Nie sypiam, nie umiem sypiać, nie potrafię sama z siebie po prostu przestać pracować i iść do łóżka, wolę czekać na moment, gdy moje powieki robią się już zbyt ciężkie, bo organizm przestaje reagować na kofeinę i zasypiam z twarzą na biurku. Zawsze wtedy budzi mnie Jarvis swoim spokojnym zimnym głosem, jedynym głosem, z jakim zdarzało mi się ostatnio najczęściej rozmawiać. Dopiero wtedy podnoszę się i idę do jego łóżka, jakbym miała nagle nadzieję, że przyjdzie do mnie w środku nocy.
Moje łóżko przestało być moją oazą, za bardzo kojarzyło mi się ze złymi wiadomościami.... i za bardzo przywodziło wspomnienia jego dotyku. Więc śpię u niego, minuty, czasem godziny tyle by mój organizm pozwolił mi na dalsze działania, by mój wzrok w okularach zerówkach mógł ponownie skupić się na analizie kilometrów pustyni i gór.
On tam gdzieś jest.
A ja obiecałam go znaleźć.
Nawet jeśli głosy w mojej głowie ciągle podpowiadały mi, że to już przepadło, że nie wróci.
Ani On. Ani wszystkie możliwości.
Zawsze, gdy wstaję, parzę od razu całe termosy kawy na zapas, wrzucam w siebie odgrzewaną pizze i schodzę na dół do pracowni, która staje się powoli moim więzieniem. Gdy pierwszy raz przekroczyłam jej próg, była więzieniem w zupełnie inny sposób, a przez te kilka miesięcy zmieniło się absolutnie wszystko.
– Jakieś postępy? – Pytam, a chłodny głos sztucznej inteligencji odpowiada mi jedno krótkie nie. Chciałabym czasem, by Jarvis był człowiekiem i był w stanie siedzieć tu obok mnie. Jednak on istnieje tylko w sieci, nie marnując czasu na takie bzdury jak sen.
Codziennie robię prawie to samo, codziennie kilkanaście godzin na dobę próbuję szukać obrazu z kamer, próbuję odzyskiwać dane z tych zaginionych, próbuję na obrazie dojrzeć coś nowego, jakikolwiek znak. Jak zaczynam czuć bezsensowność tych działań, zapoznaję się z jakimiś rozpoczętymi przez Starka projektami, jednak nie mam w sobie kompletu jego geniuszu, mam tylko pewne umiejętności więc kończę, dłubiąc przy jaguarze, próbując sprawdzić kolejny raz, czy poprzedniego dnia zrobiłam wszystko, tak jak trzeba.
– Pan Haller. – Ogłasza Jarvis, a ja podnoszę wzrok, widząc go przy szybie i nie próbuję nawet kryć zirytowania. Jedynymi osobami poza nim, które mnie odwiedzały była Pepper, która przynosiła chłodne raporty z firmy i poszukiwań i Happy, który zazwyczaj przywoził mi ciepłe jedzenie.
Niechętnie wycieram dłonie w ścierkę i idę w jego stronę, staję w szklanych drzwiach, próbując wyglądać, jakbym trzymała się jakoś w jednym kawałku.
– Co tutaj robisz David? Pepper Cię przysłała?
– Nie.– Mówi, uśmiechając się lekko. – Sam z siebie chciałem sprawdzić, jak się czujesz. Przywiozłem sushi i wino.
– Jestem zajęta.
– Tak wiem, jak bardzo jesteś zajęta i właśnie dlatego zrób sobie przerwę. – bierze moją brudną od smaru dłoń, a ja ruszam za nim po schodach na górę. Uciekam do łazienki się ogarnąć, pierwszy raz od porannego prysznica rozczesuję włosy i dopiero wracam do salonu. Siadam obok niego na kanapie i patrzę w jego szare oczy, które są pełne współczucia, tego jedynego uczucia, którego tak szczerze nie znosiłam.
– Moim zdaniem powinnaś wrócić do pracy Sam. – Mówi bez ogródek. – Nawet nie chodzi o to, że Stane się Tobą interesuje, a o to, że od prawie dwóch miesięcy nie opuściłaś piwnicy.
– Od czterdziestu dwóch dni David, nie dwóch miesięcy. Poza tym zawsze jak przyjeżdżasz, siedzimy na górze.
– Tylko dlatego, że Jarvis nie wpuszcza mnie do pracowni. Jakby było inaczej, pewnie nawet nie oderwałabyś wzroku od ekranu, by na mnie spojrzeć.
CZYTASZ
devil in the details • Marvel
FanfictionSam obiecała ojcu, że będzie najlepszą wersją samej siebie. Sam obiecała bratu, że nigdy się głupio nie zakocha. Sam obiecała Pepper, że ta zawsze będzie mogła na nią liczyć. Sam obiecała Starkowi, że nigdy go nie opuści. Sam nigdy nie była dobr...