Początek prawdziwej przygody.

349 14 1
                                    

 

„Kiedy krzyczysz, wszyscy cię słyszą.

Kiedy szepczesz, tylko ci najbliżsi cię słyszą.

Kiedy milczysz, słyszy cię tylko twój najlepszy przyjaciel.”

Tajemnica przyszłości

I kolejny zachód słońca, który przeżywam sama. Nie ma cie tu. Nie ma cie… już.Ale skoro tu ciebie tu nie ma, to gdzie jesteś? Dlaczego znów jestem tu sama? Mam wrażenie jakbym cofnęła się w czasie o te kilka lat. Znów błądzę, potykam się i nie mogę wstać, czekam, aż ktoś poda mi pomocną dłoń i nauczy jak żyć na nowo. Wtedy to byłeś ty. A skoro ciebie nie ma, to jak mam wstać, jak mam teraz żyć skoro wszystko i wszyscy… odeszli? Powiedz, czy to moja wina? ODPOWIEDZ!!!! Czy to ja puściłam twoją rękę? Nie. Ty wciąż tu jesteś odnajdę Cię. Obiecuję. Tym razem, na pewno uda mi się dotrzymać tej obietnicy. Na pewno.

Nie wiem czy to był tylko sen. Nasze spotkanie, choć nie zbyt ciekawe na początku, to czuję, że prawdziwe. Ja to wiem!! O takich rzeczach się nie zapomina. Mimo to, boję się. Nie wiem czy dam sobie rade, ale wiem, że musze spróbować. Będę się starać dla przyjaciół, dla rodziny, którą są oni i dla ciebie. Dla nas wszystkich.

 Pamiętam jak się kłóciliśmy o byleco. Ale pamiętam też jak się razem śmialiśmy, wszyscy, a wiatr niósł nasz śmiech poza horyzonty, byśmy mogli ujrzeć następnego dnia słońce. Tyle razem przeszliśmy, tyle razem widzieliśmy. Na początku samotnie, ale potem było nas coraz więcej. Spełnialiśmy swoje marzenia, szliśmy pod prąd, nie baliśmy się niczego, omijaliśmy tak wiele przeszkód. Gdy któreś z nas upadało inne podawało mu rękę, dzięki czemu doszliśmy do celu, razem, wszyscy razem.

 Wiem, że ostatnie wydarzenia wiele zmieniły. Tyle bólu i cierpienia musieliśmy doświadczyć. Tak wielu z nas zostało po drodze i teraz patrzy na nas z… mam nadzieję, lepszego miejsca, ale ja wciąż tu jestem. Jestem tu, bo muszę cię odnaleźć, nie ważne jak, nie ważne gdzie, po prostu muszę.

 Stała tam jeszcze przez chwile patrząc jak ostatnie promienie słońca giną za horyzontem, gdy powoli wracała do budynku odwróciła się na chwilę, pozwoliłaby jedna, ale wyrażająca wszystkie jej uczucia, łza spłynęła po jej twarzy i z nadzieją, że wiatr doniesie jej uczucia do „tej” osoby wyszeptała dwa słowa, które jednocześnie tworzą najsilniejsze zaklęcie na świecie: ‘Kocham Cię.’ Po czym z delikatnym uśmiechem na twarzy wróciła do budynku.

~*~

 

"Ludzie przychodzą i odchodzą, a ty nie przywiązujesz do tego większej wagi. Lecz kiedy przychodzi przyjaciel, w twoim życiu wschodzi słońce, powietrze staje się rześkie, kwiaty zakwitają, niebo się rozjaśnia, a noc staje się głębsza. Cała ziemia się ożywia i nawet ptaki śpiewają radośniej.”

ROZDZIAŁ 1                        

Początek prawdziwej przygody

Piękna, zdolna i czarująca, taka właśnie była Lucy. Dziewczyna tak piękna musiała mieć piękne marzenie. Ale ona pragnęła tylko wolności oraz przyjaciół, na których może polegać. Była bardzo optymistyczną dziewczyną i żyła pełnią życia. Jednak czegoś jej w nim brakowało. Rodzina McGarden od zawsze była bardzo cenioną i zamożną rodziną czarodziei. Ojciec Lucy prowadził wiele interesów i praktycznie w ogóle nie było go w domu. Miała jeszcze dwie starsze siostry- Mishel i Cristin. Obie były zdolne i piękne. Mishel była tą milszą dla Lucy. Bawiła się z nią i uczyła przyjemnych zaklęć. Cristin natomiast, pomimo tego, że bardzo kochała swoją siostrę, była dla niej sroższa i stawiała duży nacisk na jej edukację. Kiedy Lucy otrzymała pozwolenie od swojego ojca na naukę w szkole, w Lazurii, wreszcie zaczęła mieć nadzieję, że pozna prawdziwych przyjaciół. Dlatego zaczęła pisac pamiętnik.
 I tu zaczyna się prawdziwa przygoda.

25 sierpnia, ranek

To mój pierwszy wpis w tym pamiętniku, więc zacznę od tego, że się przedstawię. Mam na imię Lucy, mam 15 lat. Lubię spędzać czas na powietrzu i oczywiście uczyć się nowych zaklęć. Jestem bardzo podekscytowana, ponieważ za tydzień zaczyna się szkoła. Mam nadzieję, że poznam w niej przyjaciół i dam z siebie wszystko żeby zostać tak dobrą czarodziejką jak moje siostry.

- Lucy, śniadanie! – Dziewczyna usłyszała głos swojej siostry Mishel, która właśnie czekała na nią wraz z Cristin na tarasie, ze srebrną zastawą i pysznym posiłkiem.                                                                                                                                    

– Już idę! – Odkrzyknęła Lucy. Pamiętnik schowała do pierwszej szuflady w biurku, po czym udała się na śniadanie, podczas, którego pomiędzy trzema siostrami rozwiną się temat wyjazdu Lucy do akademii.

- Jesteś pewna, że wszystko spakowałaś? – Zapytała z troską, Mishel.                   

-Tak! Wszystko już mam, jeszcze tylko kilka drobiazgów i będę gotowa. –Odpowiedziała Lucy z uśmiechem.

- Tylko pamiętaj! – Odezwała się Cristin ze srogą miną. – Jeśli opuścisz się w rzucaniu zaklęć natychmiast przyjedziemy do akademii i Cię z niej zabierzemy!

- Rozumiem i obiecuję, że dam z siebie wszystko. Stanę się tak potężna jak wy!

Tymi słowami Lucy utwierdziła swoje siostry w przekonaniu, że ich mała niezdarna siostrzyczka wyrasta na odważną czarodziejkę. Po śniadaniu udała się z powrotem do swojego pokoju, gdzie ponownie przejrzała swoją walizkę. Wiedziała, że jej podróż z domu do akademii będzie trwała dwa dni, ale mimo tego zostało ich jeszcze pięć.

Usatysfakcjonowana swoją poranną rozmową z siostrami, pełna energii weszła do swojego pokoju. Była to raczej ogromna komnata. Naprzeciwko drzwi, przy oknie stało wielkie łoże z baldachimem w kolorze purpury, całe oblegane przez różnego rodzaju pluszowe zabawki poustawiane w rzędach przy poduszkach. Cóż była już dość dużą dziewczyną, ale mimo tego wciąż uwielbiała swoje zabawki, bo przypominały jej o tych nielicznych chwilach, które spędziła z mamą bawiąc się nimi. Na lewo od drzwi znajdowała się garderoba, którą spokojnie można było uznać za dodatkowy pokój, w którym pomimo wielu kreacji i dodatków był zaskakujący porządek. Przy owej garderobie, jakby nigdy nic, stało sobie dość skromne biurko wykonane z drzewa, a na nogach miało żłobienia w kształcie kwiatów. Był to ulubiony mebel Lucy, ponieważ niegdyś należał do jej matki. Ogromne okna biegnące od śnieżno białego sufitu do samej marmurowej podłogi, na której leżały bogato ozdobione dywany, co dzień rozświetlały jej pokój pełnią blasku słońca, a gdy zapadał zmrok można było godzinami wpatrywać się w gwieździste niebo. Przez jedno z wielkich okien wychodziło się na piękny taras, na którym nasza bohaterka potrafiła przesiadywać całymi dniami. Często zdarzało się, że siedziała na nim tak długo, dokąd nie zasnęła okryta w gruby koc w kolorze bezchmurnego nieba.

Tego samego dnia, gdy niebo powoli zaczęło zmieniać swą barwę na ciemny granat a śpiewy ptaków powoli ucichały, przez co już po chwili słychać było jedynie wiatr delikatnie muskający korony drzew, Lucy wyszła na taras, owinięta w swój ciepły koc, po cichu by nie zagłuszyć tej przyjemnej ciszy. Stanęła przy balustradzie swojego tarasu i patrzyła… obserwowała jak przemija dzień i nastaje noc. Usiadła plecami do tego jakże pięknego widoku i wyjęła brązowy dziennik ze złotym napisem Lucy. Otworzyła go na pustej stronie i zaczęła wylewać swoje myśli na papier.

~*~

Pamiętnik LucyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz