Lauren's POV
– Co robisz? – Słyszę za plecami głos Camili.
Chwilę później kobieta oplata moją talię ramionami, a twarz wtula powyżej łopatek. To bardzo miłe. Ostatnio wykonuje takie gesty coraz częściej. Chwilami czuję się, jakby to nie był żaden układ, jakbyśmy po prostu były dla siebie, jakby to znaczyło więcej, niż znaczy w rzeczywistości.
– Uzupełniam ekspres.
– Mam dobre wieści. – Odwracam się, aby móc na nią spojrzeć. – Dostanę rozwód. – Uśmiecha się szeroko.
Ma bardzo ładny uśmiech. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłam, ledwo unosiła kąciki ust, nawet w rozmowie z przyjaciółką. Teraz jest taka radosna i uśmiecha się zdecydowanie częściej.
– Naprawdę? – Cieszę się razem z nią.
Wiem, jakie to było dla niej ważne, i jak trudno było jej osiągnąć cel. Dobrze, że nie musi się już mierzyć z tym problemem.
– Kilka dni temu Austin podpisał papiery. Teraz tylko czekać na rozprawę, ale to tylko kwestia formalności.
– Widzisz, wszystko zaczyna ci się układać.Kobieta chwyta mnie za rękę, po czym ciągnie na środek pomieszczenia.
– Allie, puść coś do tańca — mówi radośnie.
Nie mija kilka sekund, a z głośników zaczynają wydobywać się pierwsze dźwięki dziwnie znanej mi melodii.
– Chcesz tańczyć? – śmieję się żałośnie, bo o tańcu nie mam pojęcia.
– Tańczyć? – wtóruje mi. – Nie potrafię, ale możemy poudawać.
Camila opiera ręce na moich barkach, splatając palce za szyją. Obejmuję ją w talii i przyciągam bliżej siebie. Opieram podbródek na jej ramieniu. Po prostu bujamy się w rytm muzyki. Nic nadzwyczajnego, ale to jednak bardzo przyjemne.
– Myślałam o twoim bracie — odzywa się cicho. – Musimy się dowiedzieć, jakie są szanse, że odzyska, chociaż częściową sprawność.
– To się nie uda. – Mocniej ją obejmuję.
– Spójrz na mnie. – Odsuwa się, aby położyć dłoń na moim policzku. – Powiedziałaś, że wszystko zaczyna się układać. Ciebie to również dotyczy. Zrobię, co mogę, żeby ci pomóc.
– Ale dlaczego? Nie rozumiem. Przecież nic nas nie... – Przerywa mi chyba w najprzyjemniejszy sposób, w jaki można kogoś uciszyć.
Jej usta są takie miękkie, ciepłe i słodkie. Tonę w nich i nie mam najmniejszego zamiaru wołać o ratunek. Całuje mnie delikatnie. Inaczej niż za pierwszym razem w sali konferencyjnej. Tamten pocałunek był przesycony pożądaniem, ten jest... Nawet nie wiem, jak go określić. Po prostu inny.
– Czy to było nic? – pyta, gdy w końcu się od siebie odrywamy.
– Nie — przyznaję. – Ale nadal nie rozumiem.
– Lauren... – Spogląda w sufit, jakby szukała tam brakujących słów. – Dlaczego szukasz powodu? Musi jakiś istnieć? Nie mogę po prostu ci pomóc? Nie we wszystkim należy się doszukiwać głębi. Chcę to zrobić. Chcę, żebyś nie musiała patrzeć, jak spuszczają jego trumnę do ziemi. Chcę, żebyś ciągle była radosna, szczęśliwa i nie była zmuszona przeżywać tego od nowa.
– Zależy ci na mnie? – Nie wiem, co mi odbija, że zadaję tak absurdalne pytanie.
Camila milczy, a ja mam ochotę palnąć sobie w łeb. Co to w ogóle było?! Przecież odpowiedź jest oczywista. Łączy nas wyłącznie niepisany układ, który nawet nie zobowiązuje nas do niczego. Przychodzę, kiedy ona ma na to ochotę i spędzam z nią czas. Dlaczego miałoby jej na mnie zależeć?
– Tak.
CZYTASZ
iიsoოიio | CAMREN |
FanfictionDodzwoniłeś się na gorącą linię. Jeśli nie ukończyłeś osiemnastego roku życia, zakończ połączenie. Aby odbyć seks rozmowę, pozostań na linii.