wytrzymać. Tak bardzo chciałem się już znaleźć w domu Jace' a. Nie chciałem upubliczniać naszej relacji, przynajmniej na razie. Nie w obawie o siebie, bo gorzej już być nie mogło, ale w obawie o niego. Ledwo byłem w stanie usiedzieć w samochodzie. Tak bardzo chciałem już go dotknąć...

Kiedy weszliśmy do środka, nie przejmowałem się już niczym. Jace zamknął drzwi i odwrócił się, a ja objąłem go ramionami i bardzo mocno przyciągnąłem do siebie. Tak bardzo chciałem to zrobić, mieć go blisko siebie.

- W-will? - Chyba go zaskoczyłem. Pieprzyć to.

- Kocham cię, Jace.

- Ja ciebie też, Will.

Jace wsunął dłonie pod moje uda i podniósł mnie. Staliśmy tak nie wiadomo jak długo na środku korytarza, przytulając się.

Kocham go. To była jedyna myśl, jaką miałem wtedy w głowie. Kocham i nie chcę stracić.

- Nie jesteś głodny, Will?

- Jestem głodny ciebie - wymamrotałem i spaliłem buraka. Po co ja to powiedziałem?

Jace zaśmiał się i powiedział:

- No to chyba powinniśmy coś z tym zrobić.

Jace zaniósł mnie do swojego pokoju i położył na łóżko, siadając na mnie okrakiem. Był taki piękny. Czarne kosmyki opadały mu na twarz, czekoladowe oczy błyszczały i wpatrywały się we mnie, usta wyglądały na takie miękkie... Zanim zorientowałem się, co robię, przyciągnąłem go do siebie i pocałowałem. To był długi, namiętny pocałunek. Żaden z nas nie miał ochoty przerywać. Mieliśmy sobie tyle do powiedzenia i wyjaśnienia, ale było też tyle innych rzeczy do nadrobienia, o wiele przyjemniejszych...

- Will - wymamrotał Jace pomiędzy pocałunkami.

- Mhm, tak?

- Nie zostawisz mnie?

- Ja ciebie? Nigdy.

- Kocham cię. Chciałbyś mnie?

- CO ty powiedziałeś? - Zapytał zszokowany Jace.

- N-nic - wymamrotałem zawstydzony.

- O boże, tylko ty potrafisz mnie doprowadzić do takiego stanu. Jeśli nie chcesz, żebym stracił panowanie nad sobą, to lepiej mi nie mów takich rzeczy.

- A może chcę, żebyś stracił panowanie? - Wyszeptałem mu do ucha, przygryzając je.

Jace zadrżał.

- Will, jeśli... Nie chcę cię skrzywdzić, nie chcę, żebyż żałował...

- Ale ja chcę to zrobić tu i teraz, z tobą, idioto!

Jego oczy rozszerzyły się może ze zdziwienia, a może z pożądania.

- Nie masz pojęcia jak bardzo tego chcę... ale jeśli coś będzie nie tak... powiedz, przestanę.

- Po prostu przestań już mówić.

Jace posłusznie mnie posłuchał. Zaczął całować mnie po szyi, a potem ściągnął mi koszulkę, żeby przejść dalej. Całował i przygryzał moją skórę. Cóż, następnego dnia będę miał mnóstwo śladów po naszym... zajęciu.

Starałem się tłumić moje jęki dłonią, ale Jace stanowczo odciągnął ją od moich ust, mówiąc, że chce mnie słyszeć.

Zszedł niżej i zaczął rozpinać moje spodnie.

Jeszcze nawet mi ich nie zdjął, a ja już jęczałem i podnieciłem się... Jace ściągnął moje spodnie, a potem dobrał się do bokserek. Spojrzał mi głęboko w oczy i pocałował czule w usta.

- Bardzo cię kocham.

- Ja ciebie też. Ale nie wytrzymam już dłużej, zrób to w końcu!

Jace mimo mojego pospieszania przystąpił do tego powoli.  Tak bardzo się wstydziłem jęków, jakie wydawałem, ale nic nie mogłem poradzić na to, że Jace tak na mnie działał. 

A potem już był we mnie.

Jęknąłem, mój oddech przyspieszył, a oczy zaszkliły się. Bardzo bolało... ale nie chciałem, żeby przestawał.

- Will? W porządku? - Wydyszał.

- T-tak. Po prostu nie przestawaj.

Po chwili już nie czułem bólu, była tylko przyjemność. Doszliśmy w tym samym momencie.

Byliśmy cali spoceni i zdyszani. Jace położył się obok mnie i przykrył nas kołdrą.

Przysunąłem się do niego i przytuliłem, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Jace objął mnie i ukrył wtulił się w moje włosy. Potem złożył pocałunek na moim czole i odgarnął włosy z twarzy.

- Will, jeśli coś było nie tak...

Zatknąłem mu usta dłonią.

- To był mój pierwszy raz. Pierwszy i najlepszy jaki mógł być,bo to ty. Z tobą wszystko jest najlepsze. Jesteś jak promyk słońca w mroku tego świata. Kocham cię.

- Ja ciebie też.

Tego wieczoru jeszcze długo się całowaliśmy. A potem zrobiliśmy to jeszcze raz. I jeszcze. Nie mogliśmy nacieszyć się tym, że wreszcie jesteśmy razem, że wiemy o swoich uczuciach.

Zasnęliśmy wtuleni w siebie.

________________________________

O jeju... Jeszcze nigdy tak się nie stresowałam przed dodaniem rozdziału. Mam nadzieję, że tego nie spieprzyłam.

Dziękuję każdej osobie, która poświęca chociaż chwilę na przeczytanie mojego opowiadania i zostawia gwiazdkę albo komentarz.


Our Demons/bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz