W radiu leciała jakaś smętna piosenka, ale to ani trochę nie przeszkadzało Biance w wesołej pogawędce z Jake'iem. Chłopak wyraźnie się odprężył.
Ja, wręcz przeciwnie.
Czułam się depresyjne i miałam ochotę krzyczeć. Wyglądałam przez okno, kompletnie nie wiedząc, gdzie właściwie jesteśmy, a świat przelatywał mi przed oczami niczym kolorowe plamy. Drzewa, krzewy, niebo - to wszystko zlewało się w jedno.
Wzdychając cicho, zerknęłam na trzymany w dłoni telefon. Nie miałam żadnych połączeń czy wiadomości. Nikt, poza naszą czwórką nie znał mojego numeru. Co wprowadzało mnie w jeszcze gorszy nastrój. Potrzebowałam z kimś porozmawiać, doradzić się, komuś zwierzyć. Potrzebowałam Roxi, ale tam gdzie była i póki nic nie wiedziała - była bezpieczna. Doceniałam to.
Jej wyjazd był dla nas zbawieniem. Miałam tylko nadzieję, że nie panikuje i nie martwi się o mnie. W końcu tyle dni w ogóle nie odbierałam, a mój numer już dawno był nieaktywny.
Z zamyślenia wyrwała mnie dzwoniąca komórka Bianki.
Dziewczyna przerwała opowieść o początkującym Scott'cie-podrywaczu, po czym sięgnęła do tylnej kieszeni, wyginając się zabawnie w łuk. Jej koszulka poleciała w górę, odsłaniając brzuch. Mój wzrok padł na kolczyk w pępku. Dosłownie nie mogłam oderwać od niego wzroku. Nie dlatego, że nigdy u nikogo takiego nie widziałam, ale z powodu przyczepionej do niego literki. Literki "J".
Przełknęłam ślinę.
Biorąc głęboki wdech, starałam się nie wyciągać żadnych pochopnych wniosków, ale było mi ciężko tym bardziej, że Jake również zapatrzył się w jej kolczyk. Jednak z jego twarzy nie dało się niczego wyczytać. Była, jak wykuta z kamienia, nawet nie mrugnął.
Do głowy cisnęły mi się miliony pytań. Co ich łączyło? Czy ta literka oznacza Jake'a? Byli kiedyś razem?
Niebieskowłosa odebrała, po czym wsłuchując się w głos po drugiej stronie, przytaknęła kilka razy, aż wreszcie rozłączyła się bez pożegnania.
-Wszystko gotowe. - Zameldowała Jake'owi. - Mamy domek.
-Musimy zrobić jedną noc postój. - Zauważył Scott.
Zmarszczyłam brwi.
-Dlaczego?
-Dla pewności, że nikt nas nie śledzi. - Wyjaśnił chłopak, kiedy Jake się nie odezwał.
Pokiwałam głową.
-Chcemy ich zgubić, albo zmylić, jeśli byli by w pobliżu?
-Tak. - Tym razem odpowiedział mi ciemnowłosy, przeszywając mnie pełnym zadowolenia wzrokiem. Jakby to, że coś rozumiałam było czymś super.
Skinęłam mu głową i znów odwróciłam się do szyby.
Jakiś czas później zatrzymaliśmy się na kolejnej stacji paliw. Tu, na szczęście szyld nad drzwiami obiecywał ciepłe jedzenie na wynos. Może hamburgery nie były szczytem marzeń, ale to zawsze coś ciepłego. Lepsze, niż nic.
Kiedy stanęliśmy, Jake nawet się nie poruszył, a Bianka i Scott wysiedli bez pytania, zupełnie, jakby porozumiewali się w myślach, albo robili to już wcześniej.
Obróciłam się w stronę chłopaka.
-Mogę wysiąść? Bolą mnie nogi.
-Nie. - Odpowiedział twardo.
Czekałam chwilę, aż powie coś jeszcze, ale widocznie nie zamierzał. Zdenerwowałam się, ale starałam nie wybuchnąć.
Zacisnęłam dłonie w pięści.
-Dlaczego?
Zerknął na mnie.
Zamarłam, ponieważ jego wzrok prześlizgnął się po moim nadgarstku, gdzie nie było już gumki. Pękła, a ja nie miałam nowej.
Myślałam, że zaraz zarzuci mi chęć kupienia leków, ale się pomyliłam.
-Nie możemy się pokazywać. - Wyjaśnił.
-A oni? - Wskazałam w stronę sklepu, gdzie w wysokich szybach, bez rolet widać było myszkujące między regałami rodzeństwo.
-Ich nikt nie szuka.
Wydęłam policzki, ale się poddałam. Nie było sensu z nim dyskutować. Był twardy w swoich postanowieniach i to on był tu mistrzem ucieczki.
Zresztą, może miał rację?
Jeden raz go nie posłuchałam i jak na tym wyszłam? Jak na tym wyszliśmy?
Może niepotrzebnie bym nas narażała?
Marzyłam jednak o toalecie. Sikanie w przydrożnych krzakach nie było przyjemne.
Przyjrzałam się chłopakowi uważniej. Miał już spory zarost i mocno podkrążone oczy, ale nadal nie tracił na urodzie. Jak to było możliwe? Wyglądał tylko na nieco starszego, niż był w rzeczywistości. Golił się dwa dni temu w zielonym motelu, ale widocznie zarost szybko mu odrastał, jak przystało na młodego chłopaka.
Obróciłam się znów w stronę szyby.
Swoją drogą, ciekawa byłam na jaki kolor pomalowali ten paskudny motel, bo jeśli na czerwono, to raczej te zielone, paskudne dodatki nie będą pasować.
Nagle coś mi się przypomniało i bez namysłu, znów obejrzałam się w jego stronę. On, natomiast w tym samym czasie, wychylił się przez moje ramię, chcąc coś powiedzieć.
Nasze nosy zderzyły się ze sobą, a oddechy przez chwilę zmieszały, jak dawniej tworząc jedność. Wyciągnęłam głośno powietrze. Ta chwila zawisła między nami, niczym niewypowiedziane słowa.
Chciałam się poruszyć, pocałować go, ale nie byłam w stanie. Nie mogłam nawet mrugnąć.
Chłopak patrzył na moje usta głośno oddychając, ale nie zrobił nic więcej. Sekundę później odskoczył w tył.
-Wybacz, chciałem... - Nie skończył.
-Co chciałeś? - Zapytałam, słysząc w swoim głosie drżenie.
Przyłożył dłoń do czoła, masując sobie skroń.
-To już nie ważne. - Wymruczał cicho.
Zacisnęłam wargi, ale nie drążyłam tematu. Jake był uparty i jeśli nie chciał czegoś powiedzieć, to ciężko było z niego cokolwiek wyciągnąć.
Ale ja nie zamierzałam milczeć.
Musiałam zadać męczące mnie pytanie.
-Jake, kiedy widziałam się po raz ostatni z Liamem...
Zaciekawiony, przechylił odrobinę w bok głowę.
-Tak?
Przygryzłam wargę, nagle czując stres. Może, to zbyt osobiste pytanie?
Zawahałam się.
Chłopak uśmiechnął się zachęcająco.
No dobra, sam tego chciał.
-Twój brat, wspomniał coś o waszej m-mamie. - Zająknęłam się, ledwo co kończąc zdanie, ponieważ twarz Jake'a zmieniła się momentalnie z zaciekawionej na wściekłą.
Chłopak zacisnął dłonie w pięści, tak mocno, że aż pobielały mu palce.
-Co powiedział? - Zapytał niemal warcząc. Całe jego ciało stało się, jak jedna, napięta struną. Wyglądał, jak lew gotowy do ataku. Wściekły, ale nadal niewyobrażalnie piękny.
Wściekłość w jego oczach, sprawiała, że nie mogłam w to dalej brnąć.
Cholera.
Tam naprawdę musiało wydarzyć się coś złego.
Przełknęłam ślinę.
-N-nic takiego. - Rzuciłam, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo żałośnie muszę brzmieć.
-Kayla. - Wysyczał, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Nie było to, jednak powodowane strachem. Moje imię w jego ustach, kiedy był wściekły brzmiało, tak głęboko, sięgało głębi duszy. - Co on ci powiedział? - Powtórzył pytanie, drżąc z nerwów.
Zamrugałam.
W takim stanie nie widziałam go jeszcze nigdy w życiu.
Nie bałam się jego, a tego co może zrobić. Może było, to głupie, ale nic nie mogłam na to poradzić. Mimo naszego dziwnego układu, z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu byłam pewna, że nigdy mnie nie skrzywdzi. Nie, w sposób fizyczny.
Jednak przestraszył mnie jego stan. Spanikowana rozejrzałam się dookoła, wreszcie trafiając na wzrok Scotta. Widząc moją minę, spojrzał na Jake'a i to wystarczyło. Złapał siostrę za rękę, coś mówiąc, po czym oboje wybiegli ze sklepu, zostawiając zakupy.
Przeniosłam wzrok na Jake'a. Nadal trwał zawieszony w tej dziwnej wściekłości. Wściekłości pomieszanej z czymś jeszcze, ale byłam pewna, że nie ma w nim nawet śladu spokoju.
Oddychał głośno, nadal trzęsąc się ze złości. Niby patrzył na mnie, ale jakby przeze mnie. Na coś, czego nie mogłam zobaczyć. Na wspomnienia tak silne, że ledwo radził sobie z ich ciężarem.
Scott otworzył drzwi po jego stronie i ciągnąć go za ramię, wyciągnął z samochodu siłą.
Widziałam, jak się szarpią.
Ku mojemu zaskoczeniu Bianka, wskoczyła na miejsce kierowcy i bez wahania odpaliła silnik.
-Co robisz!? - Krzyknęłam.
-Uwierz mi. - Ruszyła z piskiem opon. - Robię to, co powinnam. Przyda mu się zmęczenie.
-Zmęczenie? - Zapytałam, a ona kazała mi się obejrzeć.
Zerknęłam na zostawionych w tyle Jake'a i Scotta. Biegli za samochodem.
Wiedziałam, co miałam na myśli. Chciała, żeby wyparowała z niego złość. Bieg, gdzie wypompuje się z sił był sposobem idealnym.
Nadal jednak, czegoś nie rozumiałam.
Spojrzałam na nią.
-Dlaczego się tak zdenerwował?
Również na mnie zerknęła.
-Wspomniałaś coś o jego mamie?
-Tak.
-Nie rób tego więcej. - Ostrzegła, przenosząc wzrok na jezdnie.
-Ale...
-Nikt z nas o niej nie mówi. - Weszła mi w słowo, a potem spojrzała na mnie ze współczuciem. - Jake, to skomplikowany człowiek.
Przewróciłam oczami.
Jakbym tego nie wiedziała!
Wreszcie uspokoił mi się oddech.
-Wiem.
Pokręciła głową.
-Wątpię. Scott mówił, że przy tobie trochę odpuścił. Nie znasz nawet połowy historii, Kayla.
-Może i nie znam, ale Scott się myli.
Westchnęła.
-Wystarczyło mi tylko kilka godzin z wami, by zgodzić się z moim bratem. Jake się zmienił.
Skrzyżowałam ręce na piersi.
-W takim razie oboje się mylicie. On...
-Mów, co chcesz - Znów mi przerwała. - ale ten koleś cię kocha. - Powiedziała i uśmiechając się od ucha do ucha, wcisnęła mocniej pedał gazu.
Wbiło mnie w fotel. Nie tylko z powodu prędkości. Jej słowa huczały mi w uszach, powracając, jak echo. Wciąż i wciąż.
Kocha mnie?
Kocha...
Jake, mnie?
T-to nie... To nie możliwe. To jakiś totalny absurd. Musiała coś źle zrozumieć. Przecież już dawno pogodziłam się z faktem, że Jake mnie nigdy nie pokocha. Tym bardziej teraz, kiedy ja...
Zamknęłam oczy.
Nie mogłam dopuścić do siebie nadziei. Bo, jeśli to nie prawda. Jeśli okazałoby się, że Bianka się myli, a ja w to uwierzę - to umrę. Zabije mnie to.
Przełknęłam ślinę.
-Zostawiamy ich? - Zapytałam, ale mój głos był jakiś taki cichy. Wyprany z emocji.
-Nie. Staniemy za parę kilometrów. Niech sobie dobiegną.
Zamrugałam.
-Mówisz poważnie? - W moim głosie dało słyszeć się po wątpienie. W końcu przejechałyśmy już spory kawałek.
-Jake musi ochłonąć.
***
Dziewczyna nie żartowała.
Siedziałyśmy w samochodzie i słuchając radia, czekałyśmy, aż obaj pojawią się w pobliżu.
Próbowałam trochę wypytać ją o mamę Jake'a, ale nie chciała mi nic zdradzić. Zanosiło się więc, że pozostanę w tej nieświadomości na długi czas, albo i na zawsze. W końcu nie mogłam zapytać o to chłopaka, skoro tak reagował i coś czułam, że Scott również będzie mało pomocny w tej kwestii.
Czy Liam miał rację?
Jake był w to zamieszany, tak?
Wątpiłam jednak, że coś jej zrobił. Owszem, czasem tracił nad sobą kontrolę, ale nie aż do takiego stopnia, jak dziś.
Kolejne pytanie było jeszcze ciekawsze. Czemu się go nie bałam? Czemu jedyne, co mnie przeraziło w tam tej chwili to fakt, że złość może nie być do końca złością. Miałam wrażenie, że kryje się za tym coś gorszego. Ból.
Tak, ból i cierpienie.
Niewyobrażalne cierpienie.
Liam musiał wiedzieć, jak jego brat zareaguje. Zrobił to celowo. Może miał nadzieję, że Jake mnie rozwali, tym samym pozbywając się kłopotu?
Zerkałam, co chwilę w lusterko. W jakim stanie wróci? Czy będzie spokojniejszy? A może to oddali nas od siebie jeszcze bardziej?
Zaczęłam z nerwów obgryzać paznokcie.
Bianka uderzyła mnie w rękę.
-Auć! - Syknęłam, masując miejsce, gdzie mi przyłożyła.
-To przestań! Zaraz zjesz wszystkie palce. Nie chcę być świadkiem narodzin kanibala.
Wydęłam policzki.
-Długo ich nie ma.
-Odjechałam naprawdę spory kawał.
-Może powinnyśmy... - Nie skończyłam, bo nagle twarz dziewczyny wykrzywiła się w szeroki uśmiech.
Zerknęłam w tył.
Biegli ramię w ramię.
-A oto i oni! - Wykrzyknęła Bianka i otwierając drzwi, ruszyła w ich stronę.
Ja nie miałam tyle odwagi.
Nie po tym, jak sama doprowadziłam go do takiego stanu. Nawet, jeśli zrobiłam to nieświadomie.
Siedziałam, więc i patrzyłam, jak niebieskowłosa wpada w ramiona Jake'a. Wtula się w jego tors, a on mocno przytula ją do siebie. Przyglądałam się temu z bólem. Znów miałam przed oczami jej kolczyk. Cholera, a może oni byli kiedyś razem? Może to uczucie znów odżywa?
Łzy napłynęły mi do oczu i musiałam odwrócić wzrok.
Czemu to tak bardzo bolało?
Przecież miałam go nienawidzić. Przecież powinnam go nienawidzić!
Czemu, więc czułam żal? Żal, że wszystko spieprzyłam.
Spojrzałam na trzęsące mi się dłonie. Byłam taka żałosna. Sama już nie wiedziałam czego chce. Miałam o nim zapomnieć, ale to było nie do wykonania. Tym bardziej, kiedy wsiadł do samochodu, zostawiając na zewnątrz rodzeństwo.
-Kayla? - Wyszeptał i chyba nie był już zły.
Nie miałam odwagi spojrzeć w jego stronę, ale kiedy złapał moją dłoń, poddałam się. Nie umiałam walczyć z jego dotykiem.
-Tak?
Widząc łzy w moich oczach poruszył się niespokojne, a w jego własnych zamigotało przerażenie.
-Jezu, Kayla przepraszam! - Powiedział, a ja czułam, że są to szczerze przeprosiny. - Nie zrobiłbym ci nic. - Jego głos był niemal błagalny. - Po prostu nie mogę o tym rozmawiać.
Pokiwałam głową. Sama też nie zamierzałam o tym więcej rozmawiać. Nie, gdy wiedziałam ile go to kosztuje.
-Naprawdę nic bym ci nie zrobił. - Powtórzył.
Uśmiechnęłam się, wycierając wolną ręką z policzka łzy.
-Wiem o tym. - Wyszeptałam. - I to ja przepraszam. Nie powinnam była poruszać tego tematu.
-Nie mogłaś mieć o tym pojęcia. - Powiedział.
Bezwiednie masował kciukiem moją dłoń, wlewając tym samym w moje skostniałe ciało przyjemne ciepło.
Łzy uparcie nie chciały przestać płynąć z moich oczu.
-Dlaczego płaczesz?
Zadrżałam, kiedy drugą dłonią dotknął mojego mokrego policzka.
-N-nie chciałam cię zdenerwować. - Bąknęłam cicho.
-Już dobrze, naprawdę.
Spojrzałam na niego.
-Obiecujesz?
Zabrał dłoń, ale pokiwał głową.
Zapadła cisza, ale nie była krępująca, jak przez ostatnie dni. Po prostu oboje musieliśmy przez chwilę się uspokoić i pomyśleć.
W końcu chłopak wziął głęboki oddech i odezwał się pierwszy.
-Zadam ci jedno pytanie, dobrze?
Odetchnęłam.
-Jakie?
-Co dokładnie powiedział Liam?
Znów spojrzałam prosto w jego piękne, ciemne oczy. Teraz wyrażały tylko zaciekawienie.
-Żebym zapytała cię o to, jak bardzo jesteś zamieszany w morderstwo waszej matki.
Wyraźnie widziałam, jak napinają mu się wszystkie mięśnie, ale tym razem się opanował. Nie warczał i nie dygotał ze złości. Po prostu to przetrawił.
-Mój brat umie namieszać. - Powiedział, puszczając moją rękę i odsuwając się, machnął na rodzeństwo. Ruszyli do samochodu.
Poczułam, jak w moje ciało wlewa się pustka. Po jego bliskości nie było nawet śladu.
Spojrzałam prosto przed siebie czując, jak drży mi ciało. Czułam, jak drżą mi dłonie, więc ukryłam je między udami. Miałam ochotę coś wziąć. Ledwo radziłam sobie z uczuciami, a to wszystko dlatego, że uderzyła mnie pewna myśl.
Jake niczemu nie zaprzeczył.
___________________
No to mi się machnął trochę dłuższy rozdział, ale nie miałam kiedy urwać 😱
Jak tam wasze opinie co do Bianki? Nadal bez zmian? A może coś się zmieniło?
A do Jake? Ta jego nie pohamowana złość. Może Kayla tylko sobie wmawia, że kryje się za tym coś więcej, bo nie chce uwierzyć, że Jake może być zły? A może ma rację?
Miłego dnia ;*.
Dziękuję za gwiazdki i wasze komemtarze ❤.
Naprawdę napędzacie moją wene! 💋💕 Buziaki! 💜💜
CZYTASZ
Nie Powinnam Cię Kochać ✔
Romance-A ty to kto? - Zapytała moja przyjaciółka bez jakichkolwiek emocji. Serio? Przecież, to ona zawsze piszczała na widok przystojnych chłopaków, nie ja. -Jestem Jake, prowadzę dziś waszą grupę. - Wyjaśnił. -Jak na razie jesteśmy tylko my dwie. Uśm...