Rozdział 5

36 5 6
                                    

Rano obudziłam się cała obolala. Nic dziwnego, przecież spałam na kamieniu. Wyszłam przed grotę, rozprostować plecy.

- Auć - strzynął mi kręgosłup. - Starzeje się.

Rozciągnęłam się trochę. Wzięłam głęboki oddech i wróciłam po swoje rzeczy i towarzysza.

- Shilo wstawaj, idziemy.

Pies leniwie podniósł się z ziemi i poszedł za mną. Przeszłam na drugą stronę jeziora ,aby pójść przez polanę. Nie była taka mała jak na początku myślałam. Wręcz przeciwnie, rozciągała się kilometrami. Trawa sięgała do łydek, pomiędzy nią rosły maki. Co jakiś czas widać było sosny z rozłożystymi koronami. Szłam strasznie długo. Widziałam ,że wilczur dobrze sobie radzi, natomiast ja powoli opadam z sił.

Podczas wędrówki mój brzuch domagał się jedzenia , ale póki miałam siłę szłam i nie zwracałam na to uwagi. Niestety to nie trwało długo.

- Usiądźmy gdzieś, bo zaraz nie wytrzymam z głodu. - powiedziałam do psa.

Znalazłam najbliższe drzewo, oparłam się o nie i wyjęłam puszkę. Zwierzę patrzyło się na mnie, jak na wybawiciela.

- Głodny? - uśmiechnęłam się lekko. -Masz, dzisiaj ja stawiam.

Zostawiłam Shilo niecałą połowę puszki i czekając, aż się pożywi oglądałam chmury. Były w przeróżnych kształtach.

- To klaun. Ooo ,a to żaba na monocyklu. Tam jest mała księżniczka na koniu. - wskazywałam palcami.

W pewnym momencie odleciałam kompletnie i zrobiłam sobie małą drzemkę...

*****

Autorka: Masz Wercia i się ciesz.

Nic nie widziałam. Wszędzie ciemność. Pewnie dlatego że mam coś na oczach. Chciałam zdjąć to ręką ,ale była do czegoś przyczepiona. Mimo wszystko nie czułam się zestresowana. Stałam gdzieś , chyba nago, bo czułam w każdym miejscu na swojej skórze powiew zimna.

Usłyszałam kroki przedemną, ale stałam nieruchomo. Poczułam muśnięcie po ramieniu i brzuchu, po czym przeszły mnie ciarki. Ktoś gładził mnie po różnych częściach ciała.

- Kim jesteś ? - zapytałam - Znam cię?

Ktosiek się nie odzywał i odsunął ode mnie. Powtórzyłam kilka razy te pytania ,ale zawsze odpowiadała mi cisza.

- Kto to do cholery jest?! - pomyślałam.

Nagle wszystko przerwało trzaśnięcie. Najprawdopodobniej była to jakaś szafka. Ktosiek musiał mocno popchnąć drzwiczki. W sekundę znalazł się przy mnie. Znowu bawił się moim ciałem ,ale w bardziej podniecający sposób. Powoli przesuwał rękę po kręgosłupie ,a drugą masował uda. Po chwili rozluźnienia tajemniczy nieznajomy przeszedł do rzeczy. Przesunął swoją rękę do krocza. Delikatnie poruszał swoją ręką wzdłuż waginy, a mnie znów przeszły ciarki.

Nagle poczułam coś wilgotnego. Przesuwało się kolistym ruchem. Podniecało mnie to coraz bardziej. W pewnym momencie przestałam przejmować się kto jest tą tajemniczą osobą.

Nieznajomy włożył 2 palce do środka. Powoli wsuwał i wyjmował. Jęknęłam cicho kilka razy. Czułam coś dziwnego u podbrzusza.

Po jakimś czasie człowiek zostawił moją dolną część ciała w spokoju i uwolnił ręce. Mimo tego one odmawiały mi posłuszeństwa i nie mogłam zdjąć opaski z oczu.

Ktoś głaskał mnie po rękach. Następnie po ramionach i po twarzy. Miał strasznie zimne dłonie ,więc to nie było przyjemne.

W końcu po "zabawie" zdjął mi opaskę. Moje oczy nie przyzwyczajone do światła zaczęły mnie boleć. Przymrużyłam je. Kiedy światło nie było dla mnie problemem dostrzegłam na początku samą posturę nieznajomego. Gdy się do mnie zbliżył zobaczyłam całą twarz.

- Cześć skarbie.
- Spieprzaj! - krzyknęłam

Ukazał mi się mój ojczym. Nie mam pojęcia co on tu robił i ja również, ale to nie było najważniejsze w tym momencie. Chciałam uciec stamtąd , lecz nie mogłam się ruszyć. Jakby jakąś siła kazała stać nieruchomo.

Gdy facet zaczął mnie dotykać po plecach , trzepałam się , jakby conajmniej ogromny pająk na mnie siedział. Podszedł do mnie od przodu i blisko przysunął głowę w moją stronę. Wtedy dałam mu z kolanka, a facet poleciał na ziemię.

Siła, która trzymała mnie w miejscu przestała działać. Rozejrzałam się po całym pokoju , aby znaleźć wyjście. Były za stołem ,który barakadował mi przejście. Użyłam całej siły, żeby go przesunąć. Z wielkim trudem usunęłam go z mojej drogi. Otworzyłam drzwi. Oślepił mnie blask wydobywający się z przejścia. Weszłam do środka i zastał mnie mrok.

*****

Obudziłam się obok zwierzęcia. Ciężko oddychałam i kręciło mi się w głowie.

- To było chore. - powiedziałam do siebie.

Podniosłam się spod drzewa i zobaczyłam gdzie jest słońce. Było dopiero w połowie nieba.

- Chodź piesku, zbieramy się w dalszą drogę. - powiedziałam zaspana.

Ruszyliśmy przed siebie. Mijaliśmy wiele drzew, kilka gór, które były w oddali i parę strumyków. Słońce coraz bardziej przygrzewało.

- Chcesz się pobawić? - powiedziałam podnosząc patyk spod nóg.

Rzuciłam Shilo badyla. Pobiegł parę metrów dalej i za chwilę wrócił. Powtórzyłam ten ruch kilka razy. Kiedy wilczur się zmęczył zostawiłam zabawkę i usiadłam na trawie. Dałam psu trochę wody. Gdy już wypił poszliśmy dalej.

Powoli zbliżał się wieczór. Zdecydowałam , że po tak męczącej wyprawie należy nam się nocleg w normalnych warunkach. Poszliśmy , więc w stronę ulicy szukać jakiegoś budynku. Przez długi czas nie było ani śladu po cywilizacji. Za zakrętem widać było znak. Pobiegłam do niego.

- "Hotel Deer" jeden kilometr dalej. Boże wykończą mnie. - stęknęłam.

Szłam wzdłuż ulicy. Czułam jakby ostre kolce wbijały mi się w nogi. Pies ledwo mnie doganiał. W pewnym momencie zirytowana brakiem hotelu stanęłam w miejscu i poszukałam wysokiego drzewa. Było już ciemno, więc z góry można dostrzec światła. Podeszłam do pnia dębu , położyłam plecak i wdrapałam się na górę. Uważnie rozglądałam się.

- Jest! Tam się coś świeci! - krzyknęłam. - Jest tuż za górką.

Zeszłam z góry, trochę poobijana. Nagle dostałam więcej energii i szybkim krokiem weszłam pod górkę. Shilo dalej czołgał się za mną. Kiedy byłam już na wzniesieniu od środka roznosiła mnie radość. Przez moją nie uwagę potknęłam się o wystający korzeń i sturlałam się. Gdy znalazłam się u podnóża pagórka, poczekałam na towarzysza, a następnie podniosłam się i otrzepałam z ziemi oraz roślinek.

- Z bliska jest ładniejszy niż myślałam. - powiedziałam stojąc przed wejściem.

Przeszłam przez ogromne drzwi. W środku wszystko było idealnie ustawione. Doniczki z kwiatami stały w takiej samej odległości od siebie. Ogromny, szklany żyrandol wisiał nad recepcją. Czułam się jak w pałacu.

Uciekinier Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz