KANE
Wyrzucam zimną, zrobioną przed godziną jajecznicę do kosza i odstawiam patelnię na kuchenkę. Shannon jeszcze śpi, a ja przez całą noc oka nie zmrużyłem.
Podchodzę do okna i opieram czoło o zimną szybę, jednocześnie zaciskając dłonie na brzegu parapetu. Wpatruję się bez sensu w pustą ulicę, która z minuty na minutę staje się coraz bardziej ruchliwa, a mieszkańcy dzielnicy zaczynają pędzić w różne strony, wymijając się z szybkim skinieniem głowy.
Znudzony bezustannym śledzeniem przechodniów, spoglądam ku górze w okno jej mieszkania. Po raz kolejny zastanawiam się, czy był to przypadkowy złodziejaszek, czy ktoś celowo chciał skrzywdzić Shay. Tak, czy siak, powinienem się cieszyć, triumfować, spoglądając w jej zapłakaną twarz, odepchnąć jej roztrzęsione ciało i zatrzasnąć drzwi przed nosem. Trzy lata temu może i dwa, tak właśnie bym zrobił. Teraz? Nagłe przerażenie ogarnia mnie na myśl, że mogłoby się coś jej stać. O mały włos mnie nie zabiła, więc dlaczego pozornie dozgonna nienawiść zamieniła się w uczucie, którym nie powinienem ponownie jej darzyć?
— Dzień dobry. — Zamykam oczy i wciągam powietrze przez nos, słysząc jej łagodny głos. Unoszę powieki, odwracam się i chcąc, nie chcąc skanuję jej drobną w porównaniu do mojej sylwetkę.
Jej zielone oczy nadal są zaspane, blond włosy w nieładzie i niech to cholera, ale mimo to wygląda idealnie, zawsze była idealna. Wczoraj dałem jej swoje bokserki i czarną koszulkę, która sięga jej do połowy ud, zakrywając idealne krągłości. Nie wiadomo skąd nachodzą mnie nagle wspomnienia, kiedy dłońmi sunąłem po jej perfekcyjnej sylwetce. Niemal czuję jeszcze pod palcami jej delikatną, jak jedwab skórę, a na ustach jej smak...
Sfrustrowany, przesuwam dłońmi po twarzy, zdając sobie sprawę z tego, że wychodzę przed nią na totalnego idiotę. Nie łapię tego, jak będąc stanowczym i twardo stąpającym po ziemi człowiekiem, mogę zamienić się od razu w niemal skomlącego ciecia, jeszcze w stosunku do tej kobiety.
Wściekły, nagle chciałbym wymazać te trzy lata z naszej pamięci, podejść do niej, zerwać ubranie i zanieść ją do łóżka. Chciałbym trzymać ją w ramionach i chronić przed całym światem. Chciałbym... Kurwa! Mój fiut staje na baczność, a oczy wystarczająco skrępowanej Shannon robią się wielkie, jak spodki, zapewne na widok unoszącego się materiału szortów.
Przez chwilę jestem cholernie przekonany, że za moment dostanę w twarz, a ona ucieknie z krzykiem. Jednak tym razem się mylę. Na jej twarzy pojawiają się rumieńce zawstydzenia i spuszcza wzrok, gładząc materiał koszulki.
— Zrobiłem śniadanie, ale wystygło — mówię zachrypniętym głosem, chcąc szybko wybrnąć z cholernie niezręcznej sytuacji.
Zmieszana dziewczyna kiwa tylko głową, a do mnie dociera cholerna rzeczywistość. Tak będzie już zawsze. Każde z nas będzie czuło tę niezręczność i miało żal do drugiej osoby, choćby nie wiadomo jak bardzo nas do siebie ciągnęło i choćby nie wiem ile czasu minęło, zawsze będzie ten punkt zapalny. Cholerne kilka minut zmieniło nasze życie na zawsze, ale dlaczego? Dlaczego mi to zrobiła? Ja ją, kurwa, kochałem.
— Twoja specjalność — mówi niepewne Shay, wskazując na kosz, stojący z boku przy szafce.
Moje zdolności kulinarne zawsze ograniczały się do jajecznicy, albo zmiksowania napoju proteinowego i tak już zostało. Po odejściu z domu rodzinnego miałem cały sztab ludzi, zajmujących się moją dietą. Od rana do wieczora w równych odstępach czasu podstawiali mi posiłki i o nic nie musiałem się martwić.
— Zrobię kanapki — proponuję, ruszając w stronę szafek. — Czego się napijesz? — pytam, siadającą przy stole Shannon.
— Herbatę poproszę.
CZYTASZ
Pokonani (Zawieszona)
RomanceShay: Człowieku, który mnie nie znasz, oceniaj mnie ile chcesz. Powiedz, jak bardzo mnie nienawidzisz, na podstawie przeczytanych brukowców... ... A teraz zapytaj mnie o miłość. Widzisz, tak naprawdę, to nic o niej nie wiem. Hm. Właściwie, jeśli o...