- Jeno, ściemnia się już - zaniepokojonym głosem Jaemin poinformował starszego.
- Co ty nie powiesz, ale nawet jeżeli zrezygnowalibyśmy z posiłku to nie możemy tutaj spać, nie wiemy jakie szataństwa się tu chowają i tylko czekają żeby mi cię zabrać - mówiąc to białowłosy przytulił się do drugiego.- Możesz mnie zostawić, praktycznie cię nie znam a ty już po raz kolejny dziś naruszasz moją przestrzeń osobistą - wymamrotał Jaemin którego ręce były unieruchomione przez niedźwiedzi uścisk Jeno.
- Po pierwsze, błagam przytul mnie bo zaraz zamarznę a po drugie gdybym nie naruszył twojej przestrzeni osobistej służyłbyś jako przekąska dla rekinów albo tarcza na lotki z użyciem scyzoryków marudo - dalej z uśmiechem mówił starszy jakby mówił o rzeczy pokroju wędkowania z dziadkiem.
- Ah faktycznie, przepraszam... - skruszony Jaemin wyślizgnął się z uścisku Jeno i sam objął go nieśmiało łapkami które były dość ciepłe.
- Dzięki - powiedział chłopak w podkoszulku po czym poczochrał ręką i tak już lekko zmierzwione włosy brązowowłosego.
- Nie, to ja dziękuję że wyciągnąłeś mnie z tamtej nory i że próbujesz mi pomóc.
- Aleś ty się wylewny zrobił, aż się łezka w oku kręci - zaśmiał się Jeno.Usiedli na pobliskim pniu aby chwilę jeszcze starszy mógł się ogrzać. Chwilę później Jaemin usnął nadal przytulony do białowłosego z policzkiem na jego ramieniu.
- Mężczyzna z krwi i kości - uśmiechnął się sam do siebie starszy - dobranoc Nana - delikatnie pocałował go w czoło.
Wiedział że skoro jednak młodszy usnął w dżungli on będzie musiał wartować. Niechętnie delikatnie położył Jaemina na pniu który był na tyle duży by ten mógł się na nim ułożyć. Wolałby zostać z młodszym ale cóż...
Postanowił odejść niedaleko by poszukać drewna na ognisko żeby nie zamarzli z Jaeminem do rana.
Kiedy wzeszło słońce Nana dzięki swojemu biologicznemu zegarowi obudził się o tej samej porze w której wydawano śniadanie w zakładzie zamkniętym.Jeno nie było obok niego. Jaemina przeszedł dreszcz na wyobrażenie co mogło stać się białowłosemu.
- Jeno? Jeno! - nawoływał zaginionego - To wcale nie jest śmieszne! - ze łzami w oczach krzyknął rozpaczliwie brązowowłosy.- Co nie jest śmieszne? - zza pleców Jaemina dobiegł głos. Odwrócił się i dostrzegł zaskoczoną minę Jeno.
- Gdzieś ty był?! - krzyknął młodszy podbiegając do białowłosego i przytulając go.- Hej, też bym się cieszył jakbym się widział, ale uważaj bo jeszcze pognieciesz - zaśmiał się Jeno.
- Co pogniotę? - dopiero teraz brązowowłosy dostrzegł że starszy ma w rękach pełno owoców.- Gdzieś ty to znalazł, przecież chyba obeszliśmy całą wyspę...
- Być może obeszliśmy, ale pod samym nosem mieliśmy drzewa owocowe, a może nie pod nosem a tam - wskazał głową w górę Jeno - było ciemno a my już byliśmy zmęczeni więc mogliśmy coś przeoczyć.Chcesz? - uśmiechnął się na widok świecących oczu Jaemina.
- Mogę?
- Nie, zostawię cię żebyś umarł z głodu, też pytanie. Weź sobie wszystkie, ja już jadłem.
- Dzięki! - krzyknął i wręcz rzucił się na jedzenie.
- Zjadaj, ja jeszcze pójdę po coś bardziej sytego - ogłosił Jeno.Jaemin za bardzo zajęty był wcinaniem banana i tylko z pełną buzią pokiwał głową.
- Nie uduś się tylko - zaśmiał się starszy i odszedł w głąb lasu. Kiedy Jaemin był już syty a owoców jeszcze zostało nie wiedział co ze sobą zrobić.
CZYTASZ
••• N∆¶ó] (Z∆SU •••
FanfictionNomin {Jeno x Jaemin} Poboczny: Chensung {Chenle x Jisung} Markhyuck {Mark x Haechan} Rok 2040, świat został podzielony na trzy strefy po epidemii depresji. Rząd całkowicie zabronił przemieszczania się pomiędzy granicami. Państwa zostały podzielone...