ROZDZIAŁ 29

30 2 1
                                    

Poranek był dla Justina najlepszym porankiem w jego życiu. Szczęśliwy przebudził się około ósmej rano. W pokoju nadal było ciepło, w powietrzu unosił się zapach namiętnej nocy, a jego nagie ciało okrywało tylko pomięte prześcieradło. 

Przeciągnął się i otwierając oczy spojrzał w bok. Zdziwił się, gdy nie zobaczył obok siebie słodko śpiącej Jessi. Rozejrzał się dokładnie dookoła i zauważył, że i jego koszulka zginęła. Poniósł się z łóżka ubierający bokserki oraz na nie spodnie. Sprawdził przy okazji telefon, odpisując szybka Jack'owi, zapewniając że wszystko jest okej i wszedł do łazienki, należącej do pokoju.

Dziewczyna siedziała oparta plecami o wannę, a jej oczy były lekko zaszklone.


-Co się stało, kochanie ?

Justin kucnął obok brunetki i objął jej twarz swoimi dłońmi.

-Boli, Justin. - odpowiedziała smutno, patrząc mu w oczy.


- Oj, biedna. - Mruknął cicho, czując jak na jego usta wkrada się cwaniacki uśmieszek. - Przestanie niedługo. - Cmoknął ją w prawy policzek, po czym umiejscowił jedną dłoń nieopodal kolan, a drugą na plecach dziewczyny i podniósł ją, oznajmiając iż idą zjeść śniadanie. Jessica rozchmurzyła się w momencie, wiedząc że przy Justinie nic złego jej się stać nie mogło. - Na co masz ochotę ? -zapytał, wchodząc do kuchni. Czuł się dziś wyjątkowo dobrze, że nie potrzebował nawet pomocy kul przy chodzeniu.


-Przecież Ty nie umiesz gotować, Justin. - Jessica śmieje się wesoło, a Bieber czuje przyśpieszone bicie serca. Sadza brunetkę na blacie i delikatnie obejmuje ją w biodrach.


- Nie bądź tego taka pewna, mała. - Uśmiechnął się szeroko, skradając jeszcze jeden pocałunek przed przygotowaniem jedzenia. Zdecydowali, że najlepszym rozwiązaniem będzie zjedzenie jajecznicy.


Jessica przygotowywała warzywa oraz szynkę krojąc je w kostkę, a Justin zajął się smażeniem. Gdy posiłek był gotowy obje usiedli przy barze na wysokich krzesłach, który zastępował stół.


-Wyjeżdżamy dzisiaj ? - spytała Jessica, kończąc przeżuwanie żytniego chleba.


-Więc chciałabyś tutaj jeszcze zostać. - Justin uśmiechnął się, odsuwając od siebie talerz po skończonym posiłku. Odwrócił się w stronę Jessici i położył swoją dłoń na jej udzie. Dziewczyna dostała ciarek i oblała się rumieńcem.


-Domek jest piękny, ale czy Ty jesteś na to gotowy.


-Mam dość kłamstw, Jessi. - odparł poważnie. -Całe może życie to jedno wielkie kłamstwo i może to jest małą rewolucją, ale jesteśmy w tym oboje.


Ta myśl zdecydowanie napawała go optymizmem.


- Więc jeźdźmy, jeśli tego faktycznie pragniesz. - Uśmiechnęła się lekko, zeskakując z krzesła, po czym zabrała się za zmywanie naczyń. - Nie interesuje mnie to, gdzie pojedziemy. Będziemy razem Juss, a w takim składzie możemy pokonać wszystkich nieprzychylnych nam gości.


Justin w odpowiedzi uśmiechnął się jedynie, po czym wyszedł z domku. Czuł, że jego noga jest w zupełnie dobrym stanie. Napływała w niego siła z każdym pokonanym przez niego krokiem. Nadzieja, która wypełniła jego serce, mówiła mu, że teraz wszystko będzie lepiej, lecz każdy może się czasem pomylić prawda?

You are my poison, Justin.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz