2. Codzienność i król szkarłatnej korony cz.2

198 28 33
                                    



Lekcja z profesorem Zaranem polegała na użyciu magii w ofensywie tak, by oszczędzić ją na bardziej istotne zaklęcia. Nazywano to potocznie przejściem w tryb czuwania. Ponoć było to przydatne podczas walki jako kumulowanie siły, ale szczerze wątpiłam, by ktoś miał czas sterczeć tak w miejscu i wznosić wokół siebie kopułę, zwłaszcza podczas pojedynku. No, ale może ja się nie znałam.

Zrezygnowana przesiedziałam całą lekcję, zapisując poszczególne rady i ciekawostki, o których wspomniał nauczyciel. Brak mocy starałam się nadrabiać na innych lekcjach, gdzie wystarczyła wiedza teoretyczna. Dlatego zamiast ćwiczeń, siedziałam i uczyłam się teorii rzucania zaklęć, właściwości różnych przedmiotów, dziwnych znaczeń i różnych kultur z innych wymiarów. Często całymi nocami czytałam grube grimmuary, lecz nie przeszkadzało mi to w funkcjonowaniu, bo mogłam wytrzymać bez snu do pięciu dni. Miałam też większą siłę, wytrzymałość, wzrok lepszy niż ludzie. Jednak w tej szkole było to coś, co posiadała stanowcza większość uczniów.

Przed końcem lekcji profesor Zaran stwierdził, że opanowanie sztuki polegającej na odpowiednim wymierzaniu ilości energii, jaką chcemy wykorzystać, zajmie dużo czasu, zwłaszcza że ćwiczenie okazało się trudniejsze, niż wszyscy przypuszczali. Kiedy ta informacja doszła do uszu zmęczonych uczniów, usłyszałam ich głośne jęki.

Naszą kolejną lekcją były sztuki walki z profesorem Willem, jednak gdy dotarliśmy na parter, na drzwiach do sali wisiała kartka od nauczyciela.

Drodzy uczniowie z klasy X-tej. Dziś mam dla was niespodziankę, a mianowicie walkę w terenie, więc zapraszam na basen. Ostrzeżenie: weźcie ze sobą koce oraz ręczniki, mogą się przydać. Prof.Will."

Po odczytaniu liściku, bez wahania ruszyłam wzdłuż korytarza pod wejście na basen. Nie musiałam brać ze sobą ręcznika, gdyż po ostatniej lekcji zostawiłam go w swojej szafce. Miałam tylko nadzieję, że on jeden mi wystarczy. Drzwi były otwarte, więc weszłam do środka razem z resztą klasy. Minęliśmy przedsionek i podeszliśmy pod drzwi, za którymi znajdował się basen. Dzięki magii i zaawansowanej technologi nie potrzebowaliśmy szatni, zwłaszcza gdy wynaleziono Ramę. Była ona prostokątna, wysoka i szara. Wystarczyło przez nią przejść, a zaprogramowane przez nauczyciela stroje zastępowały nasze ubrania. Po skończeniu lekcji profesor podawał kolejność przechodzenia przez Ramę. Jeśli się jej nie przestrzegało, można było skończyć w nie swoich ubraniach, co już kilkakrotnie doprowadziło do śmiesznych, a jednocześnie zawstydzających sytuacji. W momencie, gdy wszyscy mieli już na sobie czarno-pomarańczowe stroje z bronią na specjalne, wodne pociski i stali na zimnych, szarych kafelkach, profesor Will zabrał głos, który odbił się od niebiesko-żółtych ścian jak bumerang.

– Dzisiaj – obwieścił. – Jak się domyślacie lekcja pod wodą. Każdy, kto nie potrafi się przemienić, ma podejść do osoby, która to umie. Maksymalnie trzy osoby na jedną. Grupy będą dziewięcioosobowe i wszyscy będziecie wysłani dostatecznie daleko, by na siebie nie wpaść. Niespodzianką jest walka z wodnym zwierzęciem. Wiem, że rzadko macie okazję walczyć z czymś innym niż manekinami lub kolegami z klasy. Nie martwcie się, wiem, że wam się uda, bo jesteście zdolni. Każda grupa ma tego samego stwora i spokojnie możecie go zabić. Pytania?

Po sali rozniosły się podekscytowane głosy uczniów, którzy w końcu mieli szansę zmierzyć się z innym przeciwnikiem w walce na śmierć i życie.

– Proszę pana? – odezwała się Celena. – Można korzystać tylko z pocisków?

– Tak – odpowiedział profesor, jednak wyczułam w jego głosie nutę, która świadczyła o tym, że w razie potrzeby można złamać tę zasadę.

WIECZNI: Drzewo piorunówWhere stories live. Discover now