Chapter XII

22 1 1
                                    

Rose

Budynek kipiał już z samego rana od pozytywnych emocji. Rozmowy były ożywione, a na twarzy każdego ucznia widoczny był szeroki uśmiech..z wyjątkiem Pansy, która wiecznie miała o wszystko problem. Szłam właśnie wraz z Suzzy do dormitorium przygotować się na wycieczkę do Hogsmade. Musiałyśmy przebrać ciuchy i spakować rzeczy. Przechodziłyśmy właśnie przez szkolny dziedziniec, gdy usłyszłam.

-Panno Linton !- mdły głos dobiegł mnie zza moich pleców.

-Dzień dobry profesorze Snape- chórkiem przywitałyśmy nauczyciela eliksirów.

-Niestety nie mam dobrych wieści. Nasza pielęgniarka wyjeżdża i przesunęła twoją kontrolę zdrowia na dzisiaj. Co za tym idzie nie możesz iść wraz z resztą do Hogsmade, a powinnaś zostać tu i stawić się o 14:00 w skrzydle szpitalnym.

-Coo ??- poczułam gorzki smak rozczarowania- ale Profesorze Snape ! To moja pierwsza wycieczka w takie miejsce, nie można przenieść tej wizyty na wcześniejszą godzinę, na przykład na TERAZ ?-nalegałam na Snape, jednak jego mięsień twarzy nie drgnął ani przez sekundę.

-14:00- Snape zlustrował mnie po czym gwałtownie się obrócił,a ja obserwowałam jak jego szata ciągnie się za nim aż do wejścia szkoły.

-No i co teraz ? Będę tu siedziała sama przez tyle godzin po to żeby iść na 15 minut do pielęgniarki ? Nie ma opcji ! Idę z wami- zadeklarowałam. 

-Nie będziesz sama, w zamku zostają gryfoni i ślizgoni, którzy należą do drużyny qudditcha żeby trenować do zawodów, a poza tym..ja z tobą zostanę.

Spojrzałam na Suzzy zdezorientowana.

-Proszę cię, chyba nie zaprzepaścisz takiej wycieczki z mojego powodu ! Upadłaś na głowę ?- zaśmiałam się.

-Proszę cię! Byłam tam setki razy- uśmiechnęła się Suz.- chciałam tylko zahaczyć o sklep z cukierkami, ale poproszę Amy, żeby mi kupiła to co chcę.

Zrobiło mi się głupio. Taka okazja to rzadkość wbrew temu co mówi Suzzy.

- Chodź głupku- zaśmiała się ślizgonka na widok moich wątpliwości- wyzwolimy się z tym okropnych mundurków. 


Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 13:30. Przez okno sypialni widziałam ruszającą wycieczkę w stronę bramy wyjściowej. Zeszłam do dormitorium gdzie czekała na mnie Suzzy.

-Weź jeszcze kurtkę !- krzyknęła blondynka, gdy schodziłam już ze schodów- pójdziemy na spacer później to pokażę ci kilka fajnych miejsc. W dormitorium wiało pustkami. Wszyscy byli teraz na wycieczce, więc w salonie znajdowałyśmy się tylko my i chłopak, który zajmował miejsce przy biurku. Mocno pochłonięty lekturą nawet nie zwrócił na nas większej uwagi. 

Ruszyłyśmy w stronę skrzydła szpitalnego. Całą drogę zanosiłyśmy się śmiechem aż do samych drzwi pielęgniarki. Przekroczyłyśmy znajome mi już długie pomieszczenie wypełnione stojącymi prostopadle do ściany łóżkami. Na ostatnim z nich, tam gdzie leżałyśmy przez kilka dni z Gabby siedziała właśnie ta gryfonka.

-Słychać was już od końca korytarza przez zamknięte drzwi, takie głośne jesteście - przywitała nas gryfonka.

-A ty chora na głowę jesteś, że tutaj siedzisz ?- ślizgonka zlustrowała gryfonkę na co ta zmrużyła oczy.

-Nieee..wiesz..ja po tym wypadku na kontrole przyszłam, ale ty chyba biorąc pod uwagę, że żadnego wypadku nie miałaś... przyszłaś szukać pomocy i lekarstwa na brak poczucia humoru ? Nie musisz czekać na pielęgniarkę, ślizgonom nic nie pomoże- powiedziała gryfonka na co wszystkie wybuchłyśmy śmiechem. 

Rose LintonWhere stories live. Discover now