10*

899 52 3
                                    

Zjadłyśmy posiłek razem, rozmawiając. Kiedy zrobił się już wieczór, wróciłam do siebie i usiadłam przy stole. Światełko w oknie Sangstera się zaświeciło... Thomas zaczął się pakować...

~•~

   W tej chwili stało się coś, o czym myślałam, że nie stanie się nigdy - po policzku spłynęła mi łza. Za nią popłynęła następna. Potem jeszcze kilka łez, które zaczęły rozgałęziać się, tworząc zwartą sieć. Zaczęłam łkać, tłumiąc w sobie tęsknotę, którą właśnie zaczęłam odczuwać. Moje serce pękło! Rozsypało się w drobny mak. Zaczęłam płakać. Wybuchnęłam. Nie zatrzymywałam już tego, tylko płakałam najmocniej, jak potrafiłam. Myślałam, że może to trochę pomoże. I tak się stało. Ulżyło mi.

Kiedy skończyłam. Wytarłam oczy i zerknęłam na okno w mieszkaniu Sangstera. Było tam ciemno. Nawet nie zauważyłam, kiedy zgasił światło. Podeszłam do szafki, na której leżał mój telefon i przytuliłam go, jakby to był Thomas.

Nagle ktoś zapukał do drzwi. Pobiegłam tak szybko, że o mało się nie zabiłam. Otworzyłam.

- Cześć - w drzwiach stał Mark - tam się cieszysz na mój widok? - zaśmiał się

- Myślałam, że to ktoś inny. Gdybym wiedziała, że to ty, nie otworzyłabym.

- Umówisz się ze mną?

- Żartujesz?! - o mało nie uderzyłam go w twarz.

- Nie. To znaczy... To nie będzie prawdziwa randka. Potrzebuję dziewczyny na imprezę do kumpla. Robi przyjęcie dla par, a ja tak strasznie chcę iść... A nie mam dziewczyny. Tylko jeden wieczór i daję ci spokój! - złożył ręce, jak do modlitwy.

- Nie - powiedziałam stanowczo.

- Proszę, Ana! - nalegał dalej.

- Nie! - odpowiedziałam mocniejszym tonem i zamknęłam drzwi przed nosem Marka. Odetchnęłam i wróciłam do salonu.

Znowu pukanie do drzwi. Podbiegłam zdenerwowana i powtórzyłam drzwi, krzycząc "Odczepisz się wreszcie, idioto!?". Jakie było moje zdziwienie, kiedy zamiast Marka w drzwiach zastałam Sangstera.

- Przepraszam... - spuścił głowę i odwrócił się, żeby odejść.

- Nie! Thomas... Myślałam... Że to ktoś inny. Proszę, wejdź - uchyliłam drzwi, żeby mógł wejść.

Sytuacja stała się niezręczna. Zwłaszcza po tym, co mu wcześniej przez telefon nagadałam.

- Jutro wyjeżdżam... - powiedział smutno. Serce ścisnęło mi się z bólu, ale rozum kazał być twardą - nie wiem, kiedy wrócę. Nie wiem, czy w ogóle wrócę... Jutro kończysz przerwę w nauce i musisz wracać na uczelnię, a ja... Opuszczam Anglię. To moja praca, ale... - chciał coś powiedzieć, ale zmienił zdanie - proszę, to za to, że nie mogłem się z tobą widywać. Ciągle pracowałem - podał mi bukiet różowych tulipanów.

Nie odezwałam się. Walczyłam sama ze sobą. Serce mówiło - "powiedz mu! Przytul! Rozpłacz się!", A rozum - "nie mów! Bądź twarda! Nie okazuj uczuć! Udawaj, że ci nie zależy!". Nie wiedziałam, czego mam słuchać, więc po prostu nie odezwałam się ani słowem i siedziałam patrząc w dal i przełykając co chwilę ślinę.

- Na mnie już pora. Bardzo wcześnie wylatuję, a chciałbym się wyspać. Cześć - wstał i ruszył do wyjścia.

- Dziękuję - powiedziałam cichym, płaczącym głosem, wskazując na kwiaty - żegnaj - czułam, jakby była to ostatnia chwila w życiu, kiedy go widzę...

Nie odpowiedział, tylko posłał mi uśmiech i wyszedł. Czekałam tylko na to, żeby opuścił moje mieszkanie i nie widział łez. Ponownie zaczęłam płakać i rzucać poduszką po pokoju, nienawidząc siebie za to, że nie posłuchałam serca i powiedziałam tylko dwa puste słowa. Zaczęło mi na nim zależeć bardziej, niż kiedykolwiek.

Długo siedziałam przy stoliku i myślałam o nim. W końcu postanowiłam pójść spać.

Rano obudził mnie jak zwykle budzik. Moją pierwszą czynnością było sprawdzenie, czy Thomas już pojechał. Akurat jego samochód wyjeżdżał spod domu. Wtedy zrozumiałam - kocham go. Nie mogę pozwolić mu odejść!

Błyskawicznie ubrałam się i spakowałam śniadanie do torby. Wybiegłam z domu. Pani Thomson zobaczyła mnei i zaczęła za mną krzyczeć.

- Nie pozwolę mu odejść! - w zamian usłyszałam tylko radosny śmiech. Chyba ta cudowna staruszka od początku przeczuwała, że w tym mężczyźnie jest coś, co mnie przyciąga.

Wybiegłam na ulicę i złapałam taksówkę.

- Dokąd? - zapytał kierowca.

- Za tym autem! - wskazałam palcem pojazd Sangstera. Kierowca ruszył taksówkę i przez pół godziny ścigaliśmy Thomasa. Wysiadł na lotnisku i wbiegł do budynku.

Wysiadłam za nim i zaczęłam szukać go w tłumie ludzi. Biegałam po całej sali. Nie mogłam go dostrzec. Nagle między ludźmi błysnęła mi czarna kurtka Sangstera. Wiele osób mogło mieć taką, ale ja wiedziałam, że ta należy do niego. Zaczęłam przepychać się i w końcu doszłam do drugiego wyjścia.

Thomas minął bramki i kierował się do wyjścia. Zaczęłam krzyczeć, ale mnie nie usłyszał. Zaczęłam biec, ale kiedy dobiegłam, on wsiadł już do samolotu, a ochrona nie chciała mnie przepuścić.

- Wszystko stracone - powiedziałam do siebie siadając na ławce - a może nie wszystko!

Wyciągnęłam telefon i znalazłam numer pani Thomson.

- Może pani podać mi lotnisko, na które we Włoszech poleciał Thomas?

- Poproszę Marka, żeby napisał do ciebie tę... Jak to jest? Sms'a! - powiedziała i zaśmiała się. Ponownie...

Mark wysłał mi dokładną lokalizację, lotniska, na które leciał Thomas. Podbiegłam do kasy.

- Poproszę bilet dla jednej osoby - krzyknęłam.

- W dwie strony? - zapytała kobieta.

- W jedną.

Somebody, Who Loves Me... ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz