6 lipiec, niedziela

906 49 0
                                    

Kiedy się obudziłam, jego już nie było. Jedyne co po nim zostało to bluza, przesiąknięta jego zapachem i wspomnienia. Nic więcej. Nie przyszedł się pożegnać. W drodze na lotnisko wysłałam do niego kilka SMSów ale nie odpisał na żaden.Luka ani Michaela też nie widziałam.

Czas mijał mi strasznie szybko, o 15 byliśmy już na Florydzie. Z lotniska odebrał nas Charlie. Wyglądał raczej na brata Ashley niż mojego.

Albo po prostu wyglądał jak Ashton.

Miał ciemno-blond włosy raczej przypominające brązowe. Jego zielono-niebieskie oczy zmieniały kolor zależnie od światła. Miał 25 lat. Zawsze był uśmiechnięty.

 -Alex - przywitał mnie wesoło kiedy podeszłam do niego. - Jak się leciało?

 -Nie wiem. Dobrze raczej - wziął moją walizkę i zaprowadził nas do swojego auta. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, chłopak zaprowadził Ashley i Daniela do ich pokoju, po czym wrócił do mnie.

 -Co się stało? - zapytał wchodząc po schodach z moimi rzeczami.

 -Chyba nic - otworzył jedne z drzwi, wszedł do środka kładąc torb na podłodze i usiadł na łóżku.

 -Alexis... - nie lubiłam kiedy tak mówił. Zawsze rozpoczynał w ten sposób poważne rozmowy. Usiadłam obok niego - Posłuchaj. Nie chcę, żeby znowu coś ci się stało. Znam Cię od urodzenia i umiem już rozpoznać kiedy jesteś, a kiedy udajesz szczęśliwą. Wiesz, że byłem zawsze kiedy tego potrzebowałaś i nigdy nie zawiodłem. Chcąc nie chcąc, jestem teraz twoją najbliższa rodziną. Nie chce wyciągać już starych spraw ale wiesz o czym mówię - popatrzył mi w oczy, a ja spuściłam wzrok na podłogę.

 -Tak, wiem...

 -Co dzisiaj jadłaś?

 -Nic. Ale nie jestem głodna.

 -Mhm... Tak samo mówiłaś trzy lata temu.

 -No tak, ale Charlie...

 -Nie. Bez 'ale'. wtedy skończyłaś w szpitalu. Nie chcesz chyba tego powtarzać - przerwał mi stanowczym głosem.

 -Ale teraz nie mam piętnastu lat.

 -Ale znowu nie jesz.

 -Nic nie rozumiesz...

 -To mi wytłumacz.

 -To nie jest łatwe...

 -Rozpakuj się. Przyjdę potem - uśmiechnął si do mnie ciepło, wstał i wyszedł zamykając za sobą drewniane drzwi.

Rozglądnęłam się po pokoju. Nie był taki jak trzy lata temu... Był jasny, trzy ściany pomalowane w kolorze kawy, a czwarta biszkoptowa. Na przeciwko drzwi było duże okno z widokiem na plaże, od której oddzielała nas tylko ulica. Łóżko było dosyć duże. Można powiedzieć, że kwadratowe. Pościelone na nim było brązowe prześcieradło i żółto-białe poszewki. Nad nim były białe lampki świąteczne, a obok nich wielka mapa Australii w antyramie. Po drugiej stronie stało biurko i mniejsze szafki, a na ścianie z drzwiami stała duża szafa. Na podłodze leżał biały, farfoclowaty dywan, a promienie słońca, które niedługo będzie zachodzić, wpadały przez słomkowe żaluzje. Nic więcej nie było w pokoju. Kiedy już się rozpakowałam i przebrałam w coś wygodniejszego, zapukał mój brat.

 -Proszę - powiedziałam znowu siadając na łóżko. Chłopak wszedł z miską płatków, które dał mi i usiadł obok.

 -Jak się podoba? Odmalowałem tu trochę jak się wyprowadziłaś.

 -Ślicznie. Bardzo mi się podoba - zaczęłam jeść z uśmiechem.

 -Wiesz... Jak chcesz, możesz tu zawsze wrócić. W Nowym Jorku masz Ashley, ale to chyba nie to samo, a ja nie mogę cię tak często odwiedzać. Nie musisz tam sama mieszkać. Na początku było fajnie, bo z nią mieszkałaś ale kiedy teraz wyprowadziła się do Daniela... Myślę, że to był zły pomysł. Nie powinnaś się w ogóle stąd wyprowadzać.

 -Znowu zaczynasz.

 -Tak. Bo czuje się za ciebie odpowiedzialny. Powiedz mi chociaż co się stało.

 -Nic na razie. Jak coś się stanie to ci powiem - uśmiechnęłam się oddając mu puste naczynie.

Wiedział, że nic więcej mu nie powiem więc wstał i wyszedł. Chwile poleżałam na łóżku, po czym wstałam i poszłam pod prysznic. Wieczorem oglądnęliśmy jakiś film, ale nie za bardzo mnie interesował.

Ashton ciągle mi nie opisywał. Nawet nie przeczyta wiadomości ode mnie.

Wiem, że przedwczoraj też nie pisaliśmy, ale wtedy byłam z Lukiem. To inna sprawa.

Sun (Ashton Irwin Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz