Rozdział LXIX

956 83 8
                                    

Pogłaskałem stworzenie po miękkiej, gęstej grzywie, na co wielki kot zamruczał z aprobatą i zaczął łasić się do mojego boku. Zaśmiałem się wesoło, a Kirial mi zawtórował.
- Rav?
Chimera na swoje imię uniosła ciekawsko łeb i czerwone, kocie oczy spotkały się z moimi granatowymi.
- Nom?
- Wiesz, gdzie mamy namioty?

Szczerze, głęboko liczyłem na potwierdzenie.
Nie chce mi się wracać do ojca i truć mu niepotrzebnie głowę.
I tak ma sporo problemów, więc z ulgą przyjąłem odpowiedź wielkiego zwierzęcia.

- No pewnie! To w sumie niedaleko. Za mną!- wykrzyknął podekscytowany i zrobił wielki sus głębiej między labirynt namiotów.

Usłyszałem za swoimi plecami powstrzymywane parsknięcie. Spojrzałem w tamtym kierunku, by zobaczyć uśmiechającego się od ucha do ucha Kiriala.

Chyba jest w dobrym humorze.
Ach, nie dziwię mu się, uniknął śmierci z rąk mojej rodziny i jesteśmy coraz bliżej walki, która ma zmienić wszystko.
Osobiście, mam nadzieję, że na lepsze.

- Coś się stało? Co cię rozbawiło?
- Ta wielka i niebezpieczna bestia zachowuje się jak domowy kotek.- pokręcił głową ze śmiechem, potrząsając dwukolorową grzywką.
- Chodź, bo ten koteczek nam ucieknie i go nie znajdziemy.-skinąłem głową w kierunku wspomnianego stworzenia, które pomerdało wężowym ogonem.
Czerwone oczy węża świeciły się hipnotyzująco w naszą stronę.
Rzadko spoglądałem na ogon Raventala.
Ślepia jadowitego gada wydawały się bardziej groźniejsze od tych lwich. Rav jak do tej pory nie pokazywał w pełni swoich zdolności. Jego rasa w końcu uchodziła za jedną z najgroźniejszych i najbardziej porządnych zwierzęcych towarzyszy. Jak to mówił mój nauczyciel od wiedzy rasowej ,,Stworzenie godne króla"

Potrząsnąłem głową i poszedłem za czekającymi na mnie towarzyszami. Po niecałych trzech minutach pół lew pół kozioł stanął przy dwóch namiotach w kolorze ciemnego brązu. Jeden zdobiony był złotą nicią, a drugi srebrną.
W okolicy było sporo innych namiotów i od razu było widać, że to centrum obozu.
Wokół kręciło się wiele ludzi. Wszystkich wzrok był natarczywie wbity w naszą dwójkę. Starałem się na to nie zwracać najmniejszej uwagi, ale było to ciężkie zważywszy na to, że spojrzenia nieprzyjemnie wbijały się w moje plecy. Ciche szepty między żołnierzami także nie pomagały. Gdyby nie głos mojej bestii, odwróciłbym się i na nich nawrzeszczał, a sądząc po minie Kiry, nie tylko ja.

- Ten ze srebrnymi naszywkami jest twój Kirial, a ten złoty Isila, bynajmniej tak powiedział przed tamtym namiotem Tarinan.-poinformował, siadając na ziemi.
Czarnooki demon skiną mu głową, poprawił torbę i pożegnał się ze mną, zmierzając niespiesznie w kierunku swojego tymczasowego lokum.
Też poprawiłem ciążący mi tabołek i ruszyłem do siebie.
Za mną podreptała szczęśliwa chimera.

Już miałem rozsunąć materiał zasłaniający wejście, gdy nagle mój towarzysz przede mnie wyskoczył i wpadł do pomieszczenia. Wystraszony wbiegłem tam za nim i stanąłem gwałtownie, o mało na niego nie wpadając.
Warczał na coś agresywnie, a jego łuskowaty ogon miotał się niebezpiecznie w tą i z powrotem, cicho posykując.
Źródłem tej agresywnej postawy była osoba siedząca na stosie poduszek i kocy.
Był to stary mężczyzna w znoszonym już czarnym płaszczu. Jego siwe włosy już dawno zaczęły wypadać, a brązowe oczy straciły swój blask.
Ale widać, że mężczyna w młodości wiele się śmiał, sadząc po kurzych łapkach w kącikach oczu.
Facet od razu wstał na mój widok, dziwnie sprawnie jak na swój widoczny wiek.

- Kim pan jest?-zapytałem, podchodząc pośpiesznie do chimery, która wyglądała, jakby miała rozerwać temu staruszkowi gardło. Widząc mnie, Rav od razu spuścił z tonu, ale dalej był zdenerwowany.
- Nikim, kogo twoja chimera miałaby się obawiać. - odpowiedział spokojnie, jakby w ogóle nie stał przed rozdrażnioną bestią.
- Me imię to Jaral, mój Książę. - mówiąc to, delikatnie się skłonił. Zmrużyłem oczy w zamyśleniu.
Coś mi te imię mówi....Tylko co? Skąd ja je znam?
- Widzę Panie, że nad czymś się zastanawiasz.- jego stwierdzenie mnie zaskoczyło. Czyżby aż tak było to widać po mojej minie?- Jestem, a raczej byłem, królewskim namiestnikiem. Pomagałem twojemu ojcu oraz dziadkowi, gdy ci zasiadali na tronie tego państwa.- nagle, mówiąc to, jego mina diametralnie się zmieniła i powiedział jakby smutnym głosem.- Służyłem dotychczas także i Derytowi.
I dopiero teraz przypomniało mi się, skąd kojarze to imię. A mianowicie z opowieści ojca, o nim i mojej matce oraz obaleniu z tronu.

Symbol MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz