Niedługo po ich rozmowie, Alex odprowadził Mist do pokoju Willa. Żadne z nich nie odezwało się ani słowem przez całą drogę. Cisza ta ciążyła obojgu niczym łańcuch u szyi. Merphytia zrozumiała, że nie powinna była drążyć tematu Akademii. Miała wrażenie, jakby między nią a chłopakiem pojawił się dystans, którego nie było przed wyjściem na taras. Mimo że tego specjalnie nie okazywała, polubiła go. W przeciwieństwie do swojego współlokatora odnosił się do niej życzliwie i jeszcze nie próbował jej zabić. Sympatia była uczuciem tak osobliwym i odmawianym jej w Astarze, że aż zrobiło się jej niedobrze. Zaśmiała się ponuro w duchu.
– Jest już późno – stwierdził Alex. – Lepiej idź do łóżka, bo nie wyglądasz jeszcze na zdrową, a sen ci się przyda.
Mist odwróciła się do niego i uniosła głowę do góry, by móc popatrzeć mu w oczy.
– Dziękuję za jajecznicę... – Nie powinna tego robić. Uczono ją, że jako bogini wszystko co ludzkie po prostu jej się należy. – No i za rozmowę.
Alex uśmiechnął się lekko.
– Nie masz za co. Dobranoc. – Odwrócił się tyłem na pięcie i skierował w głąb mieszkania.
– Alex?
Chłopak zatrzymał się wpół kroku.
– Will jeszcze nie wrócił... – Odchrząknęła. – Nie martwisz się o niego?
– Ma już dwadzieścia jeden lat. Sam musi o siebie dbać – wzruszył ramionami, po czym odszedł na dobre.
Dwadzieścia jeden? Wyglądał na starszego. Mist zmarszczyła nos i weszła do pokoju. Uderzył ją zapach książek, lasu i korzennych przypraw. Zapach Williama. Wzdrygnęła się na samą myśl o nim. Była ciekawa, co teraz robił. Jedno było pewne: nie było to coś, o czym chciałaby wiedzieć.
Jej wzrok powędrował w kierunku przepełnionych pięknymi woluminami regałów. Uwielbiała czytać, ostatnimi czasy jednak nie miała na to ani wolnej chwili, ani okazji. Zresztą, astarska literatura była niezwykle uboga. Zdarzało się, że dziewczyna czytała jedną książkę kilkanaście razy, niezależnie od jej tematu.
Odrętwiała ruszyła w kierunku łóżka. Nie miała w co się przebrać na noc, a spanie w bieliźnie odrzuciła, zanim pomysł zdążył zaświtać w jej głowie. Weszła więc ostrożnie pod cienką kołdrę wciąż ubrana w wielką, białą koszulę i za duże spodnie. Ułożyła głowę na poduszce, pozwalając na rozluźnienie obolałym mięśniom.
Na skórze wciąż czuła zapach lawendowego żelu do mycia ciała, gdy westchnęła głęboko, nie bez pewnej dozy smutku. Długo wpatrywała się w sufit, wciąż rozmyślając o małej, porzuconej sierocie, Wielkiej Rzezi i o Akademii, jedynym świetle nadziei w jej ponurej przyszłości.
Po godzinie podobnych rozważań powieki same się jej zamknęły, a dziewczyna zapadła w niespokojny sen.
Alex wrócił do swojego pokoju i opadł ciężko na swoje łóżko. Sprężyny zaskrzypiały żałośnie pod jego ciężarem. Pierwszy raz od wielu dni poczuł się tak zmęczony, jak teraz.
Trojakie lęki zasiadły mu na dnie żołądka i drażniły go niczym połknięte szkło. Drapały od środka, raniąc wnętrze, jednocześnie nie zadając powierzchownych obrażeń. Został sam na sam ze swoimi myślami, które w głuchej, nocnej ciszy szorowały i ścierały ze sobą.
Pierwszy lęk: nigdy nie wróci do Anamei.
Drugi lęk: pozostanie samotny na całe życie.
Trzeci lęk: owo życie rychło się zakończy.
Do tej pory wszystko płynęło mu powolnym, ospałym i dobrze znanym tempem. Rutyna sprawiła, że codzienne czynności zlewały się ze sobą w jedną, bezkształtną breję. Brnął przez nią bez wytchnienia, od kiedy pamiętał, czując, jak z każdym kolejnym krokiem jej poziom się podnosił.
CZYTASZ
Początek Końca
General FictionI tom pentalogii "Kroniki Arcane" "Kochanie jest najpiękniejszą formą autodestrukcji". Mówi się, że Muzy Śmierci pozbawione są uczuć. Rodzą się bez nich i bez nich przychodzi im umrzeć. Zdolne do bezgranicznego okrucieństwa i dozgonnej lojalności w...