Spodziewaj sie niespodziewanego

76 8 1
                                    

Znacie takie uczucie gdy czekacie uporczywie na cos mega mega waznego? Gdy nie możesz sie na niczym skupić lub choćby usiedzieć w miejscu patrząc ciągle na zegarek czekając az wybije wyczekiwaną godzine? Więc jesli tak to wiesz juz jak wyglądał mój następny dzien wyczekując wieczoru. Nie moglam się skupic na lekcjach ciągle szukając zegarka. Zarazem bałam sie tego a zarazem wyczekiwałam z ekscytacją. Czasem przechodziło mi przez myśl czy moze nie oszalałam. A juz napewno tej nocy nie umiałam zamknąć oczu. Dopiero stojąc na umówionym miejscu dostałam z plaskacza od nerwówki. A co jesli zawale?.. Co jeśli powiedzialam coś nie tak?.. Tego typu myśli kołowały sie w mojej glowie.
Bylo już ciemno.
Kilka minut.
Westchnęłam głęboko pozwalając moim myślom gnać niczym dzikie stado koni. Niestety nie utrzymałam ich... to był błąd. Zaraz objęła mnie panika, złe myśli zaczęły przejmować nademną kontrolę. Potarłam dłońmi twarz starając sie bez rezultatu zastopowac to. Zastopowac tworzenie każdej mozliwej rzeczy jaką moge zawalić. Nie chce źle. Chce tylko pomóc. Nigdy nie chciałam źle. Przepra-...
Poczułam nagle że ktos łapie mnie za ramie, o mało nie dostałam zawału. Odskoczyłam lekko czym chyba też zaskoczyłam osobę za mną po czym sie obróciłam stając oko w oko z... em... WTH?! To był.. deadpool. Dead...pool.. co on tu w ogóle robi?? Z zmieszaną miną jaka tylko moze być wpatrywałam sie w niego jak z chichotem nachylał sie nademną obładowany bronią i w tym swoim czerwonym wdzianku.

-co mój trymci tymci robi tu sam? - zachichotał z szalenczą nutką po czym wzioł bazuke na ramie i zaczął ją miziac i nawet dał jej całuska. Nie mam bladego pojęcia co odwala ale nie chce byc niechcący zabita.. więc zrobiłam kroczek w bok by nie być na celowniku bazoki.

-Czekam... na kogoś... ale leprze pytanie... co ty tu robisz?.. -odparłam mocno zmieszana.

-Dzidzia, ci ci ci. Ja tu zadaje pytania. - mówił gestykulując niebezpiecznie bazuką. Starałam sie nerwowo unikac celownika. - ale jeśli musisz wiedziec to i tak kazdy na mnie czekał. - odchylił maske ukazując mocno poranioną twarz i mrugnął z rozweselonym usmieszkiem. - Ale konkretna osoba wie kto najbardziej. Ale to nie ważne teraz. - zaśmiał sie znowu w ten jego dziwny sposób tykając mnie szybko w nos po czym wyrzycił za siebie chyba granat ktory wybuch za nim dając ogień w jego tle. Zrobił wtedy jakąś poze po czym ukucnął przy mnie hihocząc z iskierkami ekscytacji w oczach. - A teraz przyznaj ze to co przed chwilą zrobiłem bylo zajebiste.

Ja... no cóż. Szczerze to byłam na granicy przestaszenia, zmieszania i moze choćby omdlenia. Pozatym juz od pierwszego zdania przestałam rozumiec o czym ten świr gada... chooociarz... przyznaje ze w głębi gdzieś tam śmiałam się z jego wybryków.

- e..mm... moze?.. - odpowiedziałam niepewnie. Zaplątał mi sie język i mózg sie lagował że wow ze przynajmniej to powiedziałam.

- ej ej ej. Teraz mam smuteczek. To było extra i-... i musze sie zwijac. - zachichotał znowu, poczochral mnie szybko i na nowo biorąc chaotycznie broń zaczął biec w dziwnym stylu. Patrzałam na to.. juz sama nie wiedząc co czując. Po paru minutach koło mnie przebiegł caly oddział uzbrojonych agentów, w biegu usłyszałam jeszcze jak jeden z nich mówi do wokitoki:
- namierzyliśmy juz tego idiotę. Niedługo go dopadniemy. - potem całą grupą odbiegli jak przybiegli.

Jak on moze sie tak nie przejmować niczym? Sądziłam ze plotki o jego naturze szaleńca to tylko plotki.. teraz zaczęłam sie pożądnie zastanawiac czy jednak nie jest to prawda. Dziwak.

*************potem*************

Cała ośmioosobowa grupa byla juz w pokoju. Każdy wybierał sobie broń a ja stałam na środku zmieszana. Po chwili podeszla do mnie dziewczyna z niezadowoloną miną, ktora obserwowala mnie wczoraj na spotkaniu i rzuciła mi jakiś materiał.
Wziełam go w rece i rozłożyłam, był to mały, czarny kombinezon o ciągliwym materiale. Chwilę sie w niego wpatrywałam po czym spojrzałam na dziewczyne:
- jest moze jakis w moim rozmiarze?... - zapytałam w koncu. Na co ta zareagowała przekręceniem oczu.

-Rozciąga sie, a teraz zakladaj i czekamy. - odpowiedziała beznamietnie, lustrując mnie przy tym wzrokiem po czym odeszla. Westchnęłam do siebie i wpatrywałam w kostium z niezadowoleniem... nie lubie przyległych rzeczy. Ugh... ale jesli każą to trzeba. wzięłam kostium pod reke i poszłam do jednego z wolnych miejsc i przebrałam w ten okropny... przylegly strój. Bosz... jedyny plus tego kostiumu to to ze pomoże z kamuflażem.. choć może tez z tym ze jak zdecyduję się teleportowac to nie zostawie jakieś części garderoby za sobą. Um.... przyznaje, zdarzały sie takie momenty, lepiej mi wychodzi zmiana wyglądu niż ta okropna teleportacja, uzyje jej tylko w sytuacji zależących od mojego życia... choć może i wtedy nie bo pogorsze.... tak czy owak starając sie pocierać nieznośny kostium podeszłam do reszty, wyglądali jak ja, a tym mam namysli że mieli takie same kombinezony. Masakra.. wyglądamy jak jakaś grupa curkowców, choć wołałam zachować ten komentarz dla siebie. Znowu nie słuchałam planu... to chyba źle... Wiem jednak napewno ze muszę trzymać sie Danielle, córke iron first... chyba jest spoko. Choc to nic nie zdradza jeśli chodzi o przebieg misji...

- Zaczynamy. - Powiedział Thorin po czym wszyscy rozeszli sie na stanowiska.
W tym ja.
Wzięłam ostatni głęboki oddech.
Jedziemy.

Akademia Marvel Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz