Rozdział I

73 7 22
                                    

Prażące popołudniowe słońce. Szum nieskazitelnie czystej wody, którego nie pomyliłbym z niczym innym. Gorący piasek pod moimi stopami,  a przy moim boku najlepszy kumpel, z torbą pełną gazowanych napojów. Idealny początek tegorocznych wakacji. 

- Pomysł, żeby mnie tu zabrać, był twoim jedynym dobrym pomysłem w ciągu ostatnich dwóch tygodni, Thomasie. 

- Och, Will, nie musisz mi dziękować. Wiem, że jestem "najlepsiejszym psiapsi na świecie", czy jak to tam laski do siebie mówią.

- Ależ oczywiście, nie ma lepszej przyjaciółki na tym świecie od ciebie. A teraz pójdę i powtórzę to kolejnej drogiej przyjaciółeczce, tylko po to, żeby dowiedzieć się jakichś gorących plotek o tej poprzedniej. Do bani.

 Widząc moją zirytowaną minę, chyba pojął, że temat nie jest dla mnie zbyt przyjemny. Odwrócił się i zaczął lustrować wzrokiem dziewczyny w bikini, grające w piłkę plażową.

Od moich osiemnastych urodzin minęło już prawie pół roku. Od tamtej pory nie poznałem zbyt wielu osób, wolę trzymać z tymi, których już dobrze znam. A na pewno nie spotkałem żadnej super laski, która w dodatku chciałaby się ze mną umówić. Moje urodzinowe życzenie dalej pozostało niespełnione i powoli zaczynałem tracić nadzieję, że kiedykolwiek to nastąpi...

I wtedy ją ujrzałem. Była prześliczna. Jej ciemne, falowane włosy kaskadami spadały na ramiona. Już z tej odległości dostrzegłem jej śliczne zielone oczy, które wpatrywały się prosto we mnie. Chyba spotkałem anioła. Nie mogłem tak obojętnie stać i wpatrywać się w dziewczynę, ale z drugiej strony, nie mogłem się ruszyć. Moje nogi jednocześnie stały się miękkie jak gąbka, ale były też tak ciężkie, że nie dałem rady ich unieść, aby przejść choćby kilka kroków. Moja wybranka była zdecydowanie odważniejsza ode mnie, bo wolno, lecz stanowczo, ruszyła w moją stronę, uśmiechając się przy tym promiennie. Po kilkunastu sekundach znalazła się tuż przy mnie i niebiańskim głosem nieśmiało się ze mną przywitała. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego. W tej chwili żałowałem, że nie przeżyłem tego wcześniej. Byłem niesamowicie szczęśliwy, ale i podekscytowany. Jeśli zakochani zawsze się tak czują, muszę umówić się z tą dziewczyną. To uczucie jest warte wszystkiego. 

Żartowałem, życie to nie powieść romantyczna. Pewnie myśleliście, że umówię się z tą ślicznotką na randkę, będzie nam się świetnie układać, w przyszłości weźmiemy ślub i będziemy mieli trójkę cudownych dzieci? Nic z tych rzeczy. 

W tym czasie, gdy wy to czytaliście, ja zaliczyłem upadek przez torbę plażową jakiegoś dziadka i mój najlepszy przyjaciel musiał pomóc mi wstać. Już na pewno nie mam szans u żadnej dziewczyny, nawet jeśli którakolwiek chciała na początku się ze mną umówić. To samo z Thomasem, bo kto chciałby być z kimś, kto zadaje się z takim frajerem, jak ja. To jest dopiero prawdziwe życie.

Po niefortunnym wypadku oboje postanowiliśmy przejść na drugi koniec plaży, tym razem uważając na to, co wpada nam pod nogi. Ani ja, ani Thomas nie chcieliśmy ponownie wystawić się na pośmiewisko. Mam nadzieję, że nikt znajomy nie widział mojego upadku, bo musiał być naprawdę komiczny, zważywszy na to, że upadając krzyczałem jak panienka. Chyba ludzie z moim pechem i niezdarnością nie powinni pokazywać się publicznie.

Znaleźliśmy opustoszały kawałek plaży dość blisko wody. Dziwne, że nikogo nie było w tak okazyjnym miejscu. Uznaliśmy, że oto znaleźliśmy idealny kąt dla nas. Rozłożyliśmy swoje manatki i wyjęliśmy po puszce coca coli. Położyliśmy się na kocach i zaczęliśmy ożywioną rozmowę.

- Ten dzień zapowiadał się cudownie, oczywiście wszystko zepsułeś, mój kochany kumplu. - Thomas wyraźnie zaczął się ze mną droczyć. - Masz szczęście, że masz mnie, stary. Sam byś się nie podniósł.

Lost SunsetsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz