Rozdział XIII

892 92 11
                                    

Minęły dokładnie trzy tygodnie, odkąd rozmawiałam z Chrisem w normalny sposób. Na co dzień mówiliśmy sobie jedynie „cześć", do szkoły też nie chodziliśmy razem, ale wiedziałam, że tak będzie lepiej. Nie mogłam pozwolić na to, by prawda wyszła na jaw. Skończyłabym w zakładzie psychiatrycznym... Choć to prawda, a ja nie rozumiałam, co się działo? Nigdy nie wierzyłam w Boga, więc nie uwierzę, że to jego zasługa. Czy magia istnieje?

- ROSEMARRY!

- Co? - z rozmyśleń wyrwał mnie krzyk Amber. Siedziałyśmy razem z Thomasem na stołówce.

- Pytam cię od dziesięciu minut o coś, a ty nie reagujesz. Dobrze się czujesz? - zapytała pretensjonalnie.

- Sorry, zamyśliłam się. O co pytałaś?

- Widziałaś kiedykolwiek mamę lub ojca Christophera?

- Nie, czemu pytasz? - zdziwiłam się.

- Nikt nie widział. - wtrącił Tom.

- Właśnie. - powiedziała cicho Amber.

- Ale co z tego? - Nadal nie kojarzyłam faktów. Amber brutalnie złapała mnie za nadgarstek i wyprowadziła z sali, przepraszając Toma.

- Nie domyślasz się? Co jeżeli on wie? Wie skąd się wziął? Nie ma rodziców.

- Tego nie wiemy.

- Trzeba to sprawdzić. - założyła ręce na krzyż. Uniosłam brwi.

- Chcesz szpiegować jego dom? - parsknęłam.

- Pogięło cię? Musisz się do tego domu dostać. - klepnęła mnie w ramię.

- Mowy nie ma! Nie jestem włamywaczką. - Amber zażenowana uderzyła otwartą dłonią w czoło.

- Nie będziesz się włamywać. Musisz odzyskać kontakt z nim i sprawić, żeby zaprosił cię do domu, albo opowiedział o rodzicach. Od Queen się nic nie dowiedziałam, a Gabriel ci raczej nie powie.

- Jak mam to geniuszu zrobić? - zrobiła smutną minę.

- Właśnie nie wiem... - przyznała. Obie byłyśmy podłamane.

- No proszę, proszę. - znikąd zjawił się Matthew. - Kogo my tutaj mamy. - uśmiechnął się niczym rekin. - Ether! Christopher wreszcie pojął, jakie z ciebie zero? Całe szczęście!

- Nie mam siły na twoje obelgi Matt, daj mi spokój. - chciałam go wyminąć, ale zastawił mi drogę.

- Zostaw ją Matt. - rozkazała moja przyjaciółka. U jej boku pojawił się Thomas.

- Chciałbyś w zęby? Tak jak twój brat? - zapytał groźnie, co wydawało się śmieszne, zważywszy na jego strój. Połączenie kolorów, które dzisiaj zastosował, zamurowało nawet Amber. Spodnie czarne, szelki fioletowe tak jak buty, koszula żółta, muszka biała. Kapelusza nie miał. Widząc go Matthew się zaśmiał.

- Gdybym chciał, powaliłbym cię jednym paluszkiem.

- Tak jak stanąłeś w obronie Patricka? Prędzej byś się zesrał, mój drogi. - dodała Amber. Ja nadal byłam przyblokowana przez chłopaka. Olał tę uwagę.

- Dobrze, że masz przyjaciół Rose. Tylko czy naprawdę nimi są? Czy tylko z litości? - wypuścił mnie, a kiedy chciałam zejść ze schodów, podstawił mi nogę.

Sturlałam się niczym piłka z górki, cała się obijając. Usłyszałam jakieś chrupnięcie w prawej ręce, ale miałam to gdzieś, kiedy znalazłam się u podnóża schodów. Kiedy tak spadałam, Amber zaczęła krzyczeć, a Matthew uciekł. Cykor.

Gdybyś istniałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz