zσѕтαń ¢нσć ρяzєz ¢нωιℓę...

746 26 6
                                    

Itachi x OC (lemon)

Kruczo czarne włosy kobiety opadły na poduszki, gdy ta rzuciła się wręcz na łóżko. Papieros w jej dłoni tlił się lekko gdy unisiła go do ust a puste zielone oczy wpatrywały się w sufit.
-Co rok robisz to samo - przeniosła spojrzenie w strone okna, na ktorym siedział jej przyjaciel Kakashi.
Otaksowała wzrokiem jego sylwetkę pochłoniętą czytaniem książki na pokaz. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie przeczytał ani słowa odkąd się tutaj pojawił.
-To samo czyli co? - odpowiedziała pytaniem i po raz kolejny zaciągnęła się papierosem.
-Nie wychodzisz z domu, palisz, pijesz i masz ten wzrok..
-Jaki? - jej usta drgneły w lekkim uśmiechu ale zaraz twarz wróciła do swojego stałego beznamiętnego stanu.
-Zimny. Pusty.. Jakbyś była lalką.
-A może nią jestem?
-Ha ha ha.. To żem się ubawił - rzucił jej urażone spojrzenie.- To nie jest zdrowe, Naraya.
Popatrzył jak jego przyjaciółka wzrusza lekko ramionami i znów zaciąga się papierosem. Znali sie właściwie odkąd dziewczyna skończyła akademię i zdobyła tytuł jounina. A zrobiła to tylko dla jednej osoby... By w koncu odnaleźć Uchihe i powiedzieć mu co myśli o jego wybryku. Czy Hatake mógł nazwać nazwać wyrżniecie klanu w pień zwykłym wybrykiem? Sam nie wiedział co skłoniło członka ANBU do takiego postanowienia. Ale wiedział jak bardzo odbiło się to na jego dwudziestojedno letniej przyjaciółce, która była w starszym z braci Uchiha zakochana. Niestety z wzajemnością co było dla niej jeszcze gorsze. Z dnia na dzień jej cały świat runął niczym domek z kart a ona sama zmieniła się w o wiele gorszą wersję siebie. Hatake zdawał sobie sprawę jak bardzo cierpiała z tego powodu. Starał się jak mógł by dziewczyna zapomniała o wydarzeniach z przeszłości. Jednak ten jeden dzień w roku był jej małym świętem. Świętem łez, żalu i wściekłości skrywanej przez resztę roku. Jeden dzień i noc, w którym zbliżenie się do ostatniej z rodu Okairi oznaczał śmierć. Wszystkie emocje jakie kobieta skrywała w sobie przez resztę roku wybuchały niczym Wezuwiusz. Dzikie, niepochamowena, rządne krwi. I tylko Kakashi wiedział jak wiele może przypłcić zjawiając się teraz obok niej. Jadnak ciche uczucie, jakim darzył młodą kunoichi, nie pozwalało mu jej zostawić na pastwę tych emocji.
-Naraya?
-Odchodzę.
-Co?! - poderwał się z parapetu uderzając głowa w futrynę. 
Z cichym sykiem skoczył na ziemię i roztarł tworzącego się guzka.
-To co słyszałeś, Kakashi. Mam dość wegetacji. Odchodzę do Akatsuki.
W szoku popatrzył na nią. To niemożliwe! Przecież nie może od tak odejść!
-Kobieto zastanów się nad tym!
-Myślałam nad tym od wielu lat - podniosła się do siadu. - Zbyt wiele.. - nie dokończyła potrzasając głową.
-Wiesz co się z tym wiąże! Wszyscy będą Cię chcieli zabić w Konosze teraz!
Pokiwała głową i zacisneła usta w wąską linię.
-Wiem - warknęła. - Przemyslałam wszystko. Wyniosę sie dziś. W nocy. Ty powiesz jutro rano o wszystkim Hokage. Ja będę już wtedy daleko stąd. Nawet jeśli za mną podąża członkowie Korzenia... Zabije ich. To moje życie i chcę je przeżyć z.. - znów urwała.
Hatake wiedział co chciała powiedzieć. "Z nim". To go bolało. Tak bardzo się starał by Okairi zauważyła w nim kogoś wiecej niż przyjaciela. Tak bardzo odwracał jej uwagę, myślał że zauważyła cokolwiek a jednak... Żadne z poczynań szarowłosego nie zostało nagrodzone choć krótkim "Dzięki". Nie. Ona cały czas w sercu nosiła Uchihe. Mężczyznę, który sprawił jej sam ból w życiu.
Kakashi warknął na nią i wyszedł. Rudowłosa spuściła głowę i zacisneła oczy. Nie chciała ranić starszego mężczyzny. Był dla niej ważny mimo wszystko. Otrzymywała od niego wszystko czego potrzebowała łącznie z opieką i czułością. To nie była jej wina, że nie potrafiła tego odwzajemnić.
Z westchniem odpalił kolejnego papierosa i wzięła mały plecak, w ktorym zapieczętowała całą broń, zwoje i wszystkie inne potrzebne jej rzeczy, po czym wyszła.
Po raz ostatni popatrzyła na Konohe jak na miejsce zamieszkania i ruszyła w stronę bramy.
-Panienka Naraya! - wykrzyknął i uśmiechnął się lekko.
-Witaj - mruknęła.
-Na misję? W środku nocy? - zdziwił się jego kompan.
-Tak niestety wyszło a więc cichutko bo nikt nsie może wiedzieć - z uśmiechem przyłożyła palec do ust.
Bolało ją to, że musiała ich okłamac.
-A to nie ma innej opcji, my nic nie widzieliśmy - jeden z nich uniósł dłonie obronnie a drugi zaśmiał się potwierdzając skiniem.
-A więc do zobaczenia! - pomachała im i ruszyła.
-OKAIRI!! - odwróciła się słysząc krzyk i popatrzyła na Hatake biegnącego w jej stronę.
-Co się stało? - usmiechneła się miło do strażników, którzy szturchali sie łokciami. - Musze ruszać w podróż.
-Chciałem... - popatrzył na nią a cała jego pewność siebie uleciał.
Chciał jej powiedzieć co czuje. Chciał wypowiedzieć te dwa tak trudne teraz dla niego do wymówienia słowa...
-Chciałeś..? - ponagliła go.
Wydawała się być szczęśliwa tym, że już niedługo będzie znów mogła widzieć ukochanego. Kim był Hatake, by jej to psuć?
-Życzyć Ci powodzenia... - powiedział zamiast teho co ułożył sobie w głowie.
Nie był w stanie. Chciał dla niej jak najlepiej.
-Jeśli.. Postanowisz wrócić... Będę czekał - powiedział jeszcze i popatrzył na niższą dziewczynę.
Stała jak ostatnia sierota na środku drogi, ze spuszczoną głową.
-Dziękuje, Kakashi - cichy szept przedarł się przez ciszę a Hatake zdziwiony otworzył szerzej oczy.
Ona... Właśnie mu podziękowała...
Nim zdąrzył cokolwiek odpowiedzieć, Naraya była już zbyt wiele metrów od niego. Zbyt wiele by zapytać... Zbyt wiele by krzyknąć, że ją kocha, że powinna z nim zostać. Przeklał sam siebie w myślach i odwrócił by odejść.
-Czemuś taki załamany Kakashi? Przecież Okairi wróci! - zawołał jeden ze strażników.
-Właśnie w tym tkwi szkopuł. Nie wróci - odpowiedział i wrócił do domu.

One-shoty (ZAMÓWIENIA ZAMKNIĘTE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz